26.

196 13 3
                                    

Pytam siebie, czy w ogóle istniejesz
Lecz wszyscy mówią
Że najlepsze rzeczy znajduje się, gdy się ich nie szuka*

Wyjechali dość wcześnie, bo około szóstej rano. Nie mogli być w Ga-Pa zbyt szybko, bo przecież powiedzieli wszystkim, że będą zawozić ciotkę Markusa rano na lotnisko. A należało przede wszystkim trzymać się rzeczywistości, którą wykreowali, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Wszystko było absolutnie normalnie. 

Tego właśnie życzyła sobie Laura, kiedy około dwunastej w południe zajeżdżali pod hotel w Garmisch-Partenkirchen. Na szczęście zdążyli na odprawę techniczną i kwalifikacje, bo inaczej trener Horngacher zrobiłby im z dupy jesień średniowiecza, a oni zdecydowanie woleli uniknąć tej konfrontacji. 

Laura stwierdziła, że nie ma siły, żeby iść na kwalifikacje, dlatego zamiast udać się na skocznię z Markusem odebrała swoją kartę do pokoju i od razu po zdjęciu butów położyła się do łóżka, nawet nie ustawiając sobie budzika.

Ze snu wybudziło ją agresywne łomotanie drzwi i prawdę mówiąc wcale nie zamierzała otwierać, ale osoba przed pokojem najwyraźniej gotowa była pukać w nieskończoność, a tego już by nie zniosła 

— No idę, nie pali się przecież! — krzyknęła, wyplątując się z pościeli. 

Nie wiedziała kto czeka po drugiej stronie, ale miała pewne podejrzenie. I z jednej strony pragnęła tej osobie rzucić się na szyję i już nigdy nie puszczać, a z drugiej rąbnąć ją w ten głupi czerep. 

Nie zdążyła otworzyć drzwi do końca, a Constantin już przyciskał swoje usta do tych jej i bez zaproszenia ładował się do pokoju. 

— Też tęskniłam, ale wyluzuj, nie było mnie jeden dzień — wywróciła oczami, delikatnie go od siebie odpychając, żeby złapać oddech i domknąć do końca drzwi, które zostały uchylone. 

Twarz Constantina była czerwona, jak podejrzewała Laura, od mrozu, a sekundę później potwierdziła swoją hipotezę, dotykając swoją dłonią jego lodowatego policzka. Miała wrażenie, jakby od ich ostatniego spotkania minęły setki lat. Jakby ostatni raz widziała te oczy tak dawno, że już prawie zapomniała jak ciepłe było ich spojrzenie. 

— Wydziwaniałem do ciebie co chwilę, a ty nawet nie raczyłaś odebrać — prychnął, próbując udawać obrażonego, ale Laura widziała ile go to kosztowało. 

Prawda była taka, że diabelnie za nią tęsknił i nie potrafił w najmniejszym stopniu się na nią gniewać. Czasami bywał tylko drama queen i lubił zrobić jej jakąś aferę, ale prawdę mówiąc już do tego przywykła. 

— Nie będę z tobą gadać jak prowadzę — stwierdziła, a on zrobił zeza i pokazał jej język. — I nie rób tego, bo ci tak zostanie — ostrzegła i oboje wybuchnęli śmiechem. 

— Jak tam ciotka Markusa, dała ci popalić? — spytał Constantin, kiedy przebierała się w jakieś cieplejsze ciuchy. — Osobiście jej nie spotkałem, ale słyszałem już parę opowieści — wyjaśnił, kręcąc głową.

— Nie było tragicznie — westchnęła, wzruszając ramionami. — Raczej pozwoliłam Markusowi się nią zajmować i sama schodziłam jej z drogi.

Constantin parsknął śmiechem, a ona trzepnęła go w głowę parą skarpetek, którą akurat miała pod ręką, marszcząc przy tym brwi z udawanym oburzeniem.

— Nie było cię na kwalifikacjach — stwierdził, po czym zdjął z siebie kurtkę, buty i usiadł na rozgrzebanym nadal łóżku. — Spałaś? 

— Constantin, siedziałam dzisiaj trochę za kółkiem, myślisz, że miałam na to siłę? — uniosła brwi, a on uderzył się otwartą dłonią w czoło. 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz