*Rozdział 25*

1.1K 62 0
                                    

Podeszłam bliżej. Krew na ciele Lydii była jeszcze bardziej widoczna. Lubiłam ją, ale jeśli chodziło o przetrwanie i zemstę, byłam w stanie poświęcić wszystkich.

-Proszę, nie zabijaj jej - Sti był przerażony. Nie dlatego, że jego życie było potencjalnie zagrożone, ale dlatego, że martwił się o dziewczynę, która i tak nie odwzajemniała jego uczuć. Odkąd go poznawał, wydawał mi się inny.

-Spokojnie, nic jej się nie stanie - uspokoiłam chłopaka, gdy mnie dostrzegł, na jego twarzy pojawiła się zupełnie inna mina. Wyrażała coś, czego określić nie umiem.

-Powiedz nam tylko, gdzie jest Derek. Proszę - zmieniłam mój ton głosu. Był bardziej miękki.

-Skąd miałbym to wiedzieć? Ja nic nie wiem - przerażenie zmieniło się w panikę, a ta w histerię.

-Bo jesteś bystry - skomentowałam.

-Bo kłamstwo ma charakterystyczny zapach - zawtórował mi mój ojciec.

-Powiedz prawdę, albo rozerwę ją na strzępy.

-Dobra... Posłuchaj. Derek chyba wiedział - na krótką chwilę moja zemsta przestała mnie obchodzić. Chciałam tylko przytulić mojego przyjaciela, czy powinnam raczej powiedzieć byłego przyjaciela. Powiedzieć mu, że wszystko będzie w porządku. Poprosić, tak po ludzku o pomoc. To uczucie jednak szybko odeszło.

-Chyba wiedział, że go złapią. Kiedy byliście pod ostrzałem, chyba zabrał Scottowi telefon - zaczęło do mnie dochodzić, o co chodzi.

-Każdy telefon ma wbudowany GPS, można go namierzyć.

-W takim razie, chodź. Namierzysz ten telefon.

-Nie mogę jej tu tak zostawić

-Mówi się trudno - nie mogłam pozwolić Lydii umrzeć, to zniszczyłoby Stilesa psychicznie.

-Zadzwoń do Jacksona. Powiedz mu, co jej jest i gdzie leży - spojrzałam na chłopaka.

-Nie licz na więcej.

///

Jechaliśmy jeepem na podziemny parking. Ja siedziałam z tyłu, a Sti kierował.

-Nie przejmuj się tak. Jeśli przeżyje stanie się wilkołakiem - Też mi pocieszenie

-Raz w miesiącu będzie chciała mnie zabić, cudownie.

-Z racji tego, że jest kobietą, dwa razy - miałam ochotę się zaśmiać, ale zbytnio nie przystoiło

///

Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Cała nasza trójka wysiadł i ruszyła stronę czarnej Toyoty.

-Czyje to auto?

-Mojej pielęgniarki - odpowiedział mój ojciec, otwierając bagażnik.

-A co się z nią stało?

-Nie chcesz wiedzieć - odpowiedziałam szybko. Bagażnik został otworzony i naszym oczom ukazało się ciało Jennifer. Wyjęłam laptop, który trzymała w ręce i podałam go nastolatkowi.

-Nie złapiemy tu sieci... - wręczyłam mu przenośny router.

-Przezorny zawsze ubezpieczony - puściłam mu oczko.

-Włącz go i podłącz.

-Całe to wasze wilkołactwo straciło magię. Nadal potrzebujemy nazwy użytkownika i hasła Scotta, ja niestety ich nie znam.

-Znasz oba.

-Nie! - twarz Stilesa wylądowała w klawiaturze. Złapałam rękę mojego ojca spoczywającą na szyi mojego przyjaciela.

-Starczy! Wierzę, że Sti da radę i nie trzeba go będzie przekonywać - szarpnęłam z całej siły. W końcu puścił. Patrzył na mnie srogo, ale się nie ugięłam. Nie pozwolę, żeby ktoś skrzywdził Stilinskiego. Nie po tym, co dla mnie zrobił.

-Co się stanie, gdy znajdziecie Dereka? Będziecie zabijać, prawda? - te dwa pytania wzbudziły we mnie refleksję.

-Tylko winnych - odpowiedziałam po krótkiej chwili.

-Zrobię to, ale obiecajcie, że zostawicie Scotta w spokoju.

-Nie możemy tego zrobić. Potrzebujemy Scotta, żeby zbudować watahę - tłumaczyłam spokojnie.

-On nam pomoże, bo to ocali Allison. A ty nam pomożesz, bo to ocali Scotta i Lydię - Sti zaczął pisać. Okazało się, że odpowiedzią było podwójne napisanie "Allison"

-Naprawdę? - nie miałam już siły na tego chłopaka.

///

Komputer zaczął przetwarzać informację i namierzać komórkę. Po jakimś czasie na mapce pokazał się nasz dom.

-Trzymają go w rezydencji? - zapytałam taty.

-Nie, pod nią - usłyszeliśmy wycie. To był Derek.

-Scott też już wie, gdzie on jest.

///

Dotarliśmy do budynku i weszliśmy do środka. Mieliśmy poczekać, aż Scott uwolni Dereka i brać się do ważnej roboty. Przez całą drogę zastanawiałam się, czy Stiles mnie nienawidzi. Był moim pierwszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam i nie mogłam tak po prostu go stracić. Usłyszałam na dworze wybuch strzały błyskowej. Chciałam wyjść, ale tata złapał mnie za rękę i kazał czekać w ukryciu. Później został oddany strzał i usłyszałam głosy.

-Kate! Wiem, co zrobiłaś.

-Zrobiłam to, co mi kazano.

-Nikt nie kazał ci mordować niewinnych ludzi. W domu były dzieci - rozumiałam już, o czym rozmawiają. Pamiętna noc. Sześć lat temu w Beacon Hills doszło do podpalenia domu jednorodzinnego. Zginęło wtedy kilkanaście osób, jedna ocalała. Mężczyzna doznał poparzeń, które okryły 75% jego ciała. Wściekłość. Gniew. Żal. Smutek. Straciłam kontrolę. Kierował mną potwór, który we mnie siedział, jak w klatce. W końcu się uwolnił i nikt nie był w stanie go zatrzymać.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz