38.

209 10 18
                                    

Nic tej nocy nie jest w porządku
Wszystkie anioły mnie opuściły*

Laura naprawdę spodziewała się zobaczyć na zdjęciu każdego. Absolutnie każdego, ale nie ją. Nie Irene, która od pierwszego dnia traktowała ją jak przyjaciółkę. Poczuła, że chce się jej wymiotować na myśl, że ta miła i sympatyczna dziewczyna, z którą można było się pośmiać i pożartować, każdego dnia patrzyła jej w oczy każdego dnia i uśmiechała się wesoło, a tak naprawdę od początku knuła i robiła wszystko, żeby podciąć Constantinowi skrzydła, a tamtego dnia, gdyby nie pomyłka Domena, pewnie doprowadziłaby do jego śmierci.

Ale dlaczego miałaby to robić? — pomyślała, przedzierając się na oślep przez las, czując, że z każdym kolejnym krokiem jej gniew narasta. 

Gniew, niezrozumienie, ból, rozczarowanie... Nic czego wcześniej by nie znała, jednak tym razem uderzało ją to z kilkukrotnie większą siłą, niż zazwyczaj. Jeśli znaliście kiedyś kogoś, kto wydawał się wam dobrym człowiekiem i w jakiś sposób go lubiliście, a nagle okazało się, że jest zwykłą szują, to tak mniej więcej czuła się właśnie Laura. 

Jedynym rozwiązaniem, żeby dowiedzieć się dlaczego to wszystko musiało się zdarzyć, było dopadnięcie Irene właśnie teraz. Zanim zrobi to policja, lub ktokolwiek inny. Wiedziała, że gdy gliniarze zakują dziewczynę w kajdanki Laura straci szansę, żeby samej z nią porozmawiać, a na tym zależało jej najbardziej. 

Nie miała pojęcia jak długo błądziła po lesie, zanim dostrzegła kolejny ruch, ale kiedy zapaliła szybko latarkę w telefonie, a jej oczom ukazały się plecy Irene, uciekającej coraz bardziej w głąb lasu, nie wahała się ani przez moment i natychmiast podjęła próbę pościgu. 

Biegła tak szybko, jak tylko była w stanie, ale jednak jej cel wcale nie zdawał się zbliżać, więc zacisnęła zęby i usiłowała uczynić ten bieg najlepszym w swoim życiu. Z pewnością mógł być tym najważniejszym, bo nie biegła dla samej siebie. 

Biegła dla Constantina, by wreszcie mógł być w pełni bezpieczny. Biegła dla Markusa, by mógł w końcu skończyć z tą sprawą, ale przede wszystkim biegła dla Domena Prevca. Bo chociaż już był martwy i nie można było zrobić absolutnie nic, żeby przywrócić go do życia, należała mu się sprawiedliwość. A wszystkim należała się prawda. Prawda o tym, co zdarzyło się tamtego dnia i dlaczego niewinny człowiek zginął. 

Z taką myślą Laura chwyciła Irene za kaptur jej kurtki, usiłując ją zatrzymać, ale zamiast tego obie wylądowały boleśnie na zmrożonej kupie śniegu. I Laura czuła, że dziewczyna próbuje się wyszarpnąć, ale nie zamierzała jej puścić. Nie teraz, kiedy już właściwie ją miała. 

Może i Irene umiała przecinać wiązania, ale Laura miała za sobą doświadczenia po związku z kryminalistą, więc nie trudno było powiedzieć która z nich miała większe szanse w bójce. 

Laura chwyciła Irene za kark i z całej siły przydusiła ją do lodowatej ziemi, usiłując w tym czasie podnieść się na kolana, ale zanim zdążyła to zrobić poślizgnęła się na wystającym korzeniu i poluzowała uścisk, czego Irene nie omieszkała wykorzystać. 

Wyszarpnęła gwałtownie głowę, po czym odwróciła się w stronę Laury, a na jej twarzy zamiast, jak spodziewała się Laura, nienawiści i agresji zobaczyła coś w stylu współczucia i wytrąciło ją to z równowagi. Na jej własne nieszczęście, bo poczuła, jak Irene z całej siły kopnęła ją w rękę, na której się podpierała, przez co jej twarz zmuszana była spotkać się z ziemią. 

Usłyszała chrzęst kości i poczuła, jak jej twarz niemal płonie z bólu, chyba krzyknęła, ale nie była pewna, a kiedy otworzyła oczy zobaczyła, że Irene podnosi się i wiedziała, że za chwilę będzie stąd uciekać. 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz