12.

223 18 4
                                    

Jestem całe mile od ciebie
Leżę na zimnej ziemi
I modlę się, by coś mnie podniosło
I umieściło w twych ciepłych ramionach*

Wiele razy powrót do Wiednia był dla niej wybawieniem, ale tym razem chyba największym w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Kiedy zrzuciła zimowe buty ze stóp, odstawiła sprzęt na miejsce i wstawiła wodę na herbatę poczuła się jakby była najszczęśliwsza na świecie. 

No, prawie, bo brakowało jej jeszcze jednego, a mianowicie głupiego chłopaka z Niemiec, który okropnie ją zranił, ale kochała go jak cholera. Bez niego to wszystko zdawało się być gówno warte, tak jak przewidział Olivier. 

Zdawało się jej, że życie bez Constantina było jakieś niezwykle odległe i już nawet nie mogła sobie przypomnieć jak ono wyglądało. Nie wyobrażała sobie, że teraz ten stan rzeczy miał nagle wrócić. Miała nadzieję, że podczas weekendu w Ruce chociaż podejmie próbę porozmawiania z nią, przeprosi, albo w ogóle cokolwiek, ale nic takiego się nie stało i boleśnie zakuło ją to w sercu. 

Wiedziała, że wodzi za nią wzrokiem, kiedy wchodziła do hotelowej restauracji, albo kiedy mijał ją schodząc ze skoczni. Wiedziała, bo Constantin niespecjalnie się z tym krył i w jakiś sposób ją to pocieszało, bo w jego spojrzeniu nie było złości, a jedynie smutek i Laurze nawet zrobiło się jej go trochę żal, ale nie zamierzała sama do niego iść. 

Prawda była taka, że gdyby nie powiedział tego jednego zdania za dużo nic wielkiego by się nie stało. To, że powiedział jej, że jest samolubna mogła znieść, bo w końcu, wyrwijcie mi język, jeżeli kłamię, każdy człowiek jest trochę egoistą. I w odrobinie zdrowego egoizmu nie ma absolutnie niczego złego. Ale słowa o siostrze dotknęły ją głębiej niżby chciała. 

Miała świadomość, że Constantin prawdopodobnie nie wiedział jak bardzo coś takiego mogło boleć i nie zamierzał zranić jej aż tak, ale jednak mu się udało. A ludzie czasem się ranią, nawet ci, którzy się kochają i nie było w tym nic niezwykłego. Ba, można powiedzieć nawet więcej, najmocniej ranią się ci, którzy się kochają. 

A Laurze nie trzeba było nic więcej poza zwykłym "przepraszam" i możliwe, że trochę by się jeszcze na niego pozłościła, ale właściwie... Już i tak mu to wybaczyła, bo w jakieś części jego słowa okazały się być prawdziwe. 

Ale Constantin milczał, nie dostała od niego żadnych wiadomości, nie miała żadnych nowych nieodebranych połączeń i zapewne w najbliższym czasie się nie pojawią. I nie mogła zrobić nic innego, poza życiem dalej, tak jak wcześniej, udając, że nic się nie stało. 

Zrobiła jednak coś, co nie zdarzyło się już dość dawno, a mianowicie zadzwoniła do Daniela, żeby dowiedzieć się, czy mógłby zorganizować jej jeden bilet na jakąkolwiek operę, a szwagier powiedział jej, żeby po prostu podjechała do niego do mieszkania.

Zazwyczaj oglądała opery w internecie, bo tak było po prostu taniej, ale ostatnimi czasy brakowało jej takiej prawdziwej atmosfery, jaka panuje, kiedy wszystko dzieje się na żywo. Wszystko zdawało się wtedy bardziej prawdziwe, a co za tym idzie, mocniej oddziaływało na emocje. 

Kiedy odebrała od Daniela bilet uśmiechnęła się pod nosem, widząc tytuł jednej ze swoich ulubionych oper. Traviata niewątpliwie należała do tych najbardziej znanych, ale Laura jakoś szczególnie upodobała sobie akurat tą, bo nawet jeśli znała ją już na pamięć, za każdym razem odkrywała w niej coś nowego. 

Tak było i tym razem, bo kiedy siedziała w wygodnym, miękkim fotelu i patrzyła, jak była kurtyzana Violetta opuszcza Alfreda, którego kocha, by nie kompromitować jego rodziny przed bogatym człowiekiem, za którego miała wyjść jego siostra, poczuła, jakby ktoś wbił jej nóż w serce. Zrezygnować z kogoś, kogo się kocha, dla wyższego celu było dla Laury zupełnie innym wymiarem poświęcenia, którego jeszcze nie poznała. 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz