*Rozdział 9*

1.8K 98 12
                                    

Około 7.30 obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam, kto dzwoni. Tą osobą był Derek.

-Cześć Dero. Jak tam ranek? Mój zaczyna się cudownie - moje słowa ociekały sarkazmem.

-Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do Andrei Hale? - głos, który mi odpowiedział, nie należał do mojego kuzyna. Zaczęłam się denerwować.

-Tak, kto mówi? Czy coś się stało? - wystrzeliłam z łóżka na cztery nogi.

-Pani opiekun zostaje oskarżony o przestępstwo. Nie mogę udzielić żadnych szczegółów. Czy jest pani w stanie dotrzeć teraz do parku Beacon... - nie pozwoliłam mu dokończyć.

-Za chwilę będę.

///

Na miejsce dobiegłam w niecałe 10 minut. Wokół naszego domu roiło się od policjantów i radiowozów. Zauważyłam także, że rozkopany został grób Laury oraz stojący niedaleko jeep. Przeszłam między samochodami i zauważyłam jak policjanci wychodzą z Derekiem w kajdankach. Podeszłam do tej grupy

-Co tu się dzieje? Gdzie z nim idziecie? Der, wszystko w porządku? - zaczęłam panikować.

-Spokojnie młoda damo - starszy policjant złapał mnie za przedramię

-Nie dotykajcie jej. Ona nie ma z tym nic wspólnego - wysyczał wilkołak

-Spokojnie. David. Zaprowadź pana do radiowozu. A ty jesteś pewnie Andrea, tak? - mówił spokojnie, nie krzyczał. -Twój kuzyn jest podejrzany o morderstwo pewnej kobiety... - nie pozwoliłam mu dokończyć

-Jakie morderstwo! On nic nie zrobił! Gdzie go zabieracie?

-Nic się nie dzieje. Takie mamy procedury. Mimo że uważacie oboje, że jest niewinny. Musi on pojechać na posterunek i zostać tam aż nie znajdziemy dowodu, że to nie on. Jako iż jest on twoim jedynym, opiekunem przez pewien czas zapewnię ci opiekę tymczasową. Nazywam się Szeryf Noah Stilinski. Powinnaś znać mojego syna...

-Stiles? Tak znamy się bardzo dobrze i z tego co widzę, właśnie wsiada on do radiowozu, gdzie znajduje się wasz "podejrzany" - moje słowa ociekały jadem. Miałam nadzieję, że to wszystko niedługo się wyjaśni

-Podejdź do tego niebieskiego jeepa. Stoi przy nim Scott. Pojedziesz z tą dwójką do mojego domu - nie dostałam ani chwili na odpowiedź. Szeryf Stilinski biegł już w stronę radiowozu.

-Scottie, znowu się widzimy... - przestraszyłam chłopaka, który stał odwrócony do mnie tyłem -W co go wrobiłeś? Co chcesz osiągnąć? - zaczęłam przesuwać się w jego stronę coraz bardziej. Ten, zamiast stać miejscu, cofał się z każdym moim krokiem.

-Nie myśl, że wyjdzie ci to na dobre! - moje oczy zabłysły, a McCall uderzył w drzewo.

-Hej, hej, hej. Może wszyscy się uspokoimy i wyjedziemy stąd bez ofiar? -Stiles złapał mnie za rękę, lecz gdy spojrzałam się w jego stronę, od razu ją puścił. Moje oczy wróciły do normalnego stanu.

-Gdy dojedziemy do twojego domu, będę żądała wyjaśnień i lepiej dla ciebie, żeby były dobre - usiadłam na tylnym, środkowym miejscu w samochodzie.

///

Odkąd wyjechaliśmy, postanowiłam, że nie odezwę się ani słowem.

-Nie widzę nic o użyciu tojadu przy pochówkach.

-Szukaj dalej. Może to taki rytuał. Grzebią cię jako wilka. A może jakaś nadzwyczajna umiejętność. Coś, czego musisz się jeszcze nauczyć.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz