To co wydawało się dobrym pomysłem
Zamieniło się w pole bitwy*Porozmawiać z nią o tym, czy raczej nie? Oto był największy problem Constantina następnego ranka, kiedy zbierał resztę swoich rzeczy przed wyjazdem. Zerkał kątem oka na Laurę, która stała przy kuchennym blacie prawdopodobnie szykując im obojgu śniadanie i zwyczajnie czuł się rozdarty. Miał świadomość, że może to być drażliwy temat, a nie chciał psuć tego dnia swoimi głupimi pomysłami, ale z drugiej strony... Jeśli nie teraz, to kiedy?
Nie można było odwlekać tego w nieskończoność, ale z jakiegoś powodu Constantin czuł niemożność podjęcia tego tematu z własnej woli. Na litość boską, przecież jesteś dorosłym facetem, pomyślał, wzdychając pod nosem i zastanawiając się jakim cudem Laura w ogóle zwróciła uwagę na takiego kretyna jak on.
Zastanawiał się nad tym wszystkim od jakiegoś czasu i właściwie dwadzieścia jeden lat to już odpowiedni czas, by wynieść się z rodzinnego domu. Nie zamierzał tam przecież kwitnąć do trzydziestki, skoro mógł mieszkać z dziewczyną, którą kochał i zacząć układać razem z nią życie. Miał wrażenie, że nigdy nie będzie miał jej dość. Mogłoby się wydawać, że im dłużej ją znał, tym więcej odkrywał powodów, by kochać ją jeszcze bardziej.
Coś rzeczywiście było takiego w Laurze, że trudno było jej nie kochać. Może to jej cudowny uśmiech, którym obdarowywała tylko nielicznych? Może cudowna zdolność, do zjednywania sobie ludzi i wzbudzania sympatii wszędzie gdzie tylko się pojawiała? Być może jej wszechstronna wiedza i inteligencja, która nierzadko się ujawniała podczas zwykłych dyskusji? Albo umiejętność otwierania oczu innym z niezwykłą łatwością, tak jak zrobiła to z nim? Constantin śmiało mógł powiedzieć, że bez Laury był jak ślepiec, błądzący po lesie, a ona nie dość, że przywróciła mu wzrok, to jeszcze rozświetlała drogę.
To, że spotkał Laurę na swojej drodze było dla niego jak największe błogosławieństwo i gdyby to kiedykolwiek schrzanił, raczej by sobie nie wybaczył, ale właśnie, przecież byli dorosłymi ludźmi i powinni ze sobą rozmawiać.
Dokończył pakowanie, przygotowując się mentalnie do dyskusji i dokładnie w momencie, kiedy włożył do torby ostatnią rzecz, Laura zalewała torebki z herbatą wrzątkiem.
— O której będziesz wyjeżdżał? — spytała, kładąc przed nim talerz z kanapkami.
— Pewnie jakoś po dwunastej — odparł, wzruszając ramionami. — Muszę się jeszcze dopakować —dodał.
— Oczywiście, bo musisz robić wszystko na ostatnią chwilę — westchnęła, uśmiechając się pod nosem, a Constantin pokazał jej język.
— W każdym razie... — westchnął, nie za bardzo wiedząc od czego mógłby zacząć.
Laura posłała mu pytające spojrzenie, unosząc jedną brew. Dobra, za późno, żeby się wycofać, stwierdził, przecierając twarz wierzchem dłoni. No dalej, Constantin, nie boisz się rzucać z Letalnicy, a przeraża cię rozmowa z dziewczyną? Prawdę mówiąc, oddanie skoku na Letalnicy wydawało się mu dziesięć razy prostsze.
— Chciałem... chciałem o czymś pogadać — wydusił w końcu, chwytając kubek w rękę, żeby nie strzelać palcami, jak czasami robił w nerwach.
— Coś się stało? — Laura zmrużyła oczy i przechyliła głowę, wpatrując się w niego uważnie. — Daj spokój, jeśli coś jest nie tak możesz mi powiedzieć — zapewniła, dotykając jego dłoni, w której trzymał kubek. — O co chodzi?
— Bo wiesz, tak sobie pomyślałem...
Co on sobie właściwie pomyślał? To akurat wiedział, ale teraz problemem było ujęcie tego w jakieś sensowne słowa. Chciał, żeby to jakoś brzmiało, bo przecież oczywiście mógł powiedzieć "Laura kocham cię, zamieszkaj ze mną pod Salzburgiem" ale nie chciał wyjść na desperata. Ale z drugiej strony, może jednak za dużo kombinował?
CZYTASZ
wieder alleine | c. schmid ✔
Fanfiction[opis zawiera spoilery części pierwszej] Czasami spotykają nas rzeczy, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Codziennie wystawieni jesteśmy na pastwę losu, licząc, że nie spotkają nas te najgorsze, najtrudniejsze wersje naszych historii, a jednak...