^Rozdział 16^

930 58 3
                                    

W końcu pod szkołę podjechała karetka i stwierdziła zgon. Na parking wjechały także dwa wozu policyjne, aby zebrać zeznania od uczniów. Nikt nie wiedział, co przydarzyło się Jacksonowi. Weszłam razem ze Scottem i Isaaciem do szatni. Musieliśmy poczekać, aż wszyscy uczniowie opuszczą budynek, by zacząć poszukiwania mojego przyjaciela. Chodziłam w kółko cała zdenerwowana. McCall starał się mnie uspokoić, ale nie potrafiłam. Podszedł do nas szeryf.

-Muszę spotkać się z koronerem i ustalić, co stało się Jacksonowi... Kazałem szukać Stilesa. Jego jeep wciąż stoi na parkingu, co oznacza... Nie mam pojęcia, co to oznacza - patrząc na Stilinskiego zrozumiałam, że moje zamartwianie się było samolubne. Wzięłam dwa głębokie wdechu i stanęłam przed zmęczonym mężczyzną.

-Powinien pan odpocząć. Sti na pewno się znajdzie cały i zdrowy. Ledwo stoi pan na nogach. Niech weźmie pan sobie dziś wolne - złapałam jego trzęsące się dłonie.

-Masz rację. Jeżeli odbierze telefon, napisze SMS-a, maila, albo ktoś go zobaczy...

-Zadzwonimy do pana - powiedział spokojnie Isaac.

-Pewnie cała ta nagła sława uderzyła mu do głowy. Znajdziemy go - dodał jeszcze Scott

Po dłuższej chwili z pomieszczenia wyszli już wszyscy. Przeszłam jeszcze raz między szafkami, by upewnić się, że zostaliśmy sami.

-To już wszyscy - podeszłam z powrotem do chłopaków i wyrwałam drzwiczki schowku naszego przyjaciela. Po raz kolejny do moich nozdrzy wpadł zapach mojego ojca. Był bardzo silny, więc nie mogłam go zignorować. Odpuściłam jednak. Miałam ważniejszą rzecz na głowie.

-Jeśli Gerard go gdzieś zabrał lub coś mu zrobił to najpierw wyrwę mu oczy, potem język a na końcu całą głowę! - przebierałam między rzeczami nastolatka, starając się złapać jego trop.

-Uspokój się, Andrea. Nic mu nie będzie - Scott złapał za spodnie i podał blondynowi stojącemu za nim but.

-Oby, bo ten drań nie przeżyje następnych 12 godzin - znowu powąchałam trzymaną w ręce koszule. Miałam problem z tym, aby cokolwiek wyłapać, bo w mojej głowie nadal siedział silny zapach lasu.

-Spróbujecie go znaleźć po zapachu? - Isaac patrzył się na but, nie wiedząc, co ma robić dalej.

-Spróbujemy. Chciałeś się nauczyć wilkołaczych zdolności, to masz lekcję pierwszą. A teraz wciągaj zapach buta i nie gadaj tyle - warknęłam. Cała się trzęsłam z nerwów. Bałam się, że Gerard, który najprawdopodobniej zabrał gdzieś Stilesa, zrobi mu krzywdę, a tego bym chyba nie przeżyła.

-Dlaczego An ma koszule, ty spodnie, a ja buta - myślałam, że zaraz rzucę się mu do gardła. Podniosłam wzrok z ubrania, lecz za nim zdążyłam coś powiedzieć, zauważyłam, że przed nami stoją Derek i... mój ojciec.

-Musimy pogadać - zacisnęłam oczy i zaczęłam powtarzać sobie pod nosem, że śnię. Nogi ugięły się pode mną, a koszula, którą trzymałam, upadła na podłogę. Czułam wiele silnych emocji naraz. Szczęście, żal, gniew, smutek mieszały mi się w głowie. Nagle je wszystkie zastąpiła wściekłość. Moje nogi ruszyły same. Złapałam swojego rodzica i rzuciłam nim o podłogę. Zanim zdążył wstać, stanęłam mu na krtani.

-Czyli nie zdawało mi się, gdy poczułam twój zapach nad rzeką i dzisiaj - przycisnęłam swoją stopę jeszcze mocniej.

-Porozmawiajmy, Annie - nie wytrzymałam. Zaczęłam okładać go pięściami tak mocno, że jeśli Derek by mnie nie przytrzymał, najprawdopodobniej bym go zabiła.

-Nie waż się wypowiadać mojego imienia. Nie wiem, jak zmartwychwstałeś. Czy to cud? Czy szatan postanowił, że ma cię dość? Pamiętaj jednak, że tym razem to ja wtrącę cię z powrotem do grobu. Poza tym nie jesteś już taki silny. Masz może ochotę spróbować swoich sił!? - zaświeciłam oczami i zaczęłam się wyrywać. Czułam, że już nawet Derek traci nade mną kontrolę. Puścił mnie w końcu i zaryczał tonem Alfy, by przyprowadzić mnie do porządku. Nie byłam mu jednak winna. Odwarknęłam jeszcze głośniej.

-An, musimy znaleźć Stilesa. Nie warto się teraz nim przejmować - na myśl o moim przyjacielu odpuściłam i wróciłam między Isaaca a Scotta.

-No temperament to masz po mnie, młoda damo - starałam się udawać, że tam nie stał, że nie istniał. Modliłam się, żeby to wszystko było tylko popapranym snem.

-Co to ma znaczyć? - ten drugi zapytał się mojego kuzyna, spoglądając na zakrwawioną twarz Petera.

-Wiesz, to samo pomyślałem, gdy zobaczyłem, że rozmawiasz z Gerardem na posterunku - spojrzałam z niedowierzaniem na McCalla.

-Że co?!

-Czekaj. Chwila! On groził, że zabije moją mamę! Poza tym musiałem się do niego zbliżyć. Co miałem robić?

-Trzeba nam to było powiedzieć! Przez wasze głupie tajemnice jest teraz, tak jak jest! - wydarłam się na chłopaka zmęczona intrygami.

-Zgadzam się ze Scottem. Czy wy widzieliście jego mamę? Jest przepiękna - popatrzyłam na ojca z lodowatym, morderczym wzrokiem.

-Zamknij się! - odezwałam się razem z moim kuzynem i Scottiem.

-Czy ty zdajesz sobie człowieku sprawę, że mówisz to przy swojej córce? Mógłbyś się wstrzymać - powiedziałam z niechęcią.

-Przepraszam, ale się pogubiłem. Kto to jest? - zapytał mnie blondyn stojący po mojej prawej.

-To Peter Hale. Wuj Dereka, mój ojciec. Myślałam, że umarł w pożarze 6 lat temu, ale okazało się, że ma się dobrze. Namówił mnie, żebym zaczęła z nim zabijać. Potem próbował pozabijać wszystkich moich znajomych, a na końcu zabił osobę odpowiedzialną za pożar, a Derek podciął mu gardło po tym jak go podpaliliśmy i został Alfą. Długa historia, tyle na razie ci starczy.

-Cześć! - mój ojciec jakby zadowolony z siebie pomachał mojemu przyjacielowi.

-Jakim cudem on żyje? - zapytał McCall.

-To nie jest teraz ważne, jak już mówiłeś. Musimy znaleźć Stilesa - podniosłam z ziemi koszule wspomnianego przeze mnie nastolatka.

-Zaciekawi was to. On wie, jak powstrzymać Jacksona, może nawet, jak mu pomóc.

-Świetnie, tylko się spóźniliście. Whittemore nie żyje. Zabił się na boisku - usiadłam na jednej z ławeczek i starałam się jakoś to wszystko poukładać w głowie.

-Że co? - Derek nie dowierzał moim słowom.

-Poszatkował się na boisku. Masz już problemy ze słuchem? - uśmiechnęłam się do mojego kuzyna cynicznie.

-Sarkazm też po mnie - pokręciłam tylko głową na słowa Petera.

-Dlaczego nikt nie uważa, że to dobre wieści? Nie powinniśmy się cieszyć? - Isaac nie rozumiał tęgich min starszych Hale'ów.

-Ponieważ, jeżeli Jackson nie żyje, to nie stało się to ot, tak. Gerard ma jakiś plan. Chciał, żeby tak się stało. Dlaczego? Tego musimy się dowiedzieć i czuję, że szanse na to maleją - mój ojciec podszedł bliżej. Wstałam z ławki i potarłam bolące skronie.

-W takim razie ty, Derek i chłopaki dowiecie się, o co chodzi, a ja znajdę Stilesa - złapałam flanelową koszulę i ruszyłam w stronę wyjścia. Zatrzymała mnie czyjaś dłoń.

-Czy ty zdajesz sobie sprawę, że jeśli Argent złapał twojego chłopaczka, to najprawdopodobniej zrobił to, ponieważ chce złapać ciebie? Powinnaś odpuścić już sobie tę młodzieńczą miłość i pomóc nam to zakończyć. Tego jednak nie zrobisz, prawda? Tu odzywają ci się geny matki. Jesteś za dobra i nie wiesz, kiedy odpuścić - mój ojciec patrzył mi się w oczy. Miałam już dość jego obecności. Za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, robiło mi się nie dobrze. Wzbudzał we mnie poczucie winy, a ja okropnie nienawidziłam tego uczucia. Miarka przebrała się, gdy wspomniał o mamie.

-Nie wiem, czemu nagle chcesz bawić się w dom, ale zrozum, że jesteś już dla mnie nikim. Nie waż się wspominać przy mnie o mamie, bo dobrze wiemy, że już o niej nie myślisz, nie tęsknisz - złapałam jego dłoń i połamałam wszystkie palce. Jęknął lekko z bólu i posłał mi zdezorientowany wzrok.

-Kiedy następnym razem staniesz mi na drodze, to ci ją wyrwę i nie sądzę, by wyrosła ci następna - zaświeciłam jeszcze raz oczami i wyszłam. Jeszcze zanim przekręciłam klamkę, odwróciłam się do dwójki nastolatków.

-Dajcie mi znać, jaki mamy plan - kiedy wyszłam ze szkoły, skupiłam swoje zmysły i ruszyłam za zapachem Stilesa.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz