Z każdym kolejnym dniem
Żyjesz w mojej pamięci*Nie spała pół nocy, rzucając się bez celu po łóżku. Mimo że była zmęczona, ciągle wracała myślami do kartki, którą dała jej mama, zastanawiając się co teraz niby miała z tym zrobić. Bo jednocześnie najchętniej olałaby tego kolesia i zupełnie wyrzuciła ze świadomości fakt, że jej biologicznym ojcem nie jest ten, który wychowywał ją całe życie, ale z drugiej strony nurtował ją powód, dla którego facet po ponad dwudziestu latach w końcu się odzywał. Było to z pewnością dziwne.
Do tego stopnia dziwne, że Laurę zmógł sen dopiero gdzieś o czwartej nad ranem, a do tego Constantin chrapał jak niemiecka dywizja pancerna, co wcale nie ułatwiało sprawy.
A dodatkowo uznał, że zabawnym będzie obudzić ją w jeden z najbardziej brutalnych sposobów, jaki znał świat.
— Wesołych świąt, Laura — wydarł się nad jej uchem tak głośno, że niemal spadła z łóżka.
Podniosła się do siadu zdezorientowana, patrząc na niego z grymasem na twarzy, po czym wzięła swoją poduszkę i z całej siły cisnęła nią w jego kierunku.
— Nienawidzę cię — powiedziała tylko, naciągając sobie kołdrę na samą głowę.
A przynajmniej próbowała, bo zanim jej się udało Constantin chwycił za przeciwne końce i odkrył ją całą. I mimo że miała na sobie piżamę, a w domu było ogrzewanie, zrobiło się jej przeraźliwie zimno.
— Wstawaj Laura, za pół godziny wyjeżdżam — stwierdził, uśmiechając się do niej smutno.
— A jedź w cholerę — prychnęła, wciskając twarz w materac. — Ale najpierw oddaj kołdrę. I podusz...
Zanim zdążyła dokończyć, poczuła jak wspomniane przez nią przedmioty lądują prosto na jej głowie i gdyby nie miała zamkniętych oczu, to zapewne by nimi wywróciła. Constantin czasami zachowywał się jak duże dziecko i czasami miała wręcz ochotę go udusić, ale perspektywa dożywocia i fakt, że jednak go kochała skutecznie ją od tego odciągał.
Kilka minut później niechętnie się podniosła, uznając, że może jednak chciałaby się pożegnać z nim przed wyjazdem. Nie żeby mieli rozstawać się na jakiś kosmiczny czas, bo za chwilę będą razem w Oberstdorfie, ale jednak w jakiś dziwny sposób przywykła do obecności Constantina tutaj w Wiedniu.
Constantin tymczasem siedział przy stole i leniwie wyjadał zawartość jednego z pudełek z jedzeniem, które przywiozła jej rodzina.
— Co jesz? — spytała, siadając naprzeciwko niego, zaglądając z zaciekawieniem do pudełka.
— Nie wiem — pokręcił głową. — Ale dobre jest — dodał po chwili. — Słodkie.
— To jest właśnie kutia — Laura pokręciła zrezygnowana głową, zauważając, że w pudełku już prawie nic nie zostało. — No, a przynajmniej była, bo ktoś postanowił zeżreć całość — spiorunowała go spojrzeniem, ale ostatecznie nie zabrała mu pudełka, jak początkowo planowała.
— W przyszłym roku też chcę to na święta — stwierdził, odkładając łyżeczkę do pustego pudełka, a Laura westchnęła tylko ciężko, chwytając się za głowę, ale mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem.
Kiedyś słyszała do kogoś, że szczęście to krótkie momenty, które zdarzają się raz na jakiś czas. Że szczęście to wakacje na Malediwach, czy koncert ulubionego artysty. Że szczęście to chwile, które szybko mijają, a cała reszta to tylko normalne życie.
Ale Laura postanowiła doceniać to wszystko, co oferowało jej normalne życie i tym samym szczęściem był każdy kolejny dzień, który mogła przeżyć. Cieszyła się, że może wypić rano swoją ulubioną herbatę, cieszyła się, że ma czekoladowe wafelki w szufladzie, cieszyła się, że są dni, kiedy może spać do południa i cieszyła się, że teraz mogą siedzieć razem z Constantinem obok siebie i beztrosko dyskutować o świątecznym jedzeniu.
CZYTASZ
wieder alleine | c. schmid ✔
Fanfiction[opis zawiera spoilery części pierwszej] Czasami spotykają nas rzeczy, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Codziennie wystawieni jesteśmy na pastwę losu, licząc, że nie spotkają nas te najgorsze, najtrudniejsze wersje naszych historii, a jednak...