^Rozdział 18^

1.3K 64 8
                                    

Dotarłam na miejsce naszego spotkania równo z Derekiem. Stanęłam przed czarnym samochodem i rozejrzałam się po ludziach obok mnie. Zdziwiło mnie to, że przy dwójce nastolatków stał ojciec Allison. Cofnęłam się kilka kroków i zaczęłam rozglądać się za ewentualną drogą ucieczki.

-Jestem tu po Jacksona, nie po was - uspokoiłam się i rozluźniłam lekko. Przyjrzałam się samemu Argentowi. Jego twarz pokazywała, jak bardzo był zmęczony ostatnimi sytuacjami. Najpierw do miasta przyjechał jego ojciec, potem pojawiła się mordercza jaszczurka, a jeszcze później zmarła jego żona. Ciemne wory pod oczami i przekrwione białka wskazywały na to, jak bardzo cierpi. Starał się tego nie pokazywać, ale łamał się w środku, tracąc coraz bardziej siły, by iść dalej przez życie. Kiwnęłam mu głową, pokazując, że rozumiem.

-Nie pociesza mnie to zbytnio - Alfa stojący po mojej lewej, wydawał się zdenerwowany zaistniałym sojuszem. Wytężyłam zmysły i usłyszałam kolejne bijące serce. Spojrzałam w stronę wolno stojących kolumn. Za jedną z nich stał mój ojciec. Zastanowiłam się, czy ktoś jeszcze wie o jego obecności, ale postanowiłam się nie odzywać na ten temat.

-Zabierzcie go do środka - rozkazał mój kuzyn. Scott i Isaac złapał za worek, w którym leżał półżywy Whittemore. Ze środka czarnego plastiku wylewała się przeźroczysta ciecz podobna w strukturze do żelu. Postanowiłam pomóc chłopakom.

Kiedy przenieśliśmy się do jednego z hangarów, znów zapanowała cisza. Rozejrzałam się po budynku. Jego ściany zrobione były z metalowych płyt, podobnie jak dach. Stało w nim kilka palet i nic więcej. Wcześniej używano go pewnie, jako schowka na rzeczy do budowy, ale teraz był opuszczony.

Worek na zwłoki położyliśmy na zimnej kamiennej podłodze. Derek rozpiął go delikatnie. Już teraz rozumiałam, co rozumiał Isaac, gdy tłumaczył mi, że chłopak był żywy. Jackson wyglądał jak larwa, która przemienia się w motyla. Był otoczony jakąś mazią o dziwnej konsystencji, która śmierdziała potwornie. Podeszłam bliżej, aby się mu przyjrzeć. Nastolatek wyglądał, jakby spał spokojnie oprócz tego, że był w połowie pokryty łuskami, a z jego paszczy wystawały długie kły.

-Gdzie oni są? Lydia i Peter - zapytał McCall. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. W sumie to nie miałam zielonego pojęcia, jaki jest plan. Mężczyzna nie odpowiedział mu na pytanie, uklęknął tylko nad ciałem chłopaka.

-Zaczekaj. Mówiłeś mi, że wiesz, jak mu pomóc.

-To już przeszłość - Derek rozchylił plastik jeszcze bardziej, dając tym sobie więcej miejsca na atak.

-A co z...

-Zastanów się Scott. Gerard go kontroluje. Zmienił Jacksona w swojego psa obronnego. Wprawił tę machinę w ruch, by dzieciak urósł i nabrał mocy - poczułam obecność jeszcze jednej osoby. Odeszłam od zbiorowiska na kilka kroków, aby spojrzeć na pomieszczenie z większej perspektywy. Nie zauważyłam jednak nic niepokojącego.

-Nie - odezwał się nagle Chris.

-Nie zrobiłby tego. Jeśli Jackson to pies, staje się wściekły, a mój ojciec nie pozwoli żyć wściekłemu psu - mężczyzna zaczął nam tłumaczyć. Poczułam mrowienie na skórze, a włosy stanęły mi dęba. Coś zaraz miało się wydarzyć. Coś bardzo nieprzyjemnego.

-Oczywiście, że nie - naszym oczom ukazał się Gerard. Stał sobie spokojnie w większej odległości. Był ubrany cały na czarno, a na jego twarzy pojawił się morderczy uśmiech.

-Coś tak niebezpiecznego, poza kontrolą... jest lepsze, gdy jest martwe - mój kuzyn zamachnął się pazurami, lecz zanim dotknęły one Kanimy. Ona wbiła w niego swoje szpony i podniosła go nad ziemię i przerzuciła na kilka metrów. Przygotowałam się do walki. Moim celem nie był jednak Whittemore, a stary Argent. Stwierdziłam, że martwy nie będzie w stanie kontrolować potwora.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz