"All I want is to give you happiness" domestic au

475 43 26
                                    

   TW// Trans!Lance    

          Po porannym treningu Keith udał się do łazienki w celu odświeżenia. Był po 4 km przebieżce po lesie wraz z Kosmo oraz godzinnej sesji na ich domowej siłowni, na którą przychodził zaraz po bieganiu. Nigdy nie pozwalał sobie na wypoczynek, chyba, że Lance za pomocą swojego uroku osobistego zatrzymywał go w łóżku na znacznie dłuższą ilość czasu, niż sam by sobie tego życzył.

Właściwie, kiedy tylko o tym pomyślał, zobaczył uchylone drzwi do swojego celu i stojącego przy umywalce Lance'a. Nie robił nic szczególnego, po prostu stał nad nią i wpatrywał się w lustro. Naturalnie, więc pewnie zauważył Keith'a, który zatrzymał się w progu. Nie uzyskał od niego, jednak żadnej reakcji po tej dłuższej chwili, więc postanowił wejść do środka. Jego oddech nadal był ciężki i trochę świszczący po treningu, co od razu wychwycił Lance, gdy tylko tamten przytulił go od tyłu.

— W porządku? — Zapytał łagodnie, ciaśniej go do siebie przyciągając i splatając wokół niego swoje ramiona.

Doskonale wiedział ile kosztuje go zwykłe wyjście do toalety lub przebieranie się. Dlatego często znajdował go płaczącego i siedzącego na podłodze, albo w stanie ogólnej paniki, gdzie zwykle musiał poświęcić mu od kilku do kilkunastu minut na uspokojenie go na tyle, by był w stanie dojść jakoś do siebie. Tak bardzo chciał mu pomóc, ale on i tak dostawał już wystarczającą pomoc od swoich terapeutów i seksuologów. Jedyne o co go poproszono, to stałe kontrolowanie go w domu i otoczenie opieką psychiczną do czasu, gdy w końcu, nie zostanie wydana zgoda na jego operację korekty płci. Jedyne co mógł zrobić w tej kwestii to zapewnianie go, że już niedługo się to wydarzy i nie będzie musiał dłużej tak cierpieć. Nie umiał sobie nawet wyobrazić co musiał czuć, gdy codziennie budził się z myślą, że jego ciało nie jest jeszcze na tyle idealne, na ile by tego chciał.

— Tak...Dziękuję, że pytasz Keith… — Szatyn delikatnie się uśmiechnął, gdy czarnowłosy pocałował go w jego odsłonięty pokryty dwiema pionowymi bliznami bark, po czym zelżył uścisk i odsunął się od niego.

Kiedy tylko to zrobił, Lance natychmiast obrócił się w jego stronę z lekkim smutkiem wymalowanym na twarzy. Drugą rzeczą, którą zarejestrował Keith było to, że szatyn miał na sobie jedną z jego koszul; mianowicie tą czerwoną z motywem róż, którą sam mu sprezentował na Walentynki. Była rozpięta, tak mniej więcej na 4-5 guziczków, przez co widoczne były podłużne blizny po dobrze wykonanej tranzycji na jego klatce piersiowej. Ten widok wywołał w nim nieznaczne uczucie szczęścia. Przed tranzycją nawet nie było mowy o tym, żeby kiedykolwiek rozpiął w ten sposób jakąś koszulę. To było przerażające, ale przez uwięzienie we własnym ciele nie mógł nawet ubrać się tak, jakby sam chciał. Teraz zaś nareszcie czuł się na tyle swobodnie i na tyle wolny, by wreszcie zakładać to na co od dawna już czekał.

— Czemu się odsunąłeś? — Zapytał nieco enigmatycznie, przenosząc wzrok na tym razem zaskoczonego Keith'a.

— Um...Przed chwilą wróciłem z treningu. Poza tym nie lubisz, kiedy przytulam się do ciebie, gdy jestem aż tak spocony… — Nie tylko zauważył jakąś dziwną zmianę w jego zachowaniu, ale także w jego mimice twarzy; najpierw dziwnie westchnął, a później obdarzył go finezyjnym półuśmiechem, po którym czarnowłosy zorientował się, że coś jednak może być nie tak.

— Nie dzisiaj...Przytulaj mnie dalej. — Powiedział cicho, gdy tylko ponownie opadł w jego ramiona, którymi czarnowłosy od razu go objął.

Ukrywając twarz w jego klatce piersiowej, Lance zaciągnął się mocnym zapachem jego ciała, który czuł przez lekko wilgotną podkoszulkę, którą miał na sobie Keith. Nieprzyjemny i ostry zapach potu mieszał się z zapachem palonego drewna oraz słodkiej woni truskawek z bergamotką — ten niepowtarzalny zestaw zapachowy należał tylko i wyłącznie do jego męża. Zupełnie nie przeszkadzał mu również fakt, że przez tę cudowną mieszaninę przebija się także słaby zapach dymu papierosowego, który zdążył już znacznie wywietrzeć. Zdążył się do tego przyzwyczaić, a to, że stale mu powtarzał, że spróbuje to rzucić nie było dla niego nowością. Nie mógł jednak zrozumieć, dlaczego nigdy nie lubił, gdy przytulał go zaraz po treningu. Gdy teraz o tym myślał, stwierdził, że to totalna głupota. Przecież właśnie przytulanie się do niego, kiedy był tak wycieńczony było najlepszą częścią jego dnia. To wtedy miał zupełnie na wyłączność, słuchanie szybkich ruchów jego serca, które nie zdążyło się jeszcze uspokoić po wysiłku fizycznym. Poza tym widzenie go w takim stanie, gdy jego koszulka praktycznie prześwitywała od potu sprawiało, że dostawał nagłych dreszczy, których nie umiał kontrolować. Do tego, był praktycznie jedyną osobą, dzięki której mógł się rozluźnić i unormować oddech.

One shoty Klance♣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz