*Rozdział 7*

2K 109 5
                                    

Wiedziałam, gdzie go znajdę. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę boiska. Usiadłam na trybunach i czekałam, aż trening się rozpocznie.

W końcu drużyna pojawiła się na boisku. Ćwiczyli ataki. Trener Finstock ustawił Jacksona na obronie. Niech zabawa się zacznie!

Nikt nie zdołał strzelić bramki. Następny był Scott. Był rozkojarzony. Obserwowałam go uważnie. Ruszył, lecz był za wolny i trafił idealnie w Jacksona. Wylądował na ziemi.

-McCall. Moja babcia potrafi szybciej biegać, chociaż nie żyje. Możesz ruszać się szybciej niż trup mojej babci? - trener starał się chyba zachęcić chłopaka do lepszych wyników. Nie poszło mu to najlepiej. Serce zabiło mu szybciej. Wiedziałam, że nie oznacza to nic dobrego.

-McCall będzie powtarzać!

Tym razem Scott ruszył agresywniej. Nie starał się nawet wyminąć Jacksona. Dosłownie się na niego rzucił. Złapał się za głowę i padł na kolana. Tym razem byłam pewna. Przemienia się. Stiles złapał go pod barki i we dwójkę pobiegli stronę szatni. Ruszyłam za nimi. Po drodze zauważyłam Dereka. Kiwnęłam mu głową na znak, że mam to opanowane. Chyba zrozumiał mój znak, ponieważ nie wyszedł ze swojej kryjówki.

///

Kiedy wpadłam do szatni, Scott skakał po szafkach, a jego przyjaciel przed nim uciekał.

-Wyjdź! - krzyknęłam do Stilesa. Moje oczy zaświeciły się jak kryształy lapisu lazuli. Chłopak posłuchał mnie i wybiegł z pomieszczenia. Młody wilkołak mnie zaatakował. Złapałam go za ubranie i rzuciłam o ziemie. Zaryczał mi w twarz i podrapał bok. Nagle poczułam duszący dym w płucach. Oderwałam się od McCalla. Ja wylądowałam na podłodze, on na ławce.

-Stiles...-głos chłopaka siedzącego na ławce brzmiał już ludzko.

-Nie musiałeś. Miałam wszystko pod kontrolą! -byłam zła, że nie pozwolono mi się wykazać.

-Tak, widać to po twoim boku - spojrzałam w dół. Moja koszulka była rozerwana, ale przez moje geny, rany już zaczęły się zasklepiać,

-Co się stało? - długowłosy patrzył raz na mnie i moją ranę, raz na swojego przyjaciela.

-Próbowałeś go zabić, a mnie lekko potargałeś. To była jedna z moich ulubionych koszulek! - spojrzałam na niego z wyrzutem. W jego oczach widziałam przerażenie. Nie mogłam się długo na niego gniewać.

-Sytuacja opanowana więc znikam. Jak batman - zaśmiałam się ze swojego żartu. Stilinski uśmiechnął się. - Postarajcie się już dziś nie pozabijać ok? Miłego dnia.

///

Wyszłam z budynku szkoły i wysłałam Derekowi SMS-a z zapytaniem, czy nadal jest na terenie szkoły. Gdy dostałam pozytywną odpowiedź, ucieszyłam się i ruszyłam w stronę parkingu.

-Jak tam? - zapytał się, kiedy weszłam do samochodu.

-A jak ma być? Chłopak się zdenerwował. Przestał się kontrolować. Próbował zabić przyjaciela. Koniec historii - zapięłam pas - A, i jeszcze po drodze rozerwał mi koszulkę, ale to nic - Derek spojrzał się na mnie spod byka.

-Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi - zaśmiałam się z powiedzonka.

-Mamy większy problem. Usłyszałem, że w tę sobotę rozgrywają mecz. Jeśli młodzik przemieni się na boisku. Będziemy mieli ogromne problemy - odpalił Camaro

-Tak. Tym bardziej że romansuje z jedną z łowców. Jak chcesz odwieść go od gry?

-Trzeba go lekko postraszyć - ruszyliśmy w stronę naszego mieszkania.

///

Nasza dwójka weszła przez okno do pokoju McCalla. Rozmawiał właśnie przez Skypa z Stilesem. Stanęliśmy pod ścianą za jego plecami.

-Jest źle. Jackson ma złamany obojczyk.

-Przeze mnie? - A przez kogo?

-Przez to, że jest głąbem - miałam ochotę się zaśmiać, ale to zepsułoby nasze dramatyczne wejście, które sama wymyśliłam.

-Może grać?

-Jeszcze nie wiadomo. Wszyscy liczą na ciebie - Jaka szkoda...

-Co? - zapytał Scott. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. - Wygląda jakby co? - Oho, przygotuj się Andrea. Spojrzałam na Dereka.

-Rusz się, do cholery! - uderzył w klawiaturę. Po chwili odwrócił się w naszą stronę. Pokiwałam mu grzecznie, a Derek złapał go za szmaty.

-Widziałem cię na boisku!

-O czym ty mówisz?

-Oj Scottie, dobrze wiesz, o czym mowa! - odezwałam się słodkim głosikiem. Podeszłam do monitora.

-Cześć Stiles! Przepraszamy, ale musimy zerwać teraz kontakt. Miłego wieczoru! - zamknęłam okno rozmowy.

-... Nie tylko myśliwi nas szukają, ale wszyscy.

-Nikt nic nie widział! Przysięgam!

-Odpuść już Derek. Nie kłamie - mój kuzyn poluźnił lekko swój chwyt.

-Mają nigdy nie zobaczyć. Jeśli tylko spróbujesz zagrać w sobotnim meczu, sam cię zabiję - puścił w końcu chłopaka i wyszliśmy takim samym sposobem, co weszliśmy.

///

Cały następny dzień był spokojny. Po swoich zajęciach wróciłam piechotą do rezydencji.

-Jak było w szkole? - usłyszałam to pytanie, jak tylko weszłam do domu.

-Spokojnie. Nawet za bardzo. Tak jak obiecałam zwróciłam Allison jej kurt...

-Derek!

-Mamy gościa. Pójdziemy się przywitać?

-Cześć Scottie! Gdzie twój przyjaciel?

Trzymaj się od niej z daleka. Ona nic nie wie - Naprawdę, ignorujesz mnie!?

-Tak? A jeśli się mylisz? - podeszliśmy do niego bliżej

-Naprawdę myślisz, że jeśli Stiles wpisał w Google „wilkołak", wiesz już wszystko - spojrzałam się mu w oczy. Naprawdę zdziwiła mnie jego głupota

-Nic jeszcze nie rozumiesz, dbamy o twoje bezpieczeństwo. Pomyśl, co może się stać. Jesteś na boisku. Agresja bierze górę i zmieniasz się na oczach wszystkich - w czasie długiego monologu Dereka, złapałam kij od lacrosse, który był przyczepiony do plecaka McCalla.

-Twoja mama, twoi przyjaciele. Kiedy cię zobaczą...- zrobił przerwę i spojrzał na mnie. Wysunęłam pazury i rozprułam siatkę w kijku - Wszystko zniszczysz - rzuciłam mu kijek pod nogi i weszliśmy z powrotem do budynku za nami.

-Nie sądzisz, że pięknie się uzupełniamy - spytałam się mężczyzny obok i największym uśmiechem, jaki dałam radę wyczarować.

-Tak, cudownie - starał się zachować poważną twarz, lecz za bardzo mu to nie wychodziło. Uderzyłam go w ramię i zabrałam się za robienie lekcji.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz