36.

185 12 1
                                    

I to takie uczucie, jakby
Niebo było tak daleko*

Peter Prevc naprawdę miał nadzieję, że na to wszystko jest logiczne wyjaśnienie, bo poza nim jeszcze tylko jedna osoba podczas kolacji wpatrywała się uparcie w stolik, przy którym siedziała kadra niemiecka. I była to osoba na tyle bliska Peterowi, że ten modlił się w duchu, żeby okazało się, że nie ma z tą sprawą nic wspólnego.  

Od razu po kolacji, popędził do swojego pokoju, żeby się uspokoić i pomyśleć co zrobić dalej, ale przychodził mu tylko jeden, jedyny pomysł, a mianowicie konfrontacja. Nie mógł jej uniknąć, a więc postanowił, że wyjdzie jej naprzeciw, zamiast siedzieć i czekać jak na skazanie. 

Znał numer pokoju. Oczywiście, że znał, bo przecież jak mógłby nie znać numeru pokoju własnego brata? Cene Prevc i Anze Lanisek mieszkali na tym samym piętrze, a więc nie miał daleko, mimo wszystko jednak czuł się jakby pokonał właśnie Mount Everest, stojąc pod drzwiami pokoju brata i kolegi. 

Załomotał energicznie w drzwi, starając się zapanować nad drżeniem swoich rąk. To nic takiego, powtarzał sobie, starając się oddychać miarowo. Rzeczywiście, szedł tylko pogadać z bratem, nic takiego. Gdyby tylko rozmowa nie dotyczyła drugiego brata, tragicznie zmarłego, rzeczywiście mogłoby to być "nic takiego". 

Drzwi do pokoju nagle się otworzyły i stanął w nich niezwykle rozbawiony czymś Anze Lanisek, jednak na widok Petera uśmiech natychmiast spełzł z jego twarzy. 

— Och, cześć? 

No tak, Peter nie dziwił się, że było dość niezręcznie, w końcu sam nie odzywał się prawie do nikogo przez ostatnie miesiące, a już na pewno nie latał po cudzych pokojach. 

— Cześć Anze, jest może Cene? Trener kazał mi mu coś przekazać, ale zmyliście się dość szybko z kolacji, mogę wejść? 

Wyglądało na to, że Laniskowi szczęka opadła, słysząc tak długie i złożone zdanie z jego ust, ale pokiwał głową i odsunął się, żeby wpuścić najstarszego z Prevców do środka. 

Cene leżał na łóżku w kadrowej bluzie, wszędzie wokół niego walały się porozrzucane ubrania, szafka nocna Anze była zaśmiecona jakimiś batonami, albo pudełkami od ciastek i widząc ich pokój Peter mimowolnie się skrzywił. Nienawidził bałaganiarstwa, to po pierwsze, a po drugie nie wolno było im się objadać słodyczami i Lanisek doskonale to wiedział, bo od razu posłał mu spojrzenie, mające mówić "Błagam, tylko nic nie mów trenerowi". 

I w normalnym wypadku zapewne doniósłby trenerowi, wcale nie dlatego, że jest złośliwy, albo że zależy mu na dobrej wadze Laniska, ale dlatego, że ten gamoń wcale się z tym wszystkim nie ukrywał. Owszem, Peter też trzymał jakieś słodkie na czarną godzinę, ale miał dwa albo trzy batony zakopane na dnie swojego bagażu, a szafka Anze wyglądała jak jeden wielki śmietnik. 

Ale jako, że teraz nic nie było normalnie, skinął po prostu głową, mając nadzieję, że Lanisek wyczyta z jego twarzy, że nie jest tutaj mile widziany w tym momencie. 

— Nie musisz nic mówić, Peter, idę do Jerneja i Žigi pograć w karty, jak chcecie to możecie potem wpaść, Cene wie gdzie, co nie? 

Ja też wiem, matole, pomyślał, powstrzymując się, żeby przypadkiem nie powiedzieć tego głośno. Zanim dokończył myśl Anze zgarnął swój telefon i szybkim krokiem wyszedł z pokoju, rzucając im tylko krótkie "cześć". 

Cene w końcu odkleił wzrok od ekranu telefonu i patrzył teraz z wyczekiwaniem na to, co Peter ma mu do powiedzenia. Wyglądało na to, że on także doskonale wiedział, że trener wcale nic nie kazał Peterowi przekazać, że Peter sam przyszedł i Peter chciał z nim porozmawiać. 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz