^Rozdział 2^

1.2K 60 0
                                    

Sprzątałam po kolacji, gdy rozległo się walenie do drzwi mieszkania. Było późno i nie spodziewaliśmy się gości. Poza tym Derek wyszedł do sklepu po produkty na jutrzejsze śniadanie. Martwiłam się, że znaleźli nas łowcy. Złapałam za świeżo umyty nóż i ruszyła w stronę drzwi. Otwarłam je szybko. Zamiast myśliwych, na progu stał przemoczony Isaac. Jego oczy były rozbiegane, a oddech przyspieszony. Chciał mi coś wytłumaczyć, ale nie mogłam go zrozumieć.

-Hej, hej! Uspokój się, bo cię nie zrozumiem - wszedł do przedpokoju, a ja zamknęłam za nim wejście.

-Gdzie jest Derek? Muszę go znaleźć! - wskazałam mu ręką, że ma usiąść na kanapie.

-Co się stało? - zaczęłam się denerwować. Czy jego ojciec coś mu zrobił?

-Chodzi o ojca. On chyba nie żyje - zaczęłam panikować.

-Zabiłeś go?

-Rzecz w tym, że to nie byłem ja...

Gdy wrócił Derek zapadła decyzja, że Isaac z nami zamieszka na jakiś czas. Tym bardziej że jutro była pełnia. Następnego dnia znów odprowadziłam Isaaca na trening.

///

-Denerwujesz się przed pierwszą pełnią? - usiadłam na ławce koło jego szafki w szatni. Skorzystałam z zamieszania, by pogadać z chłopakiem.

-Trochę? Nie wiem, co myśleć wszystko jest dla mnie nowe.

-Dasz sobie radę. Jesteś silny psychicznie - obdarzyłam go pokrzepiającym uśmiechem

-Hale! Nie pomyliłaś przypadkiem szatni? - zauważył mnie Finstock.

-Chyba tak trenerze - wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Po drodze zauważyłam, że McCall i Stilinski mi się przyglądają. Przed drzwiami odwróciłam się na pięcie i rzuciłam na odchodne:

-Życzę wam chłopcy owocnego treningu -to zdanie spotkało się z okrzykami całej grupy.

///

Postanowiłam obejrzeć całą grę. Nigdy nie skupiałam się na umiejętnościach Isaaca, chciałam zobaczyć czy jest dobry. Poza tym z racji pełni potrzebował nadzoru. Gra szła dobrze. Wszystko szło normalnie. Oprócz tego, że Scott się na wszystkich rzucał. I to dosłownie. Trening już prawie się skończył, gdy na boisko wszedł szeryf Stilinski.

Na następnej lekcji kazano mi przyjść, złożyć zeznania w gabinecie dyrektora. Kiedy weszłam do pokoju, na jednym z krzeseł siedział już Jackson. Jako sąsiad podejrzanego, mógł potencjalnie coś wiedzieć.

-Jesteście już oboje, więc możemy zacząć. Jackson, odpowiedz mi na kilka pytań - szeryf Stilinski oparł się o biurko.

-Czy w domu Laheyów działo się coś niepokojącego?

-Oprócz tego, że stary Isaaca ostro go lał to nie

-Powiedziałeś o tym komuś? Nauczycielowi? Rodzicom?

-Nie, to nie mój problem - oczywiście. Rozpuszczony gnojek pozwalał na znęcanie się nad Isaaciem. Krew mi się zagotowała.

-Najsmutniejsze jest to, że obrywają ci, którzy najmniej na to zasługują.

-No tak... Że co? - zaśmiałam się głośno i niepohamowanie.

-Skończyłem już z tobą. Wróć na lekcję.

W końcu przyszła kolej na mnie. Nie wiedziałam do końca, co tu robię.

-Znów się spotykamy - zażartowałam. Policjant stojący przede mną uśmiechnął się wesoło.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz