"Sing me to sleep" family/fanchild au

495 48 6
                                    

         Powoli otworzył oczy i jedyne co ujrzał to nieprzeniknioną ciemność. Jednak ta maseczka do spania była świetnym zakupem. Zsunął ją z twarzy i umieścił na głowie, tak by nie spadła i nie przesłoniła mu pola widzenia. Budzik na jego szafeczce nocnej wskazywał na 2:33, gdy padł na niego jego wzrok. Od jakiegoś czasu budził się wyłącznie o takich porach. Ciągle leżąc, obrócił się w drugą stronę na łóżku, a jego ręka natrafiła na powietrze. Wciąż zaspany sięgnął, więc po butelkę soku wiśniowego, która stała przy łóżku obok niego. Wypijając prawie całość soku i zostawiając jedynie jakieś resztki na dnie, zastanowił się, gdzie mógł podziać się Keith. Naraz pomyślał jednak, że pewnie znowu nie mógł spać i siedzi na werandzie i rysuje lub ćwiczy na ich domowej siłowni.
Odstawił prawie pustą butelkę, która jednak postanowiła zrobić mu psikusa i przewrócić się, wydając przy tym niemiły dźwięk od którego aż drgnął. Skrzywił się i już miał zamiar kłaść się znowu spać, bo ciągle nie był do końca wybudzony, więc chciał wykorzystać okazję. Jednakże wtedy odezwał się jego pęcherz. W momencie, kiedy już nakładał maseczkę i wygodniej się układał do przerwanego snu. Westchnął i stwierdził, że raczej nie uda mu się tego wytrzymać, więc po prostu pójdzie do łazienki. Odkrył kołdrę i opuścił stopy na panele, przy okazji potrącając plastikową butelkę. Powolnym ruchem zapalił lampkę nocną i mrużąc oczy, sięgnął po swoje niebieskie kapcie. Nieudolnie włożył je na stopy i poszedł wolno w stronę drzwi. Wodząc lekko zamglonym spojrzeniem wokół, po drodze do toalety zauważył prawie niewidoczne światełko sączące się zza uchylonych drzwi pokoju ich dzieci. Postanowił do nich zajrzeć, skoro i tak musiał wstać. Stanął w progu i zajrzał do środka, tak by nie poruszyć sosnowymi drzwiami. W pokoju było całkiem ciemno, oprócz tej jednej nocnej lampki, która i tak dawała nikłą poświatę. Zatem również nie zauważył niczego niezwykłego w ich pokoju. A jednak...Wtedy powitał go całkiem nowy dźwięk. Delikatny niczym dzwonki na wietrze głos, rozchodził się po pomieszczeniu. Nie był do końca czysty, bo miejscami się załamywał, jakby jego właściciel zapominał swojej kwestii. A także momentami był zbyt wysoki, przez co wiedział, że ma do czynienia z męskim tenorem, który należał do Keith'a. 

Z początku mylnie sądził, że szeptał. Ale, gdy dobrze się wsłuchał, zrozumiał że śpiewa. Słowa same układały się w zdania, które po dłuższym przesłuchaniu świetnie do siebie pasowały. 

Keith śpiewał piosenkę, która niewątpliwie była kołysanką. Śliczną kołysanką. Właśnie wtedy znalazł źródło jego głosu, czyli jego samego opierającego się o łóżeczko ich dzieci i trzymającego małą Kaylę na rękach. Dwuletnia dziewczynka spała z główką na jego ramieniu i jednocześnie tuląc do siebie swoją ulubioną przytulankę. A czarnowłosy bardzo troskliwie ją obejmował i powoli bujał w rytm śpiewanej kołysanki. Latynos wychynął niezauważenie zza drzwi, tak by jego mąż go nie zauważył. A kiedy to zrobił dostrzegł, że na jego twarzy gościł czuły uśmiech, gdy nagle dziewczynka zacisnęła małą piąstkę na paśmie jego kruczych włosów. Zachichotał cicho, ale nadal nie przerwał piosenki. A tymczasem stojący za drzwiami i kryjący się w cieniu korytarza Lance, wstrzymał na chwilę oddech. To był pierwszy raz, gdy Keith śpiewał. Nawet nie sądził, że umie. A on zdawał się doskonale znać ową piosenkę. Była naprawdę piękna, a w dodatku śpiewana przez niego sprawiała, że dostawał ciarek. I nawet, gdy jego głos stał się odrobinę ochrypły, po jego kręgosłupie przebiegł dreszcz. Mimowolnie zaczął również bujać się w podobny co Keith sposób. Całkowicie się w niej zatracił i zapomniał po co w ogóle wstał. Dźwięk skrzypiącego progu, przywrócił go do rzeczywistości. Przypadkowo na niego nastąpił, gdy za bardzo zbliżył się do drzwi. Wstrzymał nagle oddech, jakby właśnie zaburzył równowagę czwartego wymiaru. Właśnie wtedy Keith urwał fragment, który zbliżał się do refrenu. Po tym usłyszał ciche stąpanie, a drzwi otworzyły się szeroko przez co ich spojrzenia się spotkały. Na bladej twarzy Keitha odmalowało się delikatne zawstydzenie, co poskutkowało tym że od razu się zaczerwienił i spuścił wzrok. Dlatego pierwszy zdecydował odezwać się Lance. 

One shoty Klance♣️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz