41.

184 16 1
                                    

To tak, jakbym nigdy nie opuściła
Domu, którego nigdy nie zbudowaliśmy*

W szatni reprezentacji niemieckiej wrzało. Karl próbował uspokoić Constantina, który wydzierał się na Markusa, Markus musiał z kolei być trzymany za ramiona przez Piusa, żeby nie rzucił się z pięściami na Irene, a Richard siedział przy drzwiach i pilnował, żeby Irene nie próbowała ucieczki. Wszyscy przekrzykiwali się wzajemnie i dla postronnego obserwatora mogłoby to wyglądać jak scena z jakiegoś czeskiego filmu — nikt nie wie o co chodzi. 

— Czy wy wszyscy możecie się w końcu zamknąć?! — wydarła się w końcu Irene, patrząc na nich wszystkich z dezaprobatą. — Próbuję wam coś powiedzieć, a wy...

— Obawiam się, że nie masz tu już nic więcej do powiedzenia — odparł Karl, tak spokojnym tonem, jak umiał. — Zaraz policja się o wszystkim dowie, rozumiesz? 

— Dobrze, poniosę wszystkie konsekwencje prawne, przyznam się, ale wy nie znacie całej prawdy! 

— Co takiego? — Markus zmarszczył brwi. — Jakiej całej prawdy? Irene, jest coś jeszcze? 

— Tak, ale nie mamy czasu — popatrzyła na nich ze śmiertelną powagą. — Trzeba ratować Laurę, powiem wam po drodze...

— Czekaj czekaj, co? — Constantin chwycił ją mocno za ramię i nią potrząsnął. — Coś ty jej zrobiła?! Gdzie ona jest?!

— To wszystko nie było moim pomysłem — westchnęła ciężko. — To Andreasowi zależało na twoim wypadku, Constantin... Chciał wrócić do kadry A tak bardzo, że... skumał się z jakimś podejrzanym typem, który okazał się byłym chłopakiem Laury i chciał się na niej zemścić — wyjaśniła w skrócie, posyłając im wszystkim błagalne spojrzenie. — Laura jest teraz razem z nim sama, w lesie, rozumiecie?! Jeśli nie zdążymy, to on ją zabije! 

Wszyscy byli w ciężkim szoku. Nie codziennie dowiadujesz się, że kolega z twojej kadry okazuje się totalnym gnojem. Constantin miał wrażenie, że to wszystko staje się coraz bardziej oderwane od rzeczywistości, bo przecież to wszystko nie mogło być prawdą... 

Andreas, miałem cię za przyjaciela..., pomyślał z niedowierzaniem, chwytając się za głowę. 

— Nie, nie, nie, to nie możliwe — pokręcił głową, piorunując wzrokiem Irene. — Wymyśliłaś to wszystko, tak? Przyznaj się, że po prostu ściemniasz i chcesz zrzucić na niego odpowiedzialność!

— Constantin — Markus popatrzył na niego smutnym wzrokiem, również pokręciwszy głową. — Teraz wiemy, dlaczego go tutaj nie ma — powiedział niemal beznamiętnym tonem. 

Mało rzeczy boli tak, jak zdrada przyjaciela i wszyscy w szatni właśnie teraz tego doświadczali, być może po raz pierwszy w życiu, a na pewno po raz pierwszy w tak drastyczny i bolesny sposób.

Karl z całej siły uderzył pięścią w ścianę, Richard wyglądał, jakby zaraz miał stracić przytomność, a Pius z kolei wydawał się najbardziej trzeźwo myślącą osobą w całym towarzystwie. 

— Chłopaki, trzeba coś z tym zrobić — powiedział zdecydowanym tonem, kopiąc  torbę ze swoimi rzeczami na bok. — Musimy się podzielić, cześć będzie szukać Andreasa, a reszta pójdzie po Laurę, dobra? Trzeba zawiadomić policję... 

— Policja o całej sprawie wie, muszę zadzwonić do kuzynki, żeby jej wszystko przekazać — odparł Markus, sięgając drżącą dłonią do kieszeni telefonu. 

— Nie możemy czekać — Irene była wyraźnie zdenerwowana. — Jeśli Laura tam umrze... 

— Nie umrze, nie ma opcji — Karl pokręcił głową. — Daleko to było? 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz