*Rozdział 23*

1.4K 60 1
                                    

Byłam szczęśliwa. Derek zrozumiał, że śmierć Laury była wypadkiem, a tata postanowił, że nie będę już mieszkać ze Stilinskimi. Nie chodzi o to, że nie lubiłam szeryfa i jego syna, wręcz przeciwnie uwielbiałam tę dwójkę, po prostu chciałam już wrócić do mieszkania. Najpierw pojechaliśmy na komisariat wypełnić kilka papierów, potem ruszyliśmy wykonywać nasz plan. Potrzebowaliśmy Scotta i naszej watasze, aby znalezieni i wybicie osób odpowiedzialnych było prostsze. Na myśl o tym, że wszyscy, którzy na to zasługują, padają jak muchy, uśmiechnęłam się wesoło. Zemsta będzie słodka...

///

Mecz lacrosse skończył się już jakiś czas temu. Większość widowni i drużyny wyszła już z terenu szkoły. Jedyną osobą, która został w szatni, był nasz obiekt. Scott McCall. Wyłączyliśmy światło i czekaliśmy ukryci pod prysznicami. Żeby jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę, kulnęłam piłkę do lacrossa po podłodze. Udało mi się to. McCall podniósł piłeczkę i zauważył Dereka stojącego na środku. Ja z tatą mieliśmy wyjść z ukrycia trochę później dla lepszego efektu.

-Gdzieś ty był? Masz pojęcie, co tu się wyprawia? - stanęliśmy za Scottem.

-Nie rozumiem tej gry. Za moich czasów grało się w koszykówkę. To prawdziwy sport - uśmiechnęłam się na słowa mojego ojca i wtrąciłam.

-Na pewno byłeś najlepszy.

-Oj, nie schlebiaj mi tak wilczku - potargał lekko włosy na mojej głowie.

-Czytałem gdzieś, że wymyślili go rdzenni Amerykanie. Służył do rozwiązywania konfliktów - mężczyzna zamachnął kijem, który trzymał w rękach.

-Też muszę jeden rozwiązać. I potrzebuję twojej pomocy.

-Nie będę ci pomagał zabijać ludzi.

-Przecież nie chcemy wybić wszystkich. Tylko tych winnych - wzrok chłopaka przeniósł się na mnie. Był chyba lekko zdezorientowany.

-Ty...

-Cześć Scottie. Jak minął mecz? - zapytałam dziarsko.

-Jesteście po jego stronie? Przecież on zabił Laurę.

-To był wypadek.

-Wypadki chodzą nie tylko po ludziach - tłumaczył raz Derek, raz ja.

-Co?

-Scott, chyba źle nas oceniasz. Chcemy tylko wydobyć twój pełny potencjał.

-Zabijając moich przyjaciół?

-Spokojnie, Stilesowi nic się nie stanie. Jak do nas dołączysz, to podyskutujemy o reszcie - zapewniłam nastolatka.

-Spójrz na to z mojej perspektywy - tata wbił swoje pazury w kark McCalla, przekazując mu swoje wspomnienia. Chłopak upadł na podłogę i cały zdrętwiał.

-Wyjdźmy już. Okropnie tu śmierdzi - zaproponowałam. Wyszliśmy z szatni, udając się w stronę samochodu.

///

Usiadłam na kanapie w mieszkaniu. Jako że Derek nadal był poszukiwany przez policję, nie mógł być tu ze mną. Byłam za to ze swoim rodzicem, więc nie przeszkadzało mi to bardzo. Zaczęłam się zastanawiać, co potem? Weszło mi to już chyba w nawyk. Moje rozmyślania przerwało pytanie, którego się nie spodziewałam.

-Chcesz może kakao? - niby zwykłe pytanie, a jednak okropnie mnie zdziwiło.

-Spotykamy się po 6 latach i pierwszą rzeczą, jaką mi proponujesz, jest kakao?

-Czy powiedziałem coś złego? Pamiętam, że od maleńkiego kochałaś kakao. Chcę wynagrodzić ci jakoś tę rozłąkę i to, co przeze mnie wycierpiałaś - usiadł koło mnie. Od razu przypomniały mi się słowa mojego kuzyna.

-Nie cierpiałam przez ciebie. To nie jest twoja wina. Nie miałeś na to wpływu - odsunął ode mnie swoją twarz, ale zdążyłam zauważyć samotną łzę, spływającą wolno po policzku. Sama także posmutniałam. Złapałam go za rękę.

-Kocham cię tato. Proszę, nie bądź smutny. Tak dawno się nie widzieliśmy, trzeba to nadrobić nie płakać nad rozlanym mlekiem - wytarł swoje mokre policzki i odwrócił się do mnie. Jeszcze raz dokładnie obejrzałam wszystkie zakamarki jego twarzy. Nie zmienił się za wiele. Może lekko postarzył. To wszystko. Jego oczy nadal były przebiegłe, a uśmiech triumfalny. Mimo zmiany statusu był tym samym ojcem, którego kochałam i podziwiałam. Krew w moich żyłach zawrzała.

-Tyle wycierpieliśmy, ja straciłam rodzica, ty straciłeś cząstkę siebie, tylko ze względu na nasze mutacje. Nazywają nas potworami, mimo że nikogo nie krzywdzimy. To niesprawiedliwe.

-Niestety, moja droga, życie nie jest i nigdy nie będzie sprawiedliwe - na te słowa, uśmiechnęłam się sadystycznie i zaświeciłam błękitem moich oczu. W tym momencie nikt nie był w stanie mnie zatrzymać, wyznaczyłam sobie nowy, kompletnie inny cel.

-Chcą zobaczyć potwora, który w nas siedzi? Czemu mamy im go nie pokażemy? - w odpowiedzi mój rodziciel zaryczał. Wiedziałam, że na ludzi odpowiedzialnych za pożar został wydany właśnie wyrok śmierci.

///

-Wyglądasz naprawdę dobrze. Nie przejmuj się tak. To tylko randka - oglądałam jak mężczyzna poprawia fryzurę w lustrze. Zaśmiałam się pod nosem. I kto tu jest rodzicem?

-Tak, randka z piękną kobietą i matką mojego bety.

-Uspokój się tak - podeszłam do niego i zaczesałam grzebieniem część włosów do tyłu. -Na pewno wszystko pójdzie zgodnie z planem - spojrzał na zegarek.

-Zejdź już na dół. Derek pewnie już czeka - dałam mu buziaka w policzek i rzuciłam "Powodzenia!"

///

Razem z moim kuzynem mieliśmy pogrozić trochę Jacksonowi. To zadanie było dla mnie czystą przyjemnością. Siedzieliśmy na ławce obok grającego radia i czekaliśmy na dobry moment. Chłopak podnosił ciężarki i inne rzeczy. Postanowiłam, że przełączę muzykę, bo moje uszy już nie wytrzymywały.

-Co jest? - nastolatek przestał ćwiczyć i podszedł bliżej.

-Masz okropny gust muzyczny - jego serce przyspieszyło.

-Nie boję się ciebie - złapał za kij od lacrossa. Wstałam z ławki i podeszłam bliżej niego.

-Słyszałeś to, Derek. Nie boi się mnie - gdy usłyszał imię mojego opiekuna, cały pobladł. Koło mnie ustawił się wyżej przywołany.

-Owszem, boisz się. Założę się, że nie było w całym twoim życiu dnia, żebyś się czegoś nie bał - stanęliśmy z Jacksonem twarzą w twarz.

-Ale nie będziesz już musiał. Jeśli do nas dołączysz - uśmiechnęłam się i poklepałam go po ramieniu.

///

Po kilku minutach doszliśmy do naszej starej rezydencji. W pół zawalony budynek wyglądał w nocy jeszcze straszniej.

-To tutaj? - Jackson odwrócił się do nas.

-Idź, śmiało - spojrzałam na Dereka. Nie wyglądał, ani nie brzmiał przekonująco. Uciekał ode mnie wzrokiem.

-Co tam jest?

-Spełnienie twoich marzeń - Jackson bardzo się wahał. Bał się nawet za głośno oddychać. W tym cała zabawa. 

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz