*Rozdział 8*

1.8K 94 12
                                    

 Przekroczyłam próg szpitala w Beacon Hills. Kiedyś musiał nadejść ten moment. Czas skonfrontować się z przeszłością... W powietrzu można było wyczuć unoszącą się śmierć. Zapach, który tak dobrze znałam. Podeszłam do recepcji. Miałam nadzieję, że mimo rozpoczynającego się weekendu ktoś pozwoli mi zobaczyć tatę.

-Przepraszam, może mi pani odpowiedzieć na jedno pytanie? - podeszłam do kobiety o siwiejących włosach. Była odwrócona tyłem. W moim głosie było słychać strach.

-Tak, oczywiście -zwróciła się twarzą w moją stronę. Spojrzałam na plakietkę z jej nazwiskiem. Myers

-Dobry wieczór pani Myers. - kobieta wyglądała na zdziwioną.

-Skąd ja cię kojarzę młoda damo? - dałam jej chwilę na zastanowienie. Nie wiedziałam co powiedzieć.

-Już wiem. Jesteś jedną z ocalałych po pożarze sprzed 6 lat, prawda? Hale. Masz nazwisko Hale.

-Tak, proszę pani. Przeprowadziłam się tu z razem z kuzynem. Przyszłam teraz odwiedzić mojego tatę. Mogłaby mi pani powiedzieć gdzie leży? - strach już mnie opuścił.

-Jasne złotko. Pozwól, że sprawdzę... Sala 112. Drugi pokój po lewej. Miłych odwiedzin! - uśmiechnęła się szeroko. Ruszyłam w stronę drzwi z numerem 112.

Zapukałam, mimo że wydawało mi się to głupie. Zawahałam się chwilę, zanim weszłam. Spotkał mnie dość nieprzyjemny widok. Mój tata, albo to, co z niego zostało, siedział na wózku inwalidzkim, jego twarz zwrócona była w stronę okna. Ubrany został w niebieską flanelową koszulę. Jego oczy wyglądały, jakby uszła z nich cała dusza.

-Cześć tato - zebrało mi się na płacz. Mój głos się łamał. Przez te wszystkie lata łatwiej było mi wyobrazić sobie, że on nie żyje.

-Przyszłam się przywitać - usiadłam na łóżku i odwróciłam go w swoją stronę.

-Dawno się nie widzieliśmy, co? Sześć lat. Już trochę podrosłam. Pewnie ciekawy jesteś, czemu tu jestem. Niestety, nie mam dobrych wieści. Laura, twoja siostrzenica, nie żyje. Niedawno znaleźliśmy jej ciało. Jakiś potwór ją zabił dla statusu Alfy. Nie mówmy o tym. Mam ci wiele do opowiedzenie. Nie dam rady powiedzieć tego wszystkiego na raz - zaśmiałam się.

-Od dziś będę tu stałym bywalcem. Obiecuję! - zaczęłam płakać. Łzy lały mi się z oczy, ale nie zmieniłam wyrazu twarzy. -Ciężko mi bez ciebie było. Ale dałam radę. Tak jak mi kiedyś powiedziałeś: „Nie ważne co się dzieje, trzymaj się i nie pozwól przeciwnościom odkryć, że się boisz, nie pozwól się złamać" - złapałam jego rękę i przyłożyłam do swojego policzka.

-Mam nadzieję, że wiesz, że tu jestem - następne 10 minut spędziłam w ciszy, przytulając jego dłoń. -Oj, tato. Nie masz pojęcia, jak bardzo zmęczona jestem. Czasem mam ochotę po prostu się poddać. Wyskoczyć z pędzącego pociągu życia, ale nie mogę. Derek by się załamał. Nie może zostać sam. Zgrywa twardziela, ale ja i tak wiem, jak bardzo cierpi. No i przecież muszę cię powitać, jak już się obudzisz. Bo kiedyś się obudzisz, prawda? - to był moment, w którym przestałam się martwić czy ktoś mnie usłyszy -Nie możesz odejść na zawsze. Nie rób mi tego, co zrobiła nam mama. Proszę! - usiadłam na podłodze i szlochałam głośno. Nagle poczułam, jak ktoś głaszcze mnie po ramieniu.

-Wszystko będzie dobrze - pani Myers pozwoliła mi się przytulić i wypłakać. W tamtej chwili potrzebowałam kogoś takiego.

///

Po wizycie w szpitalu wróciłam do mieszkania. Derek siedział nad jakimiś papierami w salonie. Gdy usłyszał, że weszłam do pokoju, odłożył je na bok.

-Jak było? -po jego głosie słychać było, że nie chce naciskać.

-Ciężko -położyłam się obok niego na kanapie. Moją głowę przycisnęłam jak najmocniej do jego tułowia. Byłam wycieńczona psychicznie. Mój kuzyn nakrył mnie kocem i zaczął głaskać po głowie. Nie zadawał pytań, nie próbował mnie pocieszać, bardzo mi to pasowało. Trwaliśmy tak przez kilka minut.

-Jutro wcześnie rano jadę do rezydencji. Chcę tam jeszcze trochę posprzątać. Nie zdziw się, jeśli do 12.00 nie będzie mnie w mieszkaniu - w odpowiedzi wymruczałam krótkie tak i zasnęłam.

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz