^Rozdział 1^

1.3K 61 4
                                    

Od ugryzienia Lydii minął tydzień. Cały ten czas spędziłam w mieszkaniu, starając się przemyśleć ostatnie wydarzenia. Byłam zła na siebie, że dałam się zmanipulować potworowi, jakim był mój ojciec. Nie wiedziałam jak mam traktować moje stosunki ze Scottem, Stilesem Lydią, Allison. Niedawno chciałam ich wszystkich pozabijać, a teraz? Jedyną osobą, z którą utrzymywałam kontakt była Erica Reyes - dziewczyna z epilepsją z mojej szkoły. Nasze krótkie rozmowy i wymiana wiadomościami, sprawiały mi wielką przyjemność. Wiedziałam, że gdy w końcu wrócę do szkoły, nie będę sama wlokła się po korytarzu.

Derek znalazł kilkoro kandydatów na swoje nowe bety. Nie uważałam, że zmienianie nastolatków w wilkołaki było dobrym pomysłem, ale nie miałam w tej kwestii prawa do odezwania się. Mój opiekun zyskał status Alfy.

///

Noc była chłodna. Zimny wiatr powiewał nieprzyjemnie. O tej porze dna cmentarz, na którym się znajdowaliśmy, wyglądał jeszcze upiorniej. Obserwowaliśmy chłopaka, kierującego koparką. Był w moim wieku. Znałam go z widzenia. Nazywał się Isaac Lahey.

Okazało się, że nie byliśmy sami. Jakaś Omega plątała się między nagrobkami. Nie tylko ja i mój kuzyn ją zobaczyliśmy. Maszyna przestała pracować. Blondyn, który nią operował, obracał się we wszystkie strony, starając się wytropić nieprzyjaznego jegomościa. Samotny wilkołak wywrócił wydrążacz i zaczął rozkopywać jakiś grób. Nastolatek został uwięziony w dziurze, którą kopał. Razem z Derekiem wyszliśmy z cienia. On zajął się samotnym wilkiem, a moim zadaniem było wyciągnięcie chłopaka. Złapałam za urządzenie i naprężyłam mięśnie. Koparka zaczęła się powoli unosić. Gdy stała już na kołach, podeszłam do świeżo wykopanego dołu. Koło mnie stanął Der.

-Żyjesz? Pomóc ci? - spojrzałam na twarz Isaaca z bliska. Była smukła i dobrze zarysowana. Nawet w ciemnościach dostrzec można było podbite oko.

-N-na cmentarz, po zmroku wstęp wzbroniony - mówił cicho. Jego głos był melodyjny i dojrzały. Nie tracąc czasu, wskoczyłam do dziury. Nastolatek jeszcze bardziej się skulił i przesunął w kąt.

-Nie bój się. Nie wydrapię ci przecież oczu - starałam się go uspokoić. Wyciągnęłam rękę. Patrzył się na mnie przez chwilę wzrokiem zagubionego szczeniaczka, ale złapał moją dłoń i stanął na równe nogi.

-Jestem Andrea, a ten do góry do mój kuzyn Derek. Mamy chyba razem matematykę, prawda? I grasz chyba jeszcze w drużynie lacrosse, jeśli się nie mylę- długo nie odpowiadał. Cofnęłam się o kilka kroków. Chciałam dać mu trochę.

-Tak... Kiedyś wylałem na ciebie sok... Bardzo za to przepraszam... - mówił wolno i co chwilę robił przerwy.

-Nic się nie stało. Powiedz mi Isaac, tak masz chyba na imię, skąd to limo pod okiem?

-Gram w...

-Tak, wiem o tym. Na pewno jednak nie nabawiłeś się go, grając...

Po jakimś czasie poznaliśmy prawdę. Chłopak był maltretowany przez ojca, u którego dorabiał. Zrobiło mi się nie dobrze na myśl, że bije go rodzic. Derek, który od dłuższego czasu stał cicho, zaproponował mu wyrwanie się z domu pełnego przemocy. Chłopak długo się zastanawiał. Pozwoliliśmy mu podjąć decyzję do jutra.

///

Nastał już ranek. Za niedługo zaczynała się szkoła, a ja stałam między drzewami, obserwując przesłuchanie nowo poznanego nastolatka. Stał koło swojego ojca tyrana i bał się odezwać. Miałam ochotę pokazać mu, jak smakuje ból, ale musiałam się powstrzymać. Po kilku minutach Isaac nas zauważył. Posłałam mu mały uśmiech i pomachałam lekko. Naprawdę było mi go żal. Tuż przed naszym odejściem, podszedł do nas. Był bardzo zdeterminowany.

-Mam dość. Ugryź mnie - powiedział to z taką pewnością w głosie, że nieźle mnie to zdziwiło.

///

Odprowadziłam chłopaka pod samą szatnię. Miło było wrócić do placówki, która niszczyła moje nerwy. Całą drogę tutaj rozmawialiśmy o tym, jak jego ciało może reagować.

-Najważniejsze jest teraz to, żebyś się nie przejmował, ok? Żyj życiem normalnego nastolatka. Rób zadania domowe i graj w lacrosse - poklepałam go po ramieniu. Miałam wrażenie, że coraz bardziej się do mnie przekonuje.

-Wszystko będzie dobrze.

///

Na przerwie musiałam zabrać kilka rzeczy z szafki. Ruszyłam w jej stronę. Niestety szczęście mi nie dopisywało. Allison też postanowiła coś wyjąć. Nie miałam innej możliwości jak podejść do niej. Starałam się nie zwracać na siebie uwagę. Przejść niezauważona. Nie wyszło.

-Cześć... - brunetka się przywitała. Obie czułyśmy się dość niekomfortowo.

-Przepraszam, Allison. Byłam po złej stronie. Teraz to wiem - wpisałam kod i drzwiczki się otworzyły.

-Moje kondolencje - spojrzałam na czarną sukienkę, którą trzymała w ręce. Usłyszałam, jak dwójka dziewczyn stojąca po drugiej stronie korytarza szepcze nieprzyjemne rzeczy o Allison. Widziałam, że jej oczy napełniają się łzami. Chciałam coś powiedzieć, ale oddaliła się, zanim zdążyłam. Zamknęłam szafkę i oparłam się o nią głową. Miałam nadzieję, że nie ma mi za złe, ale czemu nawet miałaby mi wybaczyć. Groziłaś, że ją zabijesz i myślisz, że ona teraz ot tak ci wybaczy. Idiotka...

-Hej! W końcu przyszłaś! Zaczynałam martwić się o twoje zdrowie - wesoły głos należał do Erici. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam.

-Moja bohaterka znów postanowiła przynieść mi uśmiech - zaśmiałam się cichutko. Dziewczyna przytuliła mnie mocno i zaczęła opowiadać o swoim dniu w szkole.

Na lunchu dosiadł się do nas Isaac. Zapoznałam ze sobą dwójkę i zabraliśmy się do rozmowy. Poczułam się przynależna i bezpieczna. Miałam przy sobie przyjaciół. Bałam się tylko, że znowu popełnię głupi błąd i ich stracę, tak jak straciłam Stilesa i Scotta, a tego bym już nie przeżyła.

///

Wieczorem razem z Derekiem tropiliśmy Omegę ze cmentarza. Jego zapach przywiódł nas do parku Beacon Hills. Wilkołak nie był sam. Wisiał na jednej z gałęzi, a koło niego stał Scottie. Wiedziałam, co się dzieje. Łowcy zastawili pułapkę i czaili się gdzieś w pobliżu. Der złapał McCalla za ubrania i pociągnął za grube drzewo. Sama schowałam się za innym drzewem niedaleko. Szum wody mieszał się z pomrukami powieszonego wilkołaka. Czwórka mężczyzn podeszła do niego i poraziła prądem. Wrzasnął z bólu.

-Kim jesteś? Co tu robisz? - zapytał Chris Argent.

-Nic, przysięgam! Szukam Alfy. Słyszałem, że tu jest. To wszystko. Nie skrzywdziłem nikogo żywego - bał się o swoje życie i słychać to było po jego głosie. Recytował wszystko na jednym wdechu.

-Panowie! - odezwał się jakiś starzec.

-Spójrzcie na ten okaz! To Omega. Samotny wilk. Prawdopodobnie wyrzucony z własnego stada lub jedyny, który przetrwał polowanie. Zapewne samotny z wyboru. Głupi wybór - ton głosu tego łowcy mnie przerażał. Był pełen furii i zdeterminowania. Cofnął się kilka kroków i wyciągnął z futerału miecz. Wiedziałam, co zaraz się stanie. Zamknęłam oczy i odwróciłam głowę.

-Udowodnię wam teraz, że Omega rzadko daje sobie radę sam - usłyszałam dźwięk przecinanego ciała. Woń krwi wypełniła powietrze.

-Co oni robią? - zapytał Scott. Odpowiedziałam sobie pod nosem

-Wypowiadają wojnę.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz