Gdy marzenia rozpadają się, ziemia się trzęsie
Chodzi o życie lub śmierć
Pójdę do ciebie*Mimo że Laura nigdy specjalnie nie kochała Berlina, bezsprzecznie było w tym mieście coś hipnotyzującego i przykuwającego uwagę. I nawet jeśli nie przyjechała tu z Markusem na zwiedzanie, nie mogła przepuścić takiej okazji i koniecznie przeszła się pod Bramę Brandenburską i budynek Bundestagu, żeby porobić parę zdjęć. Co prawda pogoda ich nie rozpieszczała, ale jeśli Laura chciała zrobić zdjęcia, to prawdopodobnie nie powstrzymałoby jej nawet tornado.
Rzeczywisty powód ich przyjazdu był jednak znacznie poważniejszy niż kilka fotografii i nawet Laura musiała się z tym zgodzić. Kuzynka Markusa zaprosiła ich do domu, żeby w spokoju mogli omówić całą sprawę, więc po ekspresowym zwiedzaniu, na jakie uparła się Laura, udali się na Winterfeldtstrasse.
Stefanie okazała się być o wiele bardziej podobna do Markusa, niż Laura się spodziewała i patrząc na te dwójkę można było ich wziąć za rodzeństwo. Kobieta robiła wrażenie naprawdę szczęśliwej, że przyjechali, zwłaszcza, że już na początku wspomniała, że Markus jej za często nie odwiedza, a każdy powód by się zobaczyć był dobry i Laura poczuła jak robi się jej cieplej na sercu, oglądając tę dwójkę.
— Czego się napijecie? — spytała, kiedy zdejmowali z siebie płaszcze. — Kawy, herbaty? Paskudna pogoda, dzisiaj, nie?
— Daj spokój Stefi — westchnął Markus, siadając przy niewielkim drewnianym stoliku w jadalni. — Kawy poproszę, jakbyś mogła, wiesz...
— Rozpuszczalna, łyżeczka cukru, bez mleka — pokiwała głową, uśmiechając się. — A dla ciebie... Laura?
Stefanie wyciągnęła do niej rękę, a Laura pospiesznie ją uścisnęła, zajmując miejsce obok Markusa.
— Jak mogę prosić, to herbaty poproszę — odparła.
— Jasne, zaraz wracam.
Stefanie zniknęła w kuchni, by po kilku minutach wrócić z trzema szklankami napojów. Postawiła odpowiednie obok swoich gości, a jedną zgarnęła do siebie, również dosiadając się do stołu.
— Mówcie co to za sprawa, bo umieram z ciekawości — stwierdziła, zakładając nogę na nogę. — Jak już Markusa przywiało do Berlina, to czuję, że to duża sprawa.
— Oj Stefi, nawet nie masz pojęcia jak — westchnął Markus.
I zaczęli opowiadać właściwie od samego początku, od Bad Mitterndorf, historii z oponami, z włamaniem, wszystkimi innymi rzeczami, które zdarzyły się podczas poprzedniego sezonu, o złapaniu Marka Behrendta i o śmierci Domena następnego dnia, wszystko z najdokładniejszymi szczegółami, jakie pamiętali, dlatego sama opowieść zajęła im prawie dwie godziny.
Stefanie słuchała z uwagą, kiwając głową lub co jakiś czas marszcząc brwi, ale generalnie się nie wtrącała i cierpliwie czekała, aż ta dwójka wyjaśni wszystko do końca.
— I wygląda na to, że rzeczywiście tego chłopaka mógł ktoś zamordować — westchnęła na zakończenie Laura, a Markus potwierdził to skinięciem głowy. — Nie wiedzieliśmy zbytnio co mamy zrobić i chyba tylko ty możesz nam jakoś pomóc. Skopaliśmy na początku, że od razu tego nie zgłosiliśmy, ale no...
— Wiesz, nie myśleliśmy, że to wszystko może się tak potoczyć — dokończył za nią Eisenbichler.
— Faktycznie, to jest dość trudna sytuacja — powiedziała Stefanie po dłuższej chwili milczenia, po czym westchnęła. — Nie można wszcząć oficjalnego śledztwa, bo nie ma żadnych jednoznacznych dowodów, na cokolwiek. Fakty są dwa. Mark Behrendt zniszczył kombinezon Constantina, a Domen Prevc nie żyje. Cała reszta to tylko przypuszczenia i domysły, więc niewiele można zrobić...
CZYTASZ
wieder alleine | c. schmid ✔
Fanfiction[opis zawiera spoilery części pierwszej] Czasami spotykają nas rzeczy, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Codziennie wystawieni jesteśmy na pastwę losu, licząc, że nie spotkają nas te najgorsze, najtrudniejsze wersje naszych historii, a jednak...