^Rozdział 12^

926 51 1
                                    

-Więc mordercą jest dzieciak? Ten dzieciak? - staliśmy właśnie w pokoju Stilinskiego i próbowaliśmy przekonać jego tatę, że znamy zabójcę. Szeryf spojrzał na zdjęcie Matta, a potem na nas. Nie mógł nam uwierzyć. Nie dziwię mu się, nie mieliśmy żadnych dowodów na to, że chłopak zabił tych wszystkich ludzi.

-Tak.

-Nie.

-Tak.

-Nie.

-Tato! - Stiles przekrzykiwał swojego ojca. Przynajmniej się starał.

-Andrea, wierzysz w to? A ty Scott? - zapytał się nam, ale nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

-Ciężko wyjaśnić, skąd to wiemy. Musi nam pan zaufać. Wiemy, że to był Matt - zapewniał McCall.

-Dobra, powiedzmy, że wam uwierzę. Muszę mieć jednak motyw. Powiedzcie mi, czemu dzieciak chciałby zabić całą drużynę pływacką z 2006 i jej trenera.

-Czy to nie jest oczywiste? - spojrzałam na mojego przyjaciela ze zdziwieniem. Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Wszyscy czekaliśmy na jego odpowiedź. Uniosłam brwi i potarłam skronie.

-Nasza drużyna pływacka jest do dupy! Od sześciu lat nic nie wygrali! - miałam ochotę strzelić sobie w łeb.

-Serio, Stiles. I ty chcesz przekonać swojego tatę, że nie żartujesz. Nawet ja przestaje ci wierzyć, a wiem, co widziałam.

-No, nie mamy jeszcze motywu - wywróciłam oczami.

-Wiem, jak to brzmi szeryfie. Rozumiem, że nie wie pan, co myśleć. Gdybym była na pana miejscu, też nie wierzyłabym Stilesowi. Wie pan za to, że kiedy on już kłamie to tylko wtedy, gdy musi - stanęłam przed nastolatkiem, popychając go lekko do tyłu.

-Ma pan świetnego syna, który stara się pomóc, bo czuje się winny. Jeśli pozwoli nam przejrzeć dowody, będziemy w stanie udowodnić, że mówimy prawdę - spojrzałam mężczyźnie głęboko w oczy. Mówiłam od serca i starałam się jednocześnie udobruchać sytuację.

-Dokładnie! Zaufaj mi, wpuszczą cię...

-Zaufać ci?! - Noah wytrzeszczył oczy.

-Zaufaj... im?

-Wiesz co, An. Dobry byłby z ciebie negocjator. Chodźcie - uśmiechnęłam się szczerze, zadowolona z moich umiejętności perswazji. Miałam już wychodzić, ale coś złapało mnie za rękaw bluzy. To był Sti

-Serio? "Gdybym była na pana miejscu, też nie wierzyłabym Stilesowi"?

-Ale potem powiedziałam, że jesteś świetny...

Staliśmy na posterunku i przeglądaliśmy nagrania z kamer szpitalnych. Przez korytarze przechodziły hordy ludzi, ale nigdzie nie było widać Matta. Zaczęłam tracić nadzieję. Podniosłam wzrok z komputera i usiadłam na kanapie stojącej pod ścianą. Dziękowałam Bogu, że wpadłam na pomysł, aby się przebrać, gdy wpadliśmy do domów Stilinskich. Poprosiłam wtedy Stilesa o pożyczenie mi jakiś swoich dresów i koszulki. Tak oto opadłam zmęczona na skórzany mebel w czarnej koszulce i szarych dresach. Ubrania były dla mnie trochę za duże, ale bardzo komfortowe. Przymknęłam na chwilę oczy. Późna godzina dawała się we znaki. Poczułam, jak ktoś mnie okrywa.

-Ja nie śpię - zerwałam się, ale coś mnie przytrzymało.

-Spokojnie, nadal szukamy. Prześpij się trochę. Obudzę cię, jak coś znajdziemy - mój przyjaciel okrył mnie swoją flanelową koszulą i uśmiechnął się do mnie wesoło. Postanowiłam się zdrzemnąć.

-Andrea! Budź się! Mamy go! - zeskoczyłam z kanapy jak poparzona. Stał nade mną szczerzący się ze szczęścia Stiles.

-To świetnie, ale jak? - stanęłam na równe nogi.

-Powiem ci później, teraz lecę zawiadomić dyżurkę - spojrzałam z uśmiechem na Scotta.

Rozmawiałam z szeryfem, gdy poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się i spojrzałam na futrynę otwartych drzwi. Przeszedł przez nie Matt, który trzymał młodego Stilinskiego na muszce. Krew się we mnie nabuzowała. Chciałam się na niego rzucić, ale Scott złapał mnie za rękę.

-Jesteś Matt, prawda? Cokolwiek chcesz zrobić, gwarantuje ci, że jest inne wyjście, które nie wymaga broni. Wiem, że nie chcesz nikogo skrzywdzić... - zaczął spokojnie szeryf.

-Oj, nie. Chce skrzywdzić wiele osób. Was trzech nie było na liście, ale przekonaliście mnie. Chociażby tym, jak Andrea na mnie patrzy lub tym, że McCall próbuje wybrać czyjś numer na komórce - spojrzałam na chłopaka, który trzymał jedną dłoń w kieszeni. Wyciągnął ją momentalnie. Kazano nam wyjąć komórki i przypiąć szeryfa kajdankami do jednej z cel. Potem zaczęliśmy niszczyć wszystkie dowody w sprawie.

-Skończone. Wszystko wykasowane. Skoro wszyscy, których zamordowałeś na to zasłużyli na to, bo zabili ciebie, chociaż nie rozumiem jak, to jesteśmy kwita, tak? - zapytał krótkowłosy.

-Spadaj stąd, Matt - zawarczałam, miałam dość już tego chłopaka. Potem stało się coś, czego się nie spodziewałam. Padł strzał i pocisk przeszedł przez mój bok. Jęknęłam, dotykając swojej rany. Noah zaczął krzyczeć i pytać się, co się stało.

-Wszystko z nami w porządku. Nikt nie jest ranny - odkrzyknęłam. W tym samym czasie pod komisariat podjechał jakiś samochód.

-Zdaje się, że przyjechała twoja matka, McCall. Ruszajcie się po następną kulkę dostanie w łeb - powiedział Matt i wycelował we mnie pistolet.

Stanęliśmy przed drzwiami. Zaczęłam się denerwować, że coś stanie się Melisie, czy szeryfowi.

-Otwieraj - chłopak rozkazał Scottowi. Przypatrzyłam się mu lepiej. Jego oczy były przekrwione, jakby płakał przez bardzo długi czas, a włosy rozczochrane. Przechodził burze w środku siebie, walczył ze swoimi myślami. Nie wyglądał już jak nastolatek, z którym chodziłam na Francuski. Jego kamienna twarz nie wyrażała już żadnej emocji. Scottie po chwili zawahania złapał za klamkę. Moje serce zaczęło bić szybciej. Kiedy drzwi się rozchyliły, zamiast Melissy zobaczyliśmy Dereka. Ulżyło mi na chwilę, lecz nie trwało to długo, bo mój kuzyn padł na podłogę, jak kłoda. Okazało się, że został sparaliżowany przez Jacksona.

-Kto to do nas dołączył? Derek Hale - wielki, zły wilkołak. Ostatnio nauczyłem się wielu rzeczy. Wilkołaki, Łowcy, Kanimy. Impreza Halloweenowa każdej pełni. Czym ty jesteś Stiles? - Matt zaczął swój monolog, a ja przewróciłam oczami. Na szczęście moja rana już się wygoiła i ból ustał.

-Jestem ohydnym bałwanem, ale to bardziej działa sezonowo - prychnęłam przyciągając do siebie uwagę.

-Przepraszam. Zaschło mi w gardle - udałam, że odkrztuszam. Matt machnął głową Jacksonowi, a ten sparaliżował Stilesa, który upadł wprost na Dereka. Chciałam im pomóc, ale w momencie, w którym zaczęłam się nachylać, Kanima przyłożyła mi pazury do szyi.

-Zdejmij go ze mnie - zawarczał mój kuzyn

-No nie wiem. Mam wrażenie, że wam Hale'om ze Stilinskim do twarzy - spojrzał w moją stronę. W tym samym momencie pod posterunek podjechało następne auto.

-Czy to wreszcie ona? Rób, co ci każe, a nie skrzywdzę jej. Jackson się nawet do niej nie zbliży - chłopak zwrócił się do McCalla.

-Nie ufaj mu, Scott - odezwał się Sti. Morderca złapał go za ubranie, przewrócił na plecy i stanął na krtani. Stilinski zaczął łykać z problemem powietrze. Próbowałam się wyrwać Whittemore'owi, ale był silniejszy.

-Puść go! Zrobimy, co chcesz, tylko go puść - mocowałam się tak mocno, że Kanima przez przypadek poraniła moją szyję.

-Masz szczęście, Stilinski, że twoja dziewczyna ma głowę na karku - puścił mojego przyjaciela i kazał mi pomóc Jacksonowi przeciągnąć ich do innego pokoju. Szłam korytarzem, rozglądając się dookoła. Wszędzie było pełno krwi i trupów. Zrobiło mi się niedobrze i zamknęłam oczy.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz