ZWIADOWCY One Shot #41

473 19 17
                                    


   SPOILER Z 12 TOMU ZWIADOWCÓW


Ciała Alyss po śmierci nie odnaleziono, z tego powodu pogrzeb się nie odbył, co mnie bardzo rozczarowało. Wiele bym dała, by przeczytać trochę więcej o samej śmierci Alyss i o tym co się działo zaraz po wydarzeniu a nie 1,5 lata później... 

  Jak to często bywa, jeśli nie możesz czegoś przeczytać to napisz to sam :p Zapraszam. 

*  *  * 

  Deszcz uderzał mocno o liście drzew, niemal rozszarpując je na strzępy. Słońce wydawało się starać przebić przez chmury, jednak te były tak ciężkie i wielkie, że nie przepuszczały nawet skrawka czystego nieba.

  Tymczasem polana w samym środku lasu była całkowicie odkryta od wszelkich gałęzi, więc deszcz spadał swobodnie na ziemię, tworząc coraz to większe błoto. 

  Nikt jednak nie zwracał na to uwagi. 

Wzrok każdego był skierowany na samotny nagrobek przy samym skraju polany. Ozdobiony kwiatami i przeróżnymi wieńcami, które przynieśli przyjaciele zmarłej. 

  Wszyscy stali w kapturach, niektórzy trzymali głowy prosto, jeszcze inni  spuszczali je co chwilę, nie mogąc wytrzymać widoku przed nimi. 

  Taka cisza przerywana jedynie deszczem trwała chyba w nieskończoność. 

  Wreszcie z tłumu wyszła barczysta postać, lekko okrągła po tylu latach siedzenia na zamku. 

  Zgromadzeni ledwie go poznali. Zawsze bowiem ubierał się w kolorowe, świecące, bogate w ozdoby szaty. Jednak dziś przywdział zwykły czarny płaszcz i jednolitą koszulę z wyszytym na czerwono herbem lenna Redmont. 

  Klęknął przy nagrobku stawiając przy nim bukiet pięknych białych kwiatów. Następnie stanął na przeciwko zgromadzonych. 

  - Cóż... Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać jedną z - głos mu się urwał. 

  Nie miał pojęcia co powiedzieć. Żeby pożegnać... kogo? Jedną z najlepszych kurierek w kraju? Przyjaciółkę, wychowankę? Wszystkie te słowa teraz zdawały się mieć tak mało znaczenia. Gdy Arald wpatrywał się w twarze wszystkich zgromadzonych, poczuł jak ich ból łączy się z jego własnym poczuciem wielkiej straty. Przecież to on  był pierwszą osobą, która stworzyła dom dla Alyss. To on dbał o jej najwcześniejszą edukację i jej przyszłość. Pierwszy zadbał o tę niesamowitą dziewczynę. Przy niej każde słowa zdawały się nie mieć znaczenia. 

  - Alyss - dokończył. - Żeby pożegnać Alyss. Nikt nie zaprzeczy, że była to wspaniała osoba. A nasz kraj, a nawet nie tylko nasz kraj, lecz również nasi sojusznicy... Wszyscy bardzo wiele jej zawdzięczamy. Była to najodważniejsza dziewczyna jaką znałem. Rzuciła się w ogień, by ratować całkowicie obce dziecko - znowu urwał. 

  Nie miał pojęcia co powiedzieć.

Zawsze na wszelakich uroczystościach kochał wygłaszać długie, przejmujące i błyskotliwe mowy. Uwielbiał gdy ludzie go słuchali. Nigdy nie miał problemu z tym, by wygłosić wymowę na poczekaniu, mówić prosto z serca. Jednak dziś zabrakło mu słów. 

  Coś takiego nigdy się nie zdarzyło.

  Popatrzył po twarzach zgromadzonych. Horace jako jeden z nielicznych nie założył kaptura. Przyszedł w zwykłej tunice, jaką nosili czeladnicy w zamku Redmont a na piersi nie miał swojego herbu Dębowego Liścia lecz również koszulę z herbem lenna Redmont - identyczną Arald miał właśnie na sobie. Twarz młodego rycerza była cała mokra. Włosy przykleiły mu się do czaszki. Krople deszczu zmieszały się ze łzami. Prawym ramieniem obejmował Evanlyn, która zakrywała usta ręką. Na jej głowie był kaptur, jednak głowę trzymała wysoko, wpatrując się w nagrobek, przez co z oczu było było widać jej łzy. Zaraz przy Evanlyn stała Maddie, jednak głowę trzymała nisko, wpatrując się w swoje buty a czarna peleryna przykrywała całe jej ciało. Arald przypatrywał się dziewczynce uważnie. Zdawała się ani drgnąć, przez chwilę wydawało mu się nawet, że jej ramiona pozostają bez ruchu mimo oddechu. 

Zwiadowcy i Drużyna One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz