Po nie długich przygotowaniach, zebrali się w salce na której jak zwykle, byly rozłożone materace.
Grace, weszła po cichu za nimi, a wyraz jej twarzy był kamienny.
- Chyba ojczulek musiał coś majstrować, przy mamie - szepnął Klaus do Diego, a ten pokiwał delikatnie głową.
- Dzień Dobry dzieci, proszę ustawić się w szeregu. Trening bezmocy, Numerze Jeden panuj nad sobą - podkreśliła ostatnie zdanie.
- Ehe, ewidentnie sie bawił w jej kabelkach - szpenął Ben do Luthera, który po wypowiedzi robota, delikatnie się speszył.
- Numer Trzy z Numerem Cztery Numer Piąty z Numerem Pierwszym, Numer Szósty z Projekt Zero. Numer Dwa, przed domem postawiłam dwie tarcze, wiesz co robić. Wszystkie mają być w samym środku i stań na czerwonej lini z taśmy - zarządziła niania, po czym złożyła ręce za swoje plecy, a następnie oparła się o ścianę, poczęła obserwować.
Three i Four stanęli na przeciwko siebie z niesmaczonymi minami. Zaatakowała pierwsza All i uderzyła brata w nos, a on oddał cios w brzuch. Dziewczyna się ugięła, więc chłopak ją przewrócił z przepraszającą miną, jednak ta szybko podniosła się i odkopała go, po czym przewróciła na materac. Przygwoździła go mocna do ziemii, po czym zeszli uśmiechając się do siebie.
Następni byli Luther i Five. Zielonooki niemal od razu zaatakował, powalając brata na kolana, a następnie wykręcił mu ręke do tyłu. Niebieskooki okręcił się, kolejnie zadał bratu cios w przedramię osłabiając jego kondycje. Jego przeciwnik widocznie się zdenerwował i wymierzył serię ciosów w lewy bok Luthera, przez co ten upadł na ziemie, a Five chwycił jego ręce w jednej dłoni, drugą złożył na jego nosie.
Kolejni byli Ben i Zero. Stanęli na przeciwko siebie, a następnie Ben uderzył. Próbował uderzyć niebieskooką w tył kolana, aby ją powalić, jednak ta przeskoczyła nad nim i kopnęła go mocno w krzyż. Brunet szybko się podniósł z ziemii, następnie uderzył w jej klatkę piersiową przez co zaparło jej dech w piersiach. Delikatnie usiadła na ziemi i szybko podcieła rywalowi nogi. Uderzyła mocno w jego prawy bok i odskoczyła saltem w tył.
Po treningu, poszli zjeść obiad, który przygotowała im Grace. Jak zwykle, przy stole paniwała idealna cisza, ponieważ robot zachowywał się zmierzle oraz pilnował dyscypliny.
Wieczorem do domu wrócił Reginald razem z małpą. Udali się na krótką rozmowę z Grace, a następnie Pogo poszedł skontrolować dzieci. Wygonił natychmiastowo Bena z pokoju Diega, a sam udał się do swojego pokoju, czytać ulubioną lekture. Chwilę później zeszli na kolację, po której opiekun kazał im położyć się do łóżek i zapowiedział, że za niedługo wyjadą na treningi do domu letniskowego na co dzieci pokiwały ochoczo głowami.
Jak zwykle, cały dom oprócz dwóch geniuszy pogrążył się w głębokim śnie. W pokoju Zero dało się nagle usłyszeć charakterystyczny trzask, na co dziewczyna się obróciła. Zielonooki jak zwykle spojrzał na jej ścianę pełną obliczeń, a następnie podszedł do niebieskookiej.
- Wypatrujesz spadającej gwiazdy czy jak? - zażartował.
- Nie, po prostu lubie patrzeć w gwiazdy. Są takie piękne, ale i tajemnicze -
- Troche podobne do ciebie - powiedział, a białowłosa spojrzała na niego pytająco. - Są tajemnicze i białe - szybko skończył.
- Mm.. Jakiś cel twojej wizyty? - uniosła brew.
- Chce niedługo skoczyć.. - powiedział cicho.
- Five, to nie jest dobry pomysł mam złe przeczucia - skrzywiła się.
- Przecież jesteśmy wrogami, nie pamiętasz? - prychnął.
- W takim razie skaczę z tobą - wzruszyła ramionami.
- Dobrze - odpowiedział krótko i spojrzał na nią zimno.
- Kiedy skoczymy? - zapytała.
- Nie obchodzi cie czemu? - zdziwił się ale potrząsnął głową i odpowiedział. - Chyba po wyjezdzie na wakacje - skończył.
- Jesteś tego pewny? - ponownie zapytała.
- Bardziej niż pewny - usadowił swoje spojrzenie na jej ustach.
- Five, co zrobimy z listem? -
- Sam go dam ojcu. Nikomu tu nie można ufać.- odpowiedział z powagą w głosie.
- Wiesz, że się uda prawda? -
- Nie ma życia bez ryzyka - utkwiła głuche spojrzenie w księżycu.
- Zero, musisz wiedzieć, że jesteś pierwszą osobą której zaufałem. Więc nie chce żałować tej decyzji - rzekł i włożył ręce do kieszeni.
- Nie żałuj niczego. Żeby pomylić się trzeba być mądrym. Głupiec nie popełnia błędów - odparła opierając ręce o parapet.
- Zagadka pozostaje zagadką - stwierdził brunet, po czym spojrzenia nastolatków przez przypadek się ze sobą spotkały.
Była to dość magiczna chwila, która przeznaczona była dla nich samych. Czy takie mądre słowa padają z ust nastolatków? Ale czy oni są zwykłymi nastolatkami? Spojrzenia nadal się nie rozdzieliły. Jakby przeglądali swoje dusze. Jakie to zabawne, co może łączyć ludzi.
- Wróce już do siebie, dobranoc - uśmiechnął się sztucznie i teleportował się do siebie zostawiając Zero z wieloma myślami na które nigdy nie dostanie odpowiedzi.
Spojrzała zagadkowo w gwiazdy. Musiałaby przeżyć z kimś apokalipse, żeby się zakochać mawiała. A teraz, kiedy stało się to możliwe, była pewna, że tak jest. Żywot ludzki jest wiązką nie kończących się niespodzianek - pomyślała i uśmiechnęła się do siebie, po czym położyła się, aby następnie usnąć.
Brunet bawił się kredą, która leżała obok jego łóżka. Dlaczego się zgodził aby z nim skoczyła? po to aby pokazać, że mu na niej nie zależy, jednak ciężko było stwierdzić czy to była prawda. Zabawne i nie spodziewane to życie - uśmiechnął się do siebie, a następnie usnął.
823 słowa!
Mam nadzieje, że się podoba książka. Ciesze się, że mam cały czas czytelników których kocham jejciuuu 🥺❤️❤️ jestescie wspaniali, dzieki wam usmiecham sie bo czytam wasze komentarze😍 dziekuje za wszystko💗
CZYTASZ
𝙿𝚛𝚘𝚓𝚎𝚌𝚝 𝚉𝚎𝚛𝚘
Fanfiction1 października 1989 roku o godzinie 12:00 43 kobiety na całym świecie zaczynają rodzić, mimo iż żadna z nich nie była wcześniej w ciąży. Siedmioro dzieci zostaje adoptowane przez ekscentrycznego miliardera - sir Reginalda Hargreevesa, który wykorzys...
