*uwaga, poniższy dodatek ma ponad 8 tysięcy słów, mam nadzieję, że się wam spodoba*
Nie jesteś sama
To są historie, które jednoczą nas wszystkich*
24 grudnia 2031 rok
— Która godzina, Sophie? — spytała Laura, zaglądając jednocześnie do garnka z gotującymi się pierogami. — A cholera niech to weźmie, chyba wszystko rozgotowałam...
— Dochodzi czternasta — odparła nastolatka, sprawdzając szybko wyświetlacz swojego telefonu. — Zadzwonić do taty? Coś długo ich już nie ma, nie sądzisz?
— Daj spokój — kobieta machnęła jedynie ręką, wyjmując pierogi z wody. — Lepiej, że ich nie ma bo wiesz jak z nimi jest, i tak by tylko przeszkadzali, niech już wybierają tą nieszczęsną choinkę...
Sophie zdusiła śmiech i pokręciła głową, zerkając na ciotkę, po czym z powrotem wróciła do przecierania naczyń, wyciągniętych z szafki, kołysząc się przy tym w rytm jakieś świątecznej piosenki.
Za oknem panowała istna zamieć i nie było widać niemal nic, poza tańczącymi na wietrze płatkami śniegu i przebijającymi się gdzieś w tle ścianami wiedeńskich kamienic, a Laura wróciła myślami do pierwszych świąt, które spędziła w tym mieście. Dziesięć lat, dokładnie tyle minęło od tamtego dnia.
Laura Kruszyńska-Schmid naprawdę nie mogła uwierzyć jak wiele zmieniło się przez ten czas. Zwłaszcza w świetle wydarzeń z Oberstdorfu, które o mało nie przekreśliły jej szansy na szczęśliwe życie. Kiedy cofała się myślami w przeszłość, przypominając sobie, że wtedy niemal opuściła człowieka, którego kochała każdą komórką swojego organizmu, zdawała sobie sprawę, jak niewyobrażalnie szczęśliwa była, kiedy ten zatrzymał ją tamtego dnia na lotnisku do Paryża. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że dziewięć lat później zgodzi się zostać jego żoną.
Nie wiedziała wielu rzeczy. Wielu się nie spodziewała. Życie było przewrotne. Zaskakujące, czasami męczące, ale zdecydowanie zbyt krótkie. Miała wrażenie, jakby święta sprzed dziesięciu dzieliło od tych świąt zaledwie mrugnięcie powieką. Czas przelatywał im przez palce, ale starali się łapać każdą małą chwilę, każdy moment, jaki to życie im dawało.
— Cześć Laura — usłyszała nad uchem, po czym poczuła czyjeś zimne usta na swoim policzku.
Dopiero po sekundzie uświadomiła sobie, że to nie są czyjeś usta, tylko usta Constantina. Uśmiechnęła się i obróciła, by na niego spojrzeć. Niemal się nie zmienił przez ostatnie dziesięć lat. No może wyglądał odrobinę poważniej, ale kiedy się uśmiechał ciągle wyglądał jak ten dwudziestoletni dzieciak, którego spotkała po raz pierwszy na lodowisku na Rathausplatz.
— Kupiliście to drzewo w końcu? — spytała, unosząc brew.
— Tak, Daniel jedzie z nim windą — odparł, a na potwierdzenie jego słów drzwi do mieszkania stanęły otworem, a Daniel próbował przecisnąć się przez próg z ogromną choinką.
— Nie stój jak słup soli, tylko mu pomóż — wywróciła oczami, patrząc, jak jej szwagier ledwie daje sobie radę z potężnym świerkiem. — Mówiłam wam, że nie macie brać takiego gigantycznego, bo się nie zabierzecie, ale wy jak zwykle...
— Laura, skarbie, sprawdź czy cię nie ma w kuchni — uciął Constantin jedynie, robiąc w jej kierunku najgłupszą minę, jaką tylko potrafił.
CZYTASZ
wieder alleine | c. schmid ✔
Fanfiction[opis zawiera spoilery części pierwszej] Czasami spotykają nas rzeczy, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Codziennie wystawieni jesteśmy na pastwę losu, licząc, że nie spotkają nas te najgorsze, najtrudniejsze wersje naszych historii, a jednak...