17.

221 16 0
                                    

Czas przemija, przesuwa nas do przodu
Jednak ja nie chcę odejść w inne miejsce*


— Przepraszam, że tak ci się zwalam na głowę, ale uwierz mi, gdyby to nie było ważne to naprawdę rozwiązałabym to inaczej — westchnęła Laura, kiedy mknęli austriacką drogą krajową 111.

Gregor Schlierenzauer siedział obok niej na fotelu pasażera i wcale nie wydawał się być zawiedziony takim obrotem sprawy. Wręcz przeciwnie, mimo że była siódma rano on był w znakomitym nastroju.

— U mnie zawsze jesteś mile widziana, już ci mówiłem — wywrócił oczami. — A poza tym, wolę jechać z tobą, niż autobusem — dodał, a Laura parsknęła śmiechem. 

Właściwie nie miała się co dziwić. Po przeżyciach z Niżnego Tagiłu można było z całą pewnością powiedzieć, że samochód był zdecydowanie pewniejszym i zdecydowanie wygodniejszym środkiem komunikacji. Co prawda musieli się trochę nagimnastykować, żeby upchnąć do środka wszystkie klamoty Gregora, ale koniec końców wszystko się im zmieściło i mogli spokojnie jechać do domu Austriaka. 

Laura wiedziała, że Gregor mieszkał na obrzeżach Insbrucka i miał świetny widok na austriackie Alpy, bo już kiedyś ją do siebie zapraszał, ale jakoś nigdy nie miała okazji się wybrać. No cóż, wolała żeby spotkali się w przyjemniejszych okolicznościach, ale teraz nie było takiej możliwości. Nie kiedy na skoczni grasował morderca, a ona mogła być potencjalnie jego kolejną ofiarą. 

Gregor szybko zrozumiał, że sytuacja faktycznie jest poważna, bo już więcej o nic nie dopytywał i Laura naprawdę była mu wdzięczna. Po pierwsze za to, że zgodził się pokazać jej zdjęcia, które zrobił w dniu śmierci Domena, mimo że wcale nie musiał i był to jedynie akt jego dobrej woli. A po drugie za to, że umiał uszanować powagę tego, co się działo, nawet jeśli nie do końca to wszystko rozumiał. 

— Zostaniesz chociaż na obiad? — spytał po chwili, zerkając na nią. 

— Nie, nie chcę ci siedzieć na głowie — pokręciła głową. — Poza tym, muszę dzisiaj jeszcze dojechać do domu, a nie uśmiecha mi się jazda samej w nocy. 

— No właśnie, w ogóle to myślałem, że będziesz wracał z Constantinem — powiedział. — Mówiłaś, że razem mieszkacie, więc tak pomyślałem...

— Tak, ale chłopaki wysadzą go pod Salzburgiem, żeby się przejechał do domu — wyjaśniła. — Też tak miałam przez pierwsze tygodnie jak się wyniosłam z domu — uśmiechnęła się pod nosem. — Średnio co dwa dni miałam myśl, że powinnam wrócić do Polski... 

— Ile ty miałaś lat jak się wyprowadziłaś do Austrii? — spytał, mrużąc oczy. — Dziewiętnaście? Kiedyś mówiłaś, ale...

— Właściwie wyjechałam od razu po maturze, czyli niecałe dziewiętnaście, bo mam urodziny w grudniu, a już w sierpniu mieszkałam tutaj — odparła. — Jakoś... tak się wszystko potoczyło, że dość szybko się zmyłam z Polski — uśmiechnęła się pod nosem. — To... Nigdy tak do końca nie było moje miejsce na świecie — przyznała. — W sensie wiesz, lubię czasem wrócić na stare śmiecie, zobaczyć się z rodziną, ale przywykłam już, że dom jest tutaj. 

— Czekaj, masz urodziny w grudniu? — zmarszczył brwi. — Miałaś już, czy dopiero będziesz mieć? 

— A który jest dzisiaj? 

— Już ci mówię... — wyciągnął z kieszeni komórkę, by sprawdzić datę. — Czternasty grudnia, poniedziałek — odparł, wsuwając telefon z powrotem do kieszeni. 

O cholera. Czternasty? 

— Wygląda na to, że chyba dzisiaj — parsknęła śmiechem, a Gregor wytrzeszczył oczy. — Och nie patrz tak na mnie, na śmierć zapomniałam. 

wieder alleine | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz