1.29

463 23 2
                                    

Gdy zegar wybił siódmą, budzik w telefonie Axela zadzwonił i obudził chyba nie tylko jego, ale i cały oddział. Blondwłosy zaklął cicho pod nosem i wyłączył to ustrojstwo. Nie nawidził tego dźwięku, bo kojarzył mu się z przymusem wstawania do szkoły. Blaze podniósł się ostrożnie i usiadł na łóżku. Dzisiaj stąd wychodzi. Wraca do domu. Tak, ale co z tego, skoro nie będzie tam Shawna? Zacisnął dłonie na pościeli i usiłował poukładać sobie myśli. Miał miliard domysłów, ale ani jeden z nich nie był mądry. Wszystkie pozbawione ładu i składu, bez najmniejszego sensu. Ciemnooki wziął głęboki wdech i powoli zaczął pakować swoje rzeczy. O dziesiątej przychodzi po niego ojciec, miał więc jeszcze sporo czasu. Gdy było za piętnaście ósma, postanowił wybrać się do młodszego kuzyna Claude'a. Ciekaw był czy maluch śpi, czy też nie. Obstawiał jednak, że tak. W końcu miał dopiero cztery latka, więc wiadome było to, że tak małe dzieci śpią co najmniej do dziewiątej. Ostrożnie nacisnął klamkę i wszedł do środka. Rozejrzał się i uśmiechnął. Rudzik kończył jeść akurat śniadanie. Na widok Płomiennego Napastnika na jego twarzy pojawił się szeroki banan.

- Hej, co tam?- spytał Axel i usiadł obok chłopczyka.

- Muszę zjeść to wszystko- pokazał na typowe dla szpitali śniadanie.- Jest niedobre- skrzywił się, krzyżując ręce na piersi.

- Hah, doskonale cię rozumiem- powiedział Axel. Patrzył na malucha i zastanawiał się, kiedy on opuści to miejsce. Nie miał jednak serca pytać, bo z tego co słyszał, spędzi tu jeszcze wiele kolejnych tygodni. Było mu żal tego dzieciaka. Tak bardzo chciał grać w piłkę nożną, a najprawdopodobniej całe życie spędzi przykuty do szpitalnego łóżka. 

- Czy Claude przyjdzie do mnie dzisiaj?- spytał Rudzielec, wyrywając blondwłosego z zamyślenia.

- Co?...Eee, tak, przyjdzie- odpowiedział.

- A kiedy?- dopytywał chłopczyk.

- Hmmm...albo po szkole lub po treningu- odparł Jeżyk. Rudzik odetchnął z ulgą na te słowa i dokończył te paskudztwo na tacy, którą Blaze odłożył na szafkę obok. Siedział z nim jeszcze chwilę, potem się pożegnał i wrócił do siebie. Nawet nie wiedział, że siedział u kuzyna Torcha ponad godzinę. Podszedł do okna i lekko je uchylił. Chłodny wiaterek owiał jego twarz. I właśnie wtedy przypomniało mu się, że nie nałożył żelu na włosy. Wczoraj jakoś udało mu się to zrobić, ale teraz nie opłaca mu się iść do łazienki. I tak za chwilę przyjdzie jego tato. Wyciągnął więc gumkę do włosów i związał nią swoje. Zamknął oczy i przypomniał sobie, jak Frost czasem zaplatał mu dobieranego lub kłosa, albo zwykłego warkocza. Bawił się jego fryzurą akurat gdy kładli się spać. Przeczesał palcami końcówki włosów i zamknął okno. Zapewne pielęgniarki będą drzeć ryja, że w sali zimno jak w kostnicy i że pacjenci zmarzną. A szczerze, co go to obchodziło? Przecież go już tu nie będzie. Pościelił łóżko i nie miał zamiaru na nim siadać, dlatego zaczął chodzić w kółko. Zaczął układać w głowie plan działania. Najpierw, jak wróci do domu, strzeli mega focha na życie. Będzie obrażony jak na nikogo nigdy przedtem. Potem, przeprosi życie i obrazi się na los. Gwałtownie się zatrzymał i zaczął- w myślach- wyzywać siebie od najgorszych. Jak można strzelić mega focha na życie lub na los? No jak? To jest niewykonalne! Stał na środku sali przez chwilę, po czym ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka.

- Jesteś gotowy?- zapytał Jonathan Blaze, podchodząc do syna. Ax skinął delikatnie głową, chwycił swoją torbę i opuścił ściany tego pomieszczenia. Zanim jednak całkowicie wyszedł ze szpitala, poszedł pożegnać się z młodszym kuzynem Beaconsa. Obiecał także, że będzie odowiedział jak tylko znajdzie wolny czas. Po powrocie do domu zniósł torbę do swojego pokoju i położył ją na łóżku. Zaraz też w progu pojawił się ojciec.

- Potrzebujesz czegoś? Przynieść ci coś do jedzenia lub picia?- zapytał. Ciemnooki zastanawiał się jakiej odpowiedzi udzielić. Wiedział, że mężczyzna martwi się o niego.

- Coś słodkiego- popatrzył na ojca.

- Mochi?- granatowowłosy uniósł do góry jedną brew.

- Tak, poproszę- potwierdził Jeżyk i po chwili siedział sam, a pudełko pełne mochi leżało na biurku. Zjadł może dwa ciasteczka, ale nie miał apetytu i po prostu zostawił je na później. O ile odzyska apetyt, ma się rozumieć. Odwrócił się twarzą do ściany i zamknął oczy. Wieczorem jego tato ma pojechać na komisariat, aby dowiedzieć się czy już cokolwiek wiadomo. Miał nadzieję, że tak. Ale zanim przyjdzie naw to pora, prześpi się. I tak nie pozostało mu nic innego jak spanie.

I won't let you go || Inazuma Eleven || ✒️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz