*Rozdział 21*

1.4K 69 1
                                    

Razem z moim opiekunem postanowiłam, że dopóki nie oczyścimy go z zarzutów, zostanę na stancji u szeryfa Stilinskiego. Nie obyło się jednak bez pytań, czy dobrze mnie karmią oraz grożenia Stilesowi, że jeśli mnie dotknie to wyrwie mu obie ręce zębami.

Teraz od kilku dobrych minut, prowadzę cudowne, czarne Camaro i uciekam przed szaloną laską od prądu. Wszystko byłoby okej, gdyby nie siedzący koło mnie Sti narzekał co chwilę. Scott, który z tylnych siedzeń pilnował, jak daleko jest nasz oprawca się, nie odzywał i bardzo mi to pasowało.

-Nie da się szybciej? - zapytał znowu Stilinski. Przydepnęłam pedał gazu. Licznik przekroczył już 170.

-An, chyba nie łapiesz, co to pościg samochodowy.

-Przepraszam królewiczu, ale to auto nie jest wyjęte z "Szybkich i Wściekłych"! - zdenerwowałam się i jeszcze mocniej wcisnęłam gaz.

-Jeśli nie przyspieszysz, to nas zabiją!

-Jak przyspieszę, to ja nas pozabijam - od warknęłam.

-Ej...

-Teraz ty Scott, serio?

-Zniknęli - spojrzałam w lusterko. Nie jechał już za nami żaden samochód. Chłopak siedzący obok włączył radio policyjne i pokierował mnie do huty żelaza.

///

Z piskiem opon zatrzymałam się przy kryjówce mojego kuzyna. Łowcy już go znaleźli. Musieliśmy się sprężać.

-Wsiadaj! - odjeżdżaliśmy wśród pocisków wystrzeliwanych w naszą stronę.

-Prawie go miałem! - Der uderzył pięścią w deskę rozdzielczą.

-Kogo? Alfę? - głowa Stilesa wcisnęła się do przodu.

-Tak, stał przede mną. Wtedy zjawiła się policja!

-Wykonują swoją pracę... - razem z drugim Halem spojrzeliśmy się morderczo na chłopaka.

-A to wszystko dlatego, że ktoś mnie wrobił w mordercę! - miał prawo być zły. Przez nas ma radiowozy na karku.

-Ja nic nie mówiłam. Umywam ręce - puściłam na chwilę kierownicę.

-Jak go znalazłeś?

-Kiedy ostatni raz rozmawiałem z Laurą, była blisko rozwiązania sprawy. Odkryła dwie rzeczy. Facet o imieniu Harris...

-Nasz nauczyciel od chemii?! - wykrzyknęłam razem ze Stilinskim.

-Czemu on? - odezwał się w końcu Scottie.

-Jeszcze nie wiem. Za to drugą rzeczą był symbol - ze swojej kieszeni wyciągnął kartkę z rysunkiem. Nie widziałam, co to ponieważ starałam się trzymać wzrok na drodze. Usłyszałam jedynie ciężki oddech McCalla.

-Wiesz, co to?

-Widziałem go na pewnym naszyjniku, na szyi Allison - Oczywiście, wszystko łączy się z łowcami...

///

Weszłam do szkoły razem z dwójką moich przyjaciół. Staraliśmy się znaleźć sposób na to, by dostać naszyjnik.

-Po prostu z nią porozmawiaj - zaproponowałam.

-Ona ze mną nie rozmawia.

-Wymyśl coś. Pamiętaj: Naszyjnik, Alfa, Lekarstwo, Allison. W tej kolejności. Jasne? - oddaliłam się od dwójki i ruszyłam w stronę klas.

///

-Jeszcze raz, co się stało? - nie dowierzałam w to, co słyszę.

-Jak się dowiedział?

-Nie mam pojęcia - Jackson magicznym trafem dowiedział się, że Scott to wilkołak i to w momencie, w którym nad naszymi głowami wisi gilotyna o nazwie "Alfa Morderca"

-Czy on wie o mnie? - zapytałam przestraszona.

-Nie wiem...

-Powiedział to wprost? "Wilkołak"

-Nie, ale dał to jasno do zrozumienia - Nie jest dobrze...

-Dobra. Spartaczyłeś, jeśli chodzi o twoją tajemnicę, ale masz może chociaż ten głupi wisior? - McCall popatrzył w podłogę.

-Zdobądź ten naszyjnik!

///

Kolejny raz spotkałam chłopaków na lunchu. Usiedliśmy przy jednym stole i zaczęliśmy gadać.

-Dała ci wisiorek? - zapytałam z nadzieją, że odpowiedź będzie brzmiała "tak"

-Nie do końca. Zakazała mi się do siebie odzywać - strzeliłam wielkiego face palma.

-Miałeś tylko jedno zadanie McCall! - byłam zawiedziona.

-Wiesz coś jeszcze?

-Tak, dziewczyny są zdrowo szurnięte - uderzyłam oboje w ramie. Zaczęłam jeść. Zastanawiałam się, co dalej.

-Ukradniesz ten naszyjnik - powiedziałam z powagą. -Kończy nam się czas.

Miałam już odchodzić od stołu, gdy nagle odezwał się głos Jacksona. Nie stał gdzieś blisko, ale zwracał się do Scotta i mnie. Wiedział, że ja także jestem likantropem.

-Scott... Andrea... Słyszycie mnie, prawda? - zlokalizowałam jego miejsce przebywania.

-Udajecie, że mnie nie słyszycie? Jestem tutaj - bardzo nie lubię, gdy ktoś bawi się ze mną w ciuciubabkę. Ruszyłam w stronę głosu. Chłopak stał przy jednym z automatów.

-Czego chcesz? - zapytałam wściekła

-Od razu do sedna. To lubię w dziewczynach. Zawsze wydawałaś mi się inna.

-Dość tych słodkości. Daj mi konkrety - podeszłam jeszcze bliżej. Cofnął się o pół kroku.

-Chcę mieć to, co ty i McCall. Prędkość, zwinność... - zdenerwowałam się. Ja ledwo co uchodzę z życiem na co dzień, a ten rozpuszczony skurczybyk chce być lepszy w sporcie. Przyłożyłam rękę obok jego głowy. Jego plecy odbiły się o zimne kafelki. Zaświeciłam oczami, a on zaczął się pocić, jakby przebiegł maraton.

-Już widziałeś te oczy, prawda? U faceta, który zrobił ci kuku w szyjkę? Lubisz konkrety? Dobrze. Nie wierzysz w siebie i przez to sięgasz po najgorsze świństwa, żeby być wystarczający. Rozczaruję cię Jack. Nigdy nie będziesz. Dla wszystkich jesteś tylko adoptowanym chłopczykiem, któremu trzeba współczuć braku prawdziwych rodziców. Podejrzewam, że Lydia jest z tobą tylko dlatego, że nie chce, żebyś się załamał. Powiem to tylko raz, więc lepiej zapamiętaj albo sobie zapisz. Jeśli nie odpuścisz, skończysz gorzej niż z małym kuku na szyi - puściłam luźno rękę i cofnęłam się o kilka kroków.

-Do zobaczenia na zajęciach - pogłaskałam go po twarzy.

///

Po skończonych lekcjach wróciłam razem ze Stilesem do jego domu. Pobiegliśmy do pokoju. Sti miał plan. Nie było możliwe, że tamtej nocy w szkole Scottie wysłał SMSa do Allison. Więc kto to zrobił? 

𝚅 𝙴 𝙽 𝙰 𝚃 𝙸 𝙲 | 𝚝𝚎𝚎𝚗 𝚠𝚘𝚕𝚏 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz