15.

260 14 1
                                    

To trudniejsze, niż nam się zdaje
Trzymamy się tego najmocniej gdy jesteśmy słabi*

— Czy ty naprawdę musiałeś zabrać ze sobą te wszystkie pierdoły? — Laura westchnęła, kiedy wypakowali z Constantinem kolejny z jego kartonów. — Serio, co to do cholery jest? — spytała, chwytając losowe trofeum w rękę. — Strzelałeś do tego, czy już ci dali takie podziurawione? 

— Oddawaj, to z Rumuni — wyrwał jej nagrodę z ręki, przyciskając ją do piersi, a Laura popatrzyła na niego jak na głupka. — No co, to za pierwsze podium w Pucharze Świata!

— I naprawdę nie mogłeś zostawić tego w domu? — uniosła brew. 

— Przywiązałem się, okej? — odparł, a ona wywróciła oczami. — Zobacz, tutaj zrobi się nową półkę i...

— Zgłupiałeś chyba — Laura popukała się palcem w czoło. — Nic nie będziesz wiercił w tej ścianie i żadnej półki tu nie będzie, a to — wskazała na trofeum — idzie do rupieciarni — zdecydowała, sięgając po kolejny karton. 

— Ale... — zaczął, jednak nie dane było mu dokończyć. 

— Żadnego ale — ucięła dyskusję, rzucając w jego kierunku puste pudło. — Tu wrzucasz wszystkie pierdoły i za chwilę wyniesiemy to do schowka. 

Constantin naprawdę przywiózł ze sobą masę niepotrzebnych gratów i Laura rozumiała, że części nie warto było się pozbywać, ale nie mogli trzymać tego normalnie w mieszkaniu, bo nie było po prostu miejsca. Na cholerę mu płetwy do nurkowania? Pokręciła głową, od razu wrzucając je do wspomnianego wcześniej pudełka. 

— Ej, ja będę ich używał — stwierdził, natychmiast je wyjmując. 

— W grudniu? 

Otworzył usta, by odpowiedzieć, ale po chwili zrezygnował, wrzucając je z powrotem do pudełka. 

Kilkanaście podobnych dyskusji później mieli już dwa kartony gratów, które należało schować, więc Laura postanowiła w końcu pokazać gdzie w tym mieszkaniu jakaś rupieciarnia była. Okazało się, że obok kuchni były jeszcze jedne drzwi, na które nigdy wcześniej nie zwrócił uwagi, bo myślał, że była tam jakaś spiżarnia czy coś w tym stylu, ale najwyraźniej się pomylił. 

Pomieszczenie nie było jakoś specjalnie duże, ale w dwójkę jakoś udało im się zmieścić. Wyglądało jak coś w tylu piwnicy, tylko że w domu.

Constantin rozejrzał się i zdał sobie sprawę, że jego dwa kartony to jest pikuś, w porównaniu z tymi śmieciami, które trzymała tutaj Laura. 

— Laura, czy to jest koło rowerowe? — spytał, zerkając na jakieś dziwnie powyginane pręty. — I to niby ja przywiozłem pierdoły... 

— Nie gadaj, tylko podawaj ten karton — prychnęła, robiąc miejsce na jednej z półek. — Tu jest tyle śmieci, ale nie ma kiedy tego wysprzątać — dodała, wstawiając karton tam, gdzie poprzednio stały jakieś gumowe kalosze. 

Rozejrzał się jeszcze raz po schowku i ze zdziwieniem zauważył, że na wieszaku w jakimś pokrowcu wisi sukienka.

— Ale serio, żeby ubrania tu trzymać... — wskazał dłonią w tamtym kierunku, podchodząc, żeby bliżej ją obejrzeć i wytrzeszczył oczy. — Laura, czy to jest ślubna sukienka? — zdziwił się, chwytając kawałek materiału, wystający z pokrowca. 

— Nie moja przecież — odparła, odstawiając na miejsce drugi z kartonów. — Dalej, wyłaź stąd, bo chcę zamknąć. 

— Nie twoja? — spojrzał na nią, mrużąc oczy. 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz