"The silent soul" angst

422 40 14
                                    

TW// Wypadek, śmierć kliniczna

               Był mocno rozdrażniony, a przy tym także zły na siebie, że znowu pozwolił, by go zostawił. Ale Keith już taki był. Uciekał od problemów, uciekał od wszystkiego, uciekał od niego...Jeszcze jakby to w czymś w ogóle pomagało. A powodowało jedynie odwrotny skutek i złość i bezsilność Lance'a.
Oparł się ciężko o kuchenny blat i przymknął oczy, rozpamiętując to wydarzenie. Dosłownie jakąś godzinę temu znowu ostro pokłócił się ze swoim partnerem, a on tak po prostu wyszedł z kuchni. A, kiedy Lance wybiegł za nim na dwór, by jeszcze dorzucić parę słów od siebie, zobaczył jak jedynie wsiada na swój motocykl i szykuje się, by odjechać. Na dźwięk swojego imienia i nazwiska, nawet się nie obejrzał, pokazując mu środkowy palec i rzucając za siebie rzemykiem z nawleczoną na niego obrączką. Kiedy stanął na trawniku, mężczyzna zdążył już odjechać pozostawiając za sobą chmurę spalin. Pod wpływem impulsu chwycił rzemyk i, gdy wchodził do domu wrzucił obrączkę do kosza na śmieci.

Poczuł jak nim telepie, gdy tylko na nowo to sobie przypomniał. Keith znowu potraktował go jak dziecko i mimo że starał się być spokojny, czuł jego rosnącą irytację, gdy chciał mu wytłumaczyć coś co w jego mniemaniu było tak łatwe do pojęcia. A, kiedy w końcu wybuchł, Lance również nie wytrzymał i także słownie go zaatakował. Od słowa do słowa, w końcu się pokłócili, co w ich związku nie było nowością. Było wiele rzeczy, które ich różniło i sprawiało, że na pierwszy rzut oka są najbardziej niedobraną parą na świecie. Jednak rolą tych różnic, było właśnie robienie innego wrażenia. Wrażenia, które utwierdzało, że pomimo wszystkiego ich związek opierał się na silnym uczuciu, które wiązało i podtrzymywało ich razem. Można powiedzieć, że byli przykładem słynnego powiedzenia "dokonać niemożliwego". Tym właśnie byli dla innych, którzy nie mogli uwierzyć, że dwójka najbardziej różnych ludzi na świecie może być razem i jeszcze się ze sobą dogadywać.

Ze złością potarł prawy nadgarstek, lekko już obrzmiały, w który dość mocno wbiła się jego bransoletka z malutkich muszelek. Chciał się odegrać, za coś co zrobił już wcześniej. Ale jedynie bardziej go zdenerwował i sprawił, że chwycił mocno jego rękę. Nie zrobił z nim nic. Jedynie mocno go przytrzymał i odciągnął od swojej twarzy. Nie był w stanie mu się wyrwać, więc zagryzając wargę, jedynie czekał aż go puści. I, kiedy właśnie to zrobił, od razu wyszedł, więc nie miał szansy nic mu powiedzieć. Tym razem się opanował.

Zwykle podczas kłótni, która była inicjowana przez Lance'a, Keith potrafił być naprawdę agresywny i twardo trzymał się swojej racji. I rzadko ulegał. Ale kiedy sytuacja tego wymagała, umiał go przeprosić, choć prawie nie przechodziło mu to przez gardło. Pamiętał jak go uderzył. To akurat nie była tylko zwykła, ale można rzec, że rutynowa kłótnia. Wynikła z tego, że Keith znowu wrócił późno z pracy i w dodatku mocno podpity; znowu został na siłę zaciągnięty do baru przez kolegów, którzy nie chcieli nawet słyszeć jego sprzeciwu.
Lance nie zważając jednak na nic, dalej robił mu awanturę. Nie chciał, by to się ciągnęło w kółko i w kółko. To też nie był pierwszy raz, a on nie miał siły, by się z nim użerać. Keith widocznie również miał już go dość. Dlatego Lance był taki zdziwiony i zszokowany, gdy jego partner najpierw pchnął go na ścianę, a później uderzył w twarz, pozostawiając mu na kilkanaście dni sporego siniaka, którego tuszował podkładem. To był pierwszy raz, gdy go uderzył. Pierwszy i ostatni, ponieważ po tym incydencie, rzadko kiedy widział Keith'a w takim stanie. Nie przeprosił go za to, jednak widział w jego oczach skruchę za każdym razem, gdy zmywał podkład z twarzy, ujawniający wciąż nieco widocznego siniaka.

Dźwięk telefonu poderwał go tak gwałtownie, że aż drgnął i na chwilę przestał rozmyślać o powodach ich kłótni. Rozejrzał się po kuchni nieco nieprzytomnie. To był stacjonarny, wiszący przy wejściu telefon, którego dzwonek w postaci kilku przeciągłych piknięć rozległ się po pomieszczeniu. Miał go na wprost siebie, więc wystarczyło zrobić jedynie kilka kroków, gdyż kuchnia nie była aż tak duża. Nieco się zdziwił, gdyż rzadko, kiedy ktoś do nich dzwonił, akurat na stacjonarny. Chyba, że była to jego rodzina lub gość od taniej reklamy, oferujący podobnież sprzęty domowe najwyższej jakości. Wolno przemierzył kuchnię i wziął do ręki białą słuchawkę z motywem delfinka i fali. Z początku sądził, że to znowu ten sam mężczyzna, który dzwonił regularnie, by jednak przekonać go do kupna kuchennych garnków. Dlatego na początku jego ton był oschły i zirytowany, gdy po raz kolejny potwierdzał swoje imię i nazwiska.
I chociaż nie rozpoznał od razu głosu to wiedział, że jednak nie ma do czynienia z tym irytującym typem. To sprawiło, że na chwilę odetchnął i oczekiwał tego, co powie jego rozmówca. Jednakże to co usłyszał zmroziło go doszczętnie, a słuchawka wyślizgnęła się z jego nagle skostniałej dłoni. W pewnym momencie nie mógł już ustać na nogach i po prostu musiał oprzeć się o ścianę. Serce boleśnie obijało się o jego klatkę piersiową, tak, że miał wrażenie, że zaraz wydostanie się na zewnątrz. Ze słuchawki zaś wciąż dochodził męski głos, pytający teraz, czy wszystko w porządku. Mimo że wisiała swobodnie i w dodatku znajdowała się kilka centymetrów od niego, nadal słyszał wyraźnie każde słowo, które obijało się po jego czaszce, niczym rozwścieczony byk na arenie. Miał jednak tak ściśnięte gardło, że nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa, toteż rozmówca po chwili sam się wyłączył, a ze słuchawki doszło do niego przeciągłe zakańczające rozmowę piknięcie.
Był teraz przerażony i potrzebował czyjegoś fizycznego wsparcia. Chociaż z każdą chwilą, wydawało mu się, że podana mu informacja nie mogła być prawdziwa. No, po prostu nie mogła. Jednocześnie wiedział, że musi się ruszyć i jak najprędzej jechać do szpitala. A, kiedy już to zrobił, nawet się za siebie nie obejrzał.

One shoty Klance♣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz