^Rozdział 15^

926 54 1
                                    

W końcu nastał wieczór. Dopóki słońce nie zaszło włóczyłam się po Beacon Hills zastanawiając, czy uda się nam pokonać Kanimę i Gerarda. Starałam się być ostrożna i chodzić po nieoczywistych ścieżkach, by nie znaleźli mnie łowcy. Cały czas miałam jednak wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Znów poczułam ten sam zapach, co przy rzece, gdy oglądałam, jak Matt tonie. Powietrze pachniało, jak las wiosną. Czułam lawendę, jagody i mokrą ściółkę. Na myśl znów przyszedł mi mój ojciec. Tym razem nie chciał jednak uciec z nich tak szybko.

Nastał czas. Zakradłam się za trybuny i obserwowałam boisko. Nasza drużyna musiała jeszcze nadal siedzieć w szatni, bo nigdzie nie było jej widać. Wokół kręciło się wiele osób. To było jedynym atutem całej tej sytuacji. Jeśli Jackson chciałby mnie wytropić, miałby problem. Nagle z okolic szkoły wybiegli nasi zawodnicy z okrzykami na ustach. Publiczność wstała i zaczęła wiwatować. Wzrokiem szukałam Stilesa i Scotta. Nie udało mi się to, dopóki wszyscy nie usiedli z powrotem na swoich miejscach. Dwójka moich przyjaciół siedziała na ławce rezerwowych. Uniosłam brwi ze zdziwienia i postanowiłam do nich podejść.

-Scott, ty nie grasz? - stanęłam za nimi i wyszeptałam.

-Ah! - krótkowłosy podskoczył z przerażenia, czując oddech na karku. Położyłam mu palec na usta i kazałam uciszyć.

-Nie możesz zakradać się tak do ludzi. Tym bardziej, gdy po mieście biega ogromna mordercza jaszczurka, która jest kapitanem drużyny lacrosse!

-Chyba znaleźliśmy maskotkę drużyny - zaśmiałam się do siebie, ale przestałam, gdy napotkałam morderczy wzrok nastolatków.

-Przepraszam...

-Co ty tu robisz? Zapomniałaś, że poluje na ciebie Gerard? Naprawdę życzysz sobie śmierci - McCall pokręcił głową i wrócił do obserwowania boiska.

-Jestem waszym wsparciem, powinniście się cieszyć. Usiądę koło waszych rodziców. Jeśli atak Jacksona zostanie wymierzony w nich, to postaram się pomóc im przeżyć, ale niczego nie obiecuje - spojrzałam smutno na chłopaków i usiadłam między nimi.

-Poza tym wróćmy do tematu głównego. Czemu nie grasz? Potrzebujemy kogoś na boisku.

-Jakbym nie wiedział - Scott prychnął głośno.

-To też pewnie zasługa Argenta. Trener mnie zawiesił, bo oblewam 3 przedmioty - spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, ze zdziwienia.

-Tak się da? - zwróciłam się do Stilinskiego, który w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Scott nic nie powiedział, tylko postanowił zmienić temat.

-Twój tata tu przyjdzie?

-Ciężko mi stwierdzić, wiedząc, że jest zakopany pod moim domem...

-Mówiłem do Stilesa - McCall spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

-Sorki. Na stres reaguje śmiechem lub głupimi żartami - podrapałam się po czole, starając zakryć swoją czerwoną twarz.

-Już tu jest. Siedzi koło twojej mamy - Sti patrzył się na mnie przez chwilę, po czym odpowiedział swojemu przyjacielowi.

-Widzieliście Allison? - pokręciłam głową.

-Nie - noga Stilinskiego zaczęła skakać z nerwów. Położyłam mu dłoń na kolanie.

-Nie przejmujmy się na przyszłość. Będzie dobrze - poczułam palący wzrok na moim ciele. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam kipiącego gniewem Argenta.

-Odwołuje to. Będzie jak najgorzej się da - przełknęłam gulę, która uformowała mi się w gardle.

-Wiemy mniej więcej, co się szykuje? - krótkowłosy zapytał chłopaka po mojej lewej.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz