"Niezwykła randka nr 4" cz.4/?

458 47 13
                                    

      Było już całkiem ciemno, gdy w końcu wyruszyli. O tej porze zrobiło się dosyć chłodno. Ale Styczeń na Kubie właśnie taki był... Upalnie w dzień, umiarkowanie zimno w nocy(choć nie zawsze). Keith jeszcze nie bardzo mógł się oswoić z tym klimatem. Mimo że nie była to jakaś spektakularna zmiana i tak wciąż coś mu nie pasowało w związku z temperaturą. 

Za oknem panowała bezkresna ciemność oświetlana reflektorami starego Forda. Zwykle o tej godzinie i zwłaszcza w weekendy wolał przebywać w domu. Nie był typem towarzyskiej osoby, dlatego wychodził, gdy już miał naprawdę ogromną potrzebę. Osoba, która przyjechałaby tu po raz pierwszy pomyślałaby, że to dość późna pora na przejażdżki. Jakże bardzo, by się pomyliła. Dopiero o takich porach nocne życie mieszkańców Kuby naprawdę ożywało. To właśnie było specyfiką tej wysepki. Nocne imprezy były częścią tego małego świata. 

Jechali główną uliczką Varadero, która powoli rozświetlała się od ulicznych lamp i rozwieszonych zewsząd lampionów. Przez uchylone okno dobiegła ich rytmiczna muzyka. Zauważyli również pierwszych ludzi, którzy zdecydowali się wyjść na zewnątrz i trochę się zabawić. Było tak pięknie i kolorowo. Kubańska kultura była bogata w tego typu rzeczy, a taniec i śpiew były jej ogromną częścią. 

-W-wow… - Powiedział czarnowłosy, widząc tętniące nocnym życiem rozbudzające się miasto.

-Prawda, że super? Odkąd tylko pamiętam wymykałem się z domu razem z moim rodzeństwem, by się trochę rozerwać. Głośna muzyka, stoiska z wszelkim jedzeniem i napojami, parkiet do tańczenia…To coś co szczególnie uwielbiałem - Uśmiechnął się zerkając na Keith'a, który oglądał wszystko przez uchyloną szybę. 
Rozsunął ją do końca i wychylił przez nią. Wiatr smagał go po twarzy i rozwiewał włosy, podczas gdy stary Ford leniwie jechał przed siebie. Lance specjalnie zwolnił, by Keith mógł widzieć dokładniej to co działo się na ulicy. 

Czarnowłosy pomyślał, że Kuba to naprawdę szczególnie wyjątkowe miejsce. Wszystko było takie żywe, wszyscy tak dobrze się bawili. Tak jakby jutra miało nie być. Teraz na główną ulicę wyszli chyba wszyscy mieszkańcy. Muzyka stała się głośniejsza i mieszała z dźwiękiem instrumentów. 
Przez moment był pewny, że Lance po prostu chciał zabrać go właśnie tutaj. Ale jego samochód nigdzie się nie zatrzymał i wciąż jechał przed siebie. Dlatego usiadł z powrotem na siedzeniu i zasunął szybę, by nieco zagłuszyć dochodzącą z zewnątrz muzykę.

-Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy? - Zapytał dosyć niecierpliwie, wbijając w niego spojrzenie.

-To niedaleko stąd. A co pewnie myślałeś, że chciałem zaprosić cię na miasto? - Zapytał z uśmieszkiem, patrząc na drogę.

-N-no tak…

-Wiem, że to byłby także fajny pomysł na randkę, ale tym razem to będzie coś...Coś ekstra - Zapewnił go.

W końcu wyjechali z miasteczka Varadero. Muzyka słabła z każdą chwilą, a oni zostawiali za sobą dopiero co rozkręcającą się imprezę na ulicach. A skoro to nie miała być randka na mieście to…

-Zabierasz mnie na plażę? - Zapytał nagle całkiem olśniony Keith.

-Zgadłeś. Ale nie na żadną z głównych plaż…

Na wyspie znajdowało się ich sporo. Jedne zachwycały swym urokiem, inne sprawiały, że miało się ochotę jedynie narzekać. Oczywiście zależy, którą z nich się odwiedzi. Jednak nieważne jaka pora panowała, plaże zawsze były oblegane przez turystów(rzadko miejscowych lub na odwrót). A do tego dochodziła jeszcze kontrola graniczna*(na szczęście, nie na wszystkich obowiązywała). 

Znowu jechali główną drogą. Jednak w pewnym momencie Lance skręcił pewnie w lewo do wjazdu do lasu.
-Czemu tędy jedziemy? Główną drogą nie będzie szybciej? - Zapytał zdziwiony Keith, wlepiając wzrok w rozciągający się wokół nich gęsty las.

One shoty Klance♣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz