*Rozdział 4*

2.2K 110 4
                                    

Zadzwonił dzwonek i wszyscy uczniowie ruszyli na korytarz. Przez całą lekcję nie mogłam się skupić. Nazwisko Argent przewijało mi się przez myśli. Moim pierwszym zadaniem na dziś było znaleźć swoją szafkę, napisać Derekowi, że łowcy są w mieście i nie pokazywać się Allison na oczy. Spojrzałam na numer szafki zapisany na karteczce razem z planem lekcji. Numer 1115, ok. Znalazłam!

Otwarłam drzwiczki i zaczęłam przekładać książki. Po angielskim miałam godzinne okienko. Chciałam spędzić je na poznawaniu nowego terenu.

-Nawet szafki mamy obok siebie! - Allison.

-Naprawdę, jakie to cudowne - zamknęłam gablotkę i spojrzałam się na brunetkę obok. Patrzyła się na mnie, jakbym ją oparzyła. No może zabrzmiałam trochę za ostro.

-Przepraszam, to z nerwów - Nie powinnaś się w ogóle odzywać... -Jaką masz teraz lekcje?- zapytałam. Chęć bycia miłą stała się większa od strachu o własne życie. To, co robisz, jest cholernie głupie.

-Um, teraz mam - wyciągnęła plan - okienko! Ty?

-Też - uśmiechnęłam się.

- Masz już jakieś plany? - zapytałam. Może nie jest zła do kości? Wydaje się bardzo miła. Oczywiście, że wydaje się miła. Nie wie, kim jesteś!

Nagle podeszła do nas inna dziewczyna. Jej włosy miały kolor miodu, a ubrania bardzo modne. Była bardzo ładna.

-Masz zabójczą kurtkę, a twoje buty idealnie odbijają się na tym outficie - powiedziała raz do Allison raz do mnie. Spojrzałam w dół. Miała rację. Czerwone, długie trampki świetnie wybijały się przy czarnym.

-Gdzie ją kupiłaś? - zapytała się brunetki

-Moja mama była kierowniczką butiku w San Francisco

- Brawo, właśnie zostałyście moimi nowymi kumpelami - Kumpelami? Serio? Poczułam się niezręcznie. Podszedł do nas najprawdopodobniej chłopak blondynki.

-Cześć Jackson. Właśnie nie przedstawiłam się Lydia Martin, a to mój chłopak Jackson - wyciągnęła do nas rękę.

-Andrea.

-Allison - powiedziałyśmy w tym samym momencie. Zaśmiałam się.

-W ten piątek jest impreza. Przyjdźcie.

-Niestety nie mogę. Mam spotkanie rodzinne - kłamała. Usłyszałam to bardzo wyraźnie w biciu jej serca.

-To może ty, Andrea?

-Nie jestem w nastroju na imprezy. To nie jest dobry moment - odpowiedziałam tak jak się czułam. Poza tym piątek? - Pełnia.

-Jesteście pewne? Po meczu wszyscy tam będą - mecz. Ciekawe, w co grają?

-Gracie w nogę? - wow, może potrafię kontrolować ludzkie umysły? Zaśmiałam się pod nosem. W tym momencie zauważyłam, że dwójka chłopaków z angielskiego i jakaś dziewczyna się na nas patrzą. Koncentrując się na rozmowie z Lidią, nie usłyszałam, o czym mówią. Pomachałam im tylko lekko. Od razu odwrócili wzrok.

-... Od trzech lat jesteśmy niepokonani.

-To wszystko dzięki kapitanowi - para się pocałowała. Oho, zgubiłam wątek.

-Za chwilę trening. Jeśli macie czas...

-Idą z nami, prawda - widać było, że Lydia jest osobą, która nie przyjmuje słowa nie. Zgodziłam się. Złapała nas za ręce i nasza czwórka wyszła ze szkoły.

///

Jackson poszedł się przebrać, a my usiadłyśmy na trybunach. Powiewał lekki wietrzyk. Dobrze, że wzięłaś dziś skórę. Punkt dla ciebie.

Wzrok Allison skupił się na chłopaku z numerem 11.

-Kto to? - zapytała nową koleżankę.

-On? Nie jestem pewna. Czemu?

-Chodzimy razem na angielski.

-Uu, ktoś tu się zakochał - zażartowałam, a policzki All się zaczerwieniły.

Rozległ się gwizdek, a obiekt westchnień upadł. Dopiero teraz charakterystyczna woń dotarła do mojego nosa. Chłopak był wilkołakiem. Świeżo ugryzionym. Najpóźniej dwa dni temu. O niczym nie wiedział. Laura na pewno, by go nie przemieniła. Więc ktoś, kto ją zabił, zabrał jej status Alfy. Szybko się jednak pozbierał i zaczął grać. Był naprawdę dobry. Po reakcji wszystkich można było wywnioskować, że to nowość.

-Przepraszam, muszę gdzieś zadzwonić. Do zobaczenia - jak najszybciej się dało, zeszłam z trybun. Muszę porozmawiać z Derekiem.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz