"You shine more than anything else"

1.1K 73 40
                                    

Była piękna gwiaździsta noc. Wiał delikatny jesienny wiaterek, który poruszał gałęziami drzew, gdzieś w oddali. W tle szumiała cicho rzeka, w której odbijało się całe niebo. Dziś była magiczna noc spadających gwiazd. Wszyscy czekali na ten dzień, bardziej niż na gwiazdkę. Był niezwykle oczekiwany, zwłaszcza przez młodzież i dzieci. Chociaż dorośli, również z niecierpliwością go wyglądali. 

Właśnie dzisiejszej nocy dwóch nastoletnich chłopców, miało zamiar obserwować gwiazdy. Oboje siedzieli na trawie i opierali się o siebie ramionami. Nieśmiało dotykali swoich dłoni, co jakiś czas muskając się nawzajem palcami. A gdy tylko tak się działo oboje od razu płonęli rumieńcem i zabierali dłonie. Jeden z chłopców miał na sobie gruby sweter uszyty z niebieskiej włóczki, natomiast drugi tylko skórzaną kurtkę. Jednak ten drugi wcale nie sprawiał wrażenia, że trzęsie się z zimna; prawdopodobnie to dlatego, że miał obok siebie drugiego chłopaka, który dzielił z nim ciepło. A kiedy tylko pierwszy z chłopców poczuł, że przeszedł go lekki dreszcz, szybko sięgnął po leżący na jego kolanach wełniany szal i otulił go nim. Przy okazji wtedy oboje spojrzeli sobie w oczy. W ślicznych niebieskich oczach Lance'a odbijały się wszystkie gwiazdy, zaś w ogromnych fiołkowych oczach Keith'a skrywało się prawdziwe onieśmielenie. Patrząc w jego oczy, czuł mieszaninę przeróżnych uczuć. Głównie odczuwał przyjemne ciepło na sercu. Nie mógł uwierzyć, że to się właśnie dzieje. Że właśnie spędza z nim dzisiejszą noc. 

Dla pewności uszczypnął się lekko w przedramię. Teraz z kolei w oczach Lance pojawiło się zdziwienie, a on sam rozchylił delikatnie usta. 

-Co robisz? - Zapytał z szerokim uśmiechem.

-N-nic… - Na chwilę zamilkł - T-twoje oczy lśnią jak gwiazdy… - Odezwał się niepewnie, a jego wzrok powędrował na swoje zaciskające się na szalu palce. 

Lance zaniemówił. Patrzył na niego, a jego policzki płonęły coraz bardziej. Teraz i on czuł się onieśmielony. Próbował coś z siebie wykrztusić, ale nie dał rady. Mógł się jedynie uśmiechać, patrząc na jego zarumienioną twarz. Wiatr zawiał mocniej, poruszając i mierzwiąc krucze włosy Keith'a. Kilka kosmyków z grzywki, przesłoniła mu pole widzenia. Lance zachichotał cicho, zakrywając usta. Dość śmiało przeczesał palcami jego włosy, odsłaniając mu twarz. Przez chwilę zatrzymał palce na jego kosmykach, po to by dłużej móc ich dotykać. Wodził wzrokiem po jego twarzy. Na prawym policzku znajdowała się podłużna blizna, na lewym zaś opatrunek, a powyżej na skroni plaster. To pamiątki, po ostatniej bójce w której ochronił Lance'a przed starszymi chłopakami. Był mu naprawdę za to wdzięczny. Przyjął ciosy, które tak naprawdę należały się jemu samemu. Kilka zadrapań i ran wciąż wyglądało świeżo; nie był tym zdziwiony, chłopak uwielbiał bójki.

Keith popatrzył na niego ogromnymi oczami. Przez chwilę Lance miał nikły przebłysk, tego jak bardzo uroczy jest. Nagle czarnowłosy ponownie podniósł na niego wzrok. Ujął drżącymi rękami jego twarz. Znowu wpatrywali się głęboko w swoje oczy. 

-Czy...Cz-czy… - Zaczął się jąkać, i nie wiedząc jak dobrać do siebie słowa.

-Czy co? - Zachęcił go Lance, patrząc na niego oczami jak dwa spodki.

-Czy...Cz-czy...m-mogę cię pocałować? - Wymamrotał, nie patrząc na niego.

-Słucham? Mógłbyś powtórzyć? - Zapytał czując, że całkowicie się czerwieni; doskonale go słyszał, ale chciał, by powtórzył to raz jeszcze. 

Chłopak wziął głęboki oddech, po czym wolno go wypuścił. Przez bicie jego serca, nie mógł się normalnie wysłowić. Po części było to też z powodu bliskości Lance'a. Nadal trzymał jego twarz, tak że przez cały ten czas patrzyli sobie w oczy.

One shoty Klance♣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz