23.

221 16 5
                                    

Na myśl, że mogłabym nie zobaczyć tych oczu
Ledwie powstrzymuję łzy*

Nie pamiętała ani jednego momentu trasy Wiedeń-Oberstdorf. Po prostu siedziała w pożyczonym aucie i jechała, jechała, jechała, jakby zupełnie bez świadomości, że dokądkolwiek zmierza. Wiedziała, że żyje, bo przecież jej palce trzymały kierownice i operowały biegami, a nogi naciskały poszczególne pedały, a jednak miała wrażenie, jakby jej nie było. 

Nie miała nastroju właściwie do niczego. Z chęcią wczołgałaby się do ciepłego łóżka i wyła w poduszkę, ale jak na złość żadne łzy nie chciały się w jej oczach pojawić. Nawet nie mogła zapłakać nad własnym losem, a co dopiero nad losem kogokolwiek innego. A przecież było wiadomym, że w tej sprawie są inni bardziej pokrzywdzeni niż ona. 

W tym momencie jednak mogła tylko na zmianę użalać się nad sobą i obwiniać się  o śmierć Domena. Stwierdziła, że powinno istnieć słowo, opisujące ból po cudzej tragedii, której nie była bezpośrednią przyczyną, ale przez swoje działania, lub ich brak znacznie przyczyniła się do tego co się stało. 

Czuła, że coś pożera ją od środka. Brutalnie i bezlitośnie konsumowały ją wyrzuty sumienia i za żadne skarby nie mogła się ich pozbyć. Pragnęła, by to uczucie odeszło, ale zamiast tego jedynie się wzmagało, sprawiając, że do Oberstdorfu dotarła jako cień samej siebie. 

W kółko zadawała sobie jedno pytanie, na które nie potrafiła odnaleźć właściwej odpowiedzi. Czy jestem winna śmierci Domena Prevca?

W teorii nie była. Przecież to nie ona grzebała mu przy wiązaniach, to nie ona przecinała te linki, które mocują nartę z butem... Ale gdyby sprawa od razu trafiła na policję, to być może Domen Prevc dzisiaj by żył. A ona, zamiast zgłosić to do służb, które umiałyby się tym zająć, sama postanowiła zabawić się w Sherlocka i skończyło się tragedią. Nie przypuszczała, by mogła się z tym kiedykolwiek pogodzić. 

Był w tym wszystkim jeszcze jeden, bardzo istotny aspekt, a mianowicie Constantin. Constantin, który miał tamtego dnia umrzeć zamiast Domena. Constantin, który żył tylko dzięki pomyłce młodego Słoweńca. 

Kiedy Markus wypowiedział jego imię przez telefon tamtego dnia, poczuła się jakby straciła cały grunt, jaki jeszcze się ostał pod jej nogami. Myślała, że wypuści komórkę z ręki, albo się przewróci. W jednym momencie wszystko wywróciło się do góry nogami i zabrakło jej powietrza, by wziąć oddech. To wszystko było urzeczywistnieniem jednego wielkiego koszmaru i Laura zrobiłaby wszystko, żeby się obudzić. 

Niestety, to nie okropny, mrożący krew w żyłach sen, który znika po wybudzeniu się. To rzeczywistość, która po otwarciu rano oczu nadal trwa i nie ma sposobu, by ją zakończyć. 

Ktoś rzeczywiście chciał, żeby Constantinowi stała się krzywda i to wstrząsało nią najmocniej. Być może nie chodziło o to, by zabił się na skoczni, bo tego rzeczywiście nie można było przewidzieć, ale najwyraźniej ktoś z całą mocą starał się go uszkodzić i pozbyć się z zawodów.

Nie powiedziałaby, że cieszy się z tego, że to właśnie Domena spotkało to nieszczęście, bo powiedzieć coś takiego oznaczałoby utratę człowieczeństwa, ale Laura była niesamowicie wdzięczna losowi, że Constantinowi udało się tego uniknąć. Było w tym wszystkim dużo złości, bólu i goryczy, bo Domen także powinien żyć i także być teraz w drodze do hotelu w Oberstdorfie, ale... Życiem rządzą jedynie przypadki. 

Wydaje nam się, że cokolwiek możemy, a jaka jest prawda? Gówno możemy, mruknęła pod nosem, kręcąc głową. Jaką my właściwie mamy kontrolę nad tym, co się w naszym życiu dzieje? — spytała samą siebie, przecierając twarz wierzchem dłoni. 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz