1.55

306 17 6
                                    

Tak jak Gregory Smith podejrzewał, zarówno ani w Akademii Królewskiej jak i Akademii Aliusa, nie odnaleziono Shawna Frosta. Jego ludzie sprawdzali teren obu szkół przez kilka godzin, jednak nikogo nie znaleźli. Ostatnia nadzieja była związana z tym tajemniczym miejscem. Greg kazał teraz wszystkim swoim współpracownikom pracować nad zlokalizowaniem tego miejsca. Czas leciał i liczyła się dosłownie każda sekunda. Mężczyzna wiedział, że z każdym kolejnym przesunięciem się wskazówek zegara szanse na odnalezienie szarookiego żywego maleją i przez to Smith dostawał kurwicy, nerwicy i wszystkiego po kolei. Zaczęły mijać kolejne dni, które dla Gregory'ego zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Wiedział, że przede wszystkim nie może stracić wiary i nadziei. A to było bardzo trudne.

*******

Hávardur siedział w kuchni, bez przerwy mieszając kawę...widelcem. Tak, dokładnie, widelcem. Po prostu nie popatrzył, co bierze, ale i tak jakoś go to nie ruszyło. Mieszał już tak napój od kwadransu, wybijając wzrok w stół. Po jakimś czasie usłyszał odgłos przekręcania klucza w zamku. Pomyślał, że to pewnie chłopcy wyszli z mieszkania, lecz to nie byli oni. To mama Bryce'a, Saoirse, wróciła z pracy. Kobieta weszła do pomieszczenia i położyła torbę z zakupami na blacie kuchennym.

- Hávardur?- spytała. - Wszystko w porządku?- usiadła obok i dotknęła dłonią jego czoła. 

- Spokojnie, nie jestem chory- mężczyzna złapał jej dłoń i mocno ścisnął. - Smith odsunął mnie od tej sprawy- dodał po chwili.

- Dlaczego?- zdziwiła się Saoirse.

- Jestem ojczymem jednego z podejrzanych, no rozumiesz, tak to działa- wyjaśnił Highbrave, wzdychając. Jego współmałżonka popatrzyła ze smutkiem, ale rozumiała, że takie są zasady. Patrzyli sobie w oczy i delikatnym uśmiechem usiłowali pocieszyć drugą osobę, bo oboje byli w dołku. A to dlatego, że ich Bryce zszedł na złą ścieżkę. I oni nawet nie byli w stanie tego zauważyć. I to ich tak właśnie przerażało. 

*******

W tym samym czasie Claude i Bryce siedzieli w pokoju tego drugiego. Nastolatkowie siedzieli w zupełnej ciszy, obok siebie, tak blisko, że stykali się ramionami. Cisza im nie przeszkadzała. Była wręcz pożądana do ich przemyśleń. Jednak każdy z nich rozmyślał o czym zupełnie innym. Torch zastanawiał się, co powinni zrobić w zaistniałej sytuacji. Czy powinni sami powiedzieć policji, gdzie przetrzymywany jest Shawn, czy też poczekać aż policja sama to odkryje, czy powinni Frosta wypuścić, niech sam sobie wróci do domu. Żadna z tych opcji na chwilę obecną nie wydawała mu się dobra. Westchnął zrezygnowany i zamknął oczy. Siedzący obok Gazelle zastanawiał się nad tym, dlaczego ostatnio, gdy przebywa w towarzystwie ognistowłosego, to jego serce zaczyna walić jak szalone. Skąd mu się to bierze? Czy to normalne? A może to jakaś choroba? Nie znał odpowiedzi na te pytania, bo nie uświadomił sobie jeszcze jednej, ważnej rzeczy. Zaczął powoli analizować wszystkie fakty. Zgodził się pomóc w uprowadzeniu Wilczego Napastnika, bo chciał, żeby Claude był szczęśliwy. Gdy Claude non stop nawijał o Froście, odczuwał zazdrość. Poza tym, miał nieodpartą ochotę, aby złotookiego przytulić. Musiał się powstrzymywać, aby nie rzucić się na chłopaka. Gdy już przeanalizował to wszystko, całość stała się dla niego jasna.

- O Boże...- jęknął. Karmazynowowłosy popatrzył na niego.

- Coś nie tak?- zapytał. - Źle wyglądasz- dopowiedział.

- Jestem przemęczony, to tyle- odpowiedział jasnowłosy. To, co odkrył sprawiło, że miał ochotę zapaść się pod ziemię. - Nie chce cię wyganiać czy coś, ale położyłbym się- niebieskooki miał nadzieję, że Claude nie zacznie niczego podejrzewać. Ten zaś wstał z łóżka.

I won't let you go || Inazuma Eleven || ✒️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz