45. epilog 1/2

266 15 10
                                    

Tak trudno jest patrzeć w twoje oczy
Bo nie wierzę w pożegnania*

Trzy lata później

Tego lata pogoda w Wiedniu była nie do wytrzymania. Żar lał się z nieba zupełnie, jakby siedział na wakacjach gdzieś w Egipcie, a nie w stolicy europejskiego państwa. Termometry wskazywały około czterdziestu stopni w cieniu, ludzie pocili się nawet w najbardziej przewiewnych ubraniach, a starsi ludzie i małe dzieci, widoczni na ulicach miasta mieli głowy zasłonięte kapeluszami albo chustkami, by ochronić się przed przegrzaniem. 

Constantin Schmid ze zdumieniem odkrywał, że nic się tutaj nie zmieniło, odkąd ostatni raz tutaj był. Wszystko zdawało się być takie samo, jak w dniu, kiedy opuszczał Wiedeń. Te same znajome ulice, budynki, których historie znał już na pamięć, te same drzewa, które rosły tutaj jeszcze zanim on tu zamieszkał... Wszystko było znane, a jednak mimo wszystko czuł się w tym mieście obco.

Być może to nie sam Wiedeń się zmienił, ale coś zmieniło się w Constantinie. Przez ostatnie lata tyle rzeczy wydarzyło się w jego życiu i nie mógł już być tym samym człowiekiem, którym był, kiedy stąd wyjeżdżał. 

Constantin Schmid był teraz mistrzem świata w lotach narciarskich, zwycięzcą Pucharu Świata, oraz jedynym Niemcem, poza Svenem Hannawaldem, który wygrał Turniej Czterech Skoczni, wygrywając na każdym z obiektów. Był najsilniejszym punktem niemieckiej drużyny, najlepszym zawodnikiem Horngachera i można było powiedzieć, że osiągnął to, do czego całe życie aspirował. 

Ale do pełni szczęścia brakowało mu jednej jeszcze tylko rzeczy. A właściwie osoby i wrócił do Wiednia specjalnie dla niej. 

Miał nadzieję, że nadal tam była. Pamiętał drogę do jej mieszkania, nawet po tylu latach nieobecności. Serce waliło mu w piersi tak mocno, jakby chciało się z niej wyrwać i kiedy stanął przed drzwiami z zamiarem zapukania, czuł się jakby zaraz miał się dowiedzieć, czy trafił szóstkę w totolotku, czy nie. 

Wziął głęboki oddech i zapukał, a dopiero potem uświadomił sobie, że nie wie co tak naprawdę miałby jej powiedzieć. Przeprosić? A może rzucić się jej na szyję? Czekać, aż ona da mu w pysk? Nie miał zielonego pojęcia, więc gdy drzwi mieszkania zaczęły się otwierać czuł, że narastający w nim stres właśnie osiąga punkt kulminacyjny. 

Ale to nie Laura stała w drzwiach. Zamiast niej oczom Constantina ukazał się wysoki blondyn w okularach i koszuli w kratę, opierający się niedbale o futrynę drzwi i przyglądający się mu pytająco. 

Constantinowi zabrakło języka w gębie, bo nie przygotował się na taką okoliczność. Oczywiście wiedział, że Laura na pewno nie będzie na niego czekała w nieskończoność, ale w jakiś sposób poczuł się oszukany. 

Nie żeby on po ich rozstaniu nie umawiał się z innymi dziewczynami, bo przecież to robił, ale z żadną z nich nie zabrnął aż tak daleko, żeby chociaż przedstawić ją rodzicom, a co dopiero z nią zamieszkać. 

— Mogę jakoś pomóc? — odezwał się w końcu chłopak, unosząc jedną brew i przekrzywiając głowę lekko w lewo. 

— Ja... Tak właściwie... Zastałem może Laurę? 

Patrzył, jak rysy chłopaka nagle się zaostrzają.

— Żadna Laura tutaj nie mieszka — odparł i już chciał zamykać drzwi, ale Constantin był szybszy i zablokował je nogą. 

— Proszę, chcę tylko pogadać — powiedział, patrząc na niego błagalnie. — A jak nie, to chociaż powiedz jej, żeby zadzwoniła do Constantina, będzie wiedziała o kogo chodzi, proszę... 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz