18.

228 16 0
                                    

Aż do teraz radziłam sobie sama
Niewiele mnie to obchodziło, dopóki cię nie poznałam*

Następnego dnia wszystko wróciło do normy, a w Engelbergu Constantin nie rzucił ani jednego komentarza na temat jej relacji z Gregorem, ale uwadze Laury nie umknął fakt, że zaczął dużo częściej rozmawiać z Irene i prawdę mówiąc przezabawnie się jej to oglądało. 

Podejrzewała, że po prostu próbuje wzbudzić w niej zazdrość po ich ostatniej dyskusji na ten temat, ale cóż, było to zbyt komiczne, by Laura mogła wziąć to na poważnie. 

Po pierwsze dlatego, że Irene zdecydowanie nie była zainteresowana Constantinem pod innym względem, niż tylko i wyłącznie zawodowym. A po drugie dlatego, że Constantin zabierał się do tego w tak nieporadny sposób, że Laura już kilkukrotnie musiała opanować nadchodzący napad śmiechu. I z jednej strony miała ochotę powiedzieć mu, żeby popukał się po głowie i przestał robić z siebie gamonia, ale z drugiej naprawdę zabawnie się to oglądało. 

A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że cała reszta zupełnie o niczym nie wiedziała. No cóż, w obliczu zagrożenia morderstwem ten tydzień był wyjątkowo miłą odskocznią. I oczywiście był to ostatni konkurs przed świętami, a więc wszystkim udzielała się atmosfera.

Ale prawdę mówiąc, po powrocie z Engelbergu Laura nie miała jeszcze pojęcia co będzie robić w święta. Standardowo miała jechać do rodziny, ale okazało się, że w tym roku wszyscy jadą do ciotki do Mannheim, a ona nie mogła znaleźć już biletów na żaden pociąg ani samolot. I nawet dobrze, że nie znalazła, bo w ten sam dzień zadzwonił do niej Daniel. 

— Laura, rozmawiałem z twoją mamą i mówiła, że nie jedziesz do nich na święta — zaczął. — Będziesz sama? 

— Na to wygląda — westchnęła. — Już rozmawiałam z Constantinem, wraca do Oberaudorfu...

Jemu jeszcze nie powiedziała, że zostaje w Wiedniu sama, bo zapewne zmusiłby ją, żeby pojechała do jego rodzinnego domu, a Laura czułaby się po prostu nieswojo, wpraszając się do jego rodziców. 

— Gram w Wigilię koncert — ciągnął dalej Daniel. — A wiesz, moja mama od dwóch tygodni siedzi u siebie w tym domku, wiesz, co sobie kupiła dwa lata temu i tak się zastanawiam... Nie wzięłabyś do siebie Sophie na Wigilię? Odebrałbym ją następnego dnia rano? 

— Dan, czy ty nawet Wigilii nie możesz poświęcić swojej córce? — westchnęła ciężko, siadając na kanapie. — Wiem, że musisz pracować, ale... Nie ma nikogo innego, kto mógłby cię zastąpić? Chociaż ten jeden dzień? To jest druga Wigilia z rzędu, kiedy ciebie nie ma... 

— Laura, już ci tłumaczyłem tysiąc razy...

— Dobra dobra, wszystko rozumiem — ucięła, wiedząc, że jej szwagier już miał przygotowany wywód, który znała na pamięć. — Po prostu podrzuć ją kiedy będziesz chciał, ale daj mi znać wcześniej.

Odłożyła komórkę, przecierając twarz dłonią. Nie podobało jej się to i Daniel doskonale o tym wiedział, a mimo wszystko nic nie chciał z tym zrobić. Miała świadomość, że stanowisko dyrygenta w jednej z najważniejszych oper świata do czegoś zobowiązuje, ale czy było warte aż tyle, by poświęcać dla tego własne dziecko? 

Laurę wkurzało to niemiłosiernie, bo Sophie musiała mieć ojca, skoro nie miała już matki. Nie mogła zostać sama, nie mogła czuć się opuszczona, niechciana czy niekochana. Laura pragnęła dołożyć wszelkich starań, żeby jej siostrzenica miała najszczęśliwsze dzieciństwo, jakie tylko mogła, żeby nigdy nie brakowało jej ciepła, żeby zawsze miała przy sobie ludzi, których kocha. Laura chciała dla Sophie lepszego dzieciństwa, niż ona sama miała. 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz