"W deszczu" angst, reverse soulmate au

402 28 24
                                    

TW//morderstwo, porzucenie

I remember years ago
Someone told me I should take
Caution when it comes to love, I did

Podeszwy jego niebiesko-szarych sneakersów ślizgały się po mokrym podłożu ulicy, po której właśnie biegł. Niemalże nie zwracał uwagi na zacinający wkoło deszcz, który utrudniał i zawężał mu pole widzenia oraz szaleńczy bieg między kroplami. Z początku trzymał swój parasol pionowo tuż nad głową, żeby nie zmoknąć jednak już od jakiegoś czasu po prostu ciągnął go gdzieś za sobą, co jakiś czas również szorując nim po ziemi. Ale nie obchodziło go, że już całkiem przemókł. Nie myślał teraz o tak błahej sprawie. Ale mimo to przymknął na chwilę oczy i machinalnie nieco zwolnił.

Widniejące na jego prawym nadgarstku imię przypominało mu o tym, dlaczego w tym momencie nie chciał odpuścić. Było jak mały minimalistyczny tatuażyk, tyle że miało większe znaczenie; było zapisane w jego duszy. A dlaczego było tak ważne? Nie dlatego, że noszący to imię był wybrankiem jego serca. Wiele by dał, żeby tak było. Niestety prawda była przerażająco inna. Bowiem właściciel tego imienia miał wobec niego inne plany. Mianowicie…

To imię było z nim od wczesnego dzieciństwa. Zauważył je już w wieku 4 lat, kiedy poznawał pierwsze literki. I był z siebie wtedy niewyobrażalnie dumny, gdy udało mu się złożyć w całość to krótkie imię. Wówczas jego starsza siostra Veronica stwierdziła, że to musi być imię jego soulmate'a i na dowód pokazała, że na jej nadgarstku widnieje imię "Acxa" będące imieniem jej dziewczyny. To nie mógł być przypadek, a on uwierzył jej na słowo.

Dlatego dorastał z tym imieniem, codziennie zastanawiając się jaki może być jego soulmate. Myślał nad jego wyglądem, osobowością i przynajmniej kilka razy dziennie oglądał swój nadgarstek, by upewnić się, że na pewno jego imię stamtąd nie zniknęło. Ale zawsze tam było. Nieważne co, ono zawsze było na swoim miejscu.
Gdyby jednak w porę dowiedział się jakie było jego przeznaczenie…

Zamrugał, czując piekące łzy pod powiekami. Oczywiście, że mógł temu zapobiec. Mógł teraz po prostu zaprzestać tej męczącej gonitwy, mógł wrócić do domu i zapomnieć o tym wszystkim. Ale to nie było takie proste. Gdyby było już dawno, by to zrobił. Ale...Ten rok był dla niego najlepszym jak do tej pory, był najcudowniejszy, a każda jego chwila na wagę złota. Wiedział, że tak szybko nie wyparłby go z pamięci.

Po prostu oddał swoje serce nieodpowiedniej osobie, a gdyby wiedział jakie są tego konsekwencje...No cóż, nie był nawet pewny, czy również wtedy postąpiłby inaczej. Nigdy nie był zbyt ostrożny, a jeśli chodziło o miłość po prostu szedł na całość. Dlatego zwykle dało się nim łatwo manipulować. Wiedział też, że nie da rady uciec przeznaczeniu. Nieuchronny los ścigał go już odkąd skończył lat 4 i nie zamierzał odpuścić aż do tej chwili. I szczerze powiedziawszy...Był gotowy na wszystko co ma mu do zaoferowania.

Nie wiedział ile już tak biegł, miał wrażenie, że znalazł się w kręgu piekielnym, a ten bieg to jego wiekuista kara. Że miał już tak biec po wiek wieków...Jednak migający mu przed oczami raz za razem czarnowłosy chłopak, utwierdzał go w przekonaniu, że to wszystko dzieje się rzeczywiście, a nie tylko w jego wyobraźni.
Przyspieszył, a chłopak uczynił to samo. I choć był już całkiem zmęczony tym biegiem, nadal utrzymywał tempo. Mimo że wręcz czuł jak rozrywają mu się płuca, oraz łapał szybko zimne hausty powietrza — nie poddawał się. Nie mógł pozwolić, by mu teraz uciekł. Nie mógł pozwolić, by znowu to zrobił.
Rozpaczliwie i ostatkiem sił zawołał, przekrzykując przy tym zacinający deszcz:

Keith!

And you were strong and I was not
My illusion, my mistake
I was careless, I forgot, I did

One shoty Klance♣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz