Rano, wszyscy obudzili się dość późno z nie złym kacem, po czym zeszli na dół aby zrobić sobie śniadanie, lecz na kanapie zobaczyli Zero oraz Piątkę, śpiących razem.
- To chyba nasza wina - szepnęła Allison.
- Wiecie to dziwne, że nie zabili się w nocy o kanapę - odszepnął Diego.
- No, gdybyśmy im nie obrzygali łóżek to nie musieliby męczyć się śpiąc na jednej kanapie - wzruszył ramionami Klaus.
- To ty nam dałeś alkohol! - odparł Luther.
- Gdybyś go nie chciał do byś nie pił logiczne chyba - warknął Ben w obronie brata.
- Cicho, głowa mnie boli a oni śpią, mieliśmy coś chyba zjeść - stwierdziła Trzy, po czym zrobili jak powiedziała.
Chwilę po tym jak zjedli śniadanie, obudził się Five, a wraz z nim Zero. Żadne z nich nie wstało ani się nie ruszyło, ponieważ nie dość, że było im tak wygodnie to i ciepło. Leżeli przytuleni do siebie, a dziewczyna była wtulona w szyję bruneta. Zapewne gdyby była tu Vanya, wybuchła by złością.
W pewnym momencie chłopak objął mocniej dziewczynę, przez przypadek? a może nie, jednak obu zabiło szybciej serce. W końcu dziewczyna spojrzała na niego i zobaczyła, że nie śpi więc się do niego uśmiechnęła, a on odwzajemnił gest, po czym wstali i wyszli na zewnątrz do reszty akademi.
- O śpiące księżniczki wstały - krzyknął uradowany Klaus.
- Zamknij się! -krzyknął Diego
- Ale was kac mocno złapał - zadrwił z rodzeństwa brunet.
- Żebym zaraz ja cię nie złapał - warknął na brata Luther.
- Już się boje - zagrał zielonooki.
- Jedliście chociaż śniadanie? - zapytała białowłosa, na co reszta kiwnęła głowami. - A co konkretnie? -
- Jajecznicę - odpowiedział Ben.
- A co? - zapytała wystraszona Allison.
- Będzie rzyganko - zaśmiała się niebieskooka, po czym wróciła do domu razem z Five, zostawiając zrozpaczone rodzeństwo.
- Aha, pewnie poszli sobie czytać teraz książki! to takie nudnee- marudził Numer Cztery.
- Zamknij się! - krzyknęli wszyscy.
- Nie ja stąd idę, nie wytrzymam z nim - łypnął na Four Diego, po czym wszedł do domu.
W tym momencie zadzwonił telefon, więc Two go odebrał.
- Witaj ojcze. Nie oczywiście nie było żadnego alkoholu. Misja? Mhm, oczywiście pójdziemy sprawdzić. Tak zejdziemy na dół góry. Na razie. - zakończył zmęczony brunet, a następnie wyszedł do rodzeństwa.
- Misja jest - rzekł zmęczony .
- Przepraszam, na wakacjach? - jęknął Ben.
- Wyślij Five i Zero, my mamy zbyt dużego kaca. - machnęła ręką do brata.
- Mów za.. - nie dokończył ponieważ zwymiotował. - siebie - dokończył Klaus.
Diego wrócił do domu, aby obwieścić książkowcom o ich misji.
- Macie misje. - powiedział powoli Two. - my mamy zbyt dużego kaca. -
- Oczywiście, jak zwykle my - oburzył się zielonooki, a białowłosa wywróciła oczami, a następnie pociągnęła nastolatka za sobą.
- Chwila, a co konkretnie mamy zrobić? - zapytała niebieskooka.
- Podobno na dole w klubie jakimś, ma dojść do wymiany narkotyków o 19 - wzruszył ramionami, po czym wyszedł.
- Teleportujesz nas? - zapytała błagalnie, a brunet uśmiechnął się do niej.
- Dobrze, ale masz mi to jakoś wynagrodzić - nachylił się nad nią, a ona położyła palec na jego nosie i odsunęła go od siebie, a następnie mrugnęła do niego oczkiem.
- W każdym razie nie pożałujesz. - odparła, a następnie wróciła do czytania lektury.
Przez praktycznie cały dzień, rodzeństwo wymiotowało i leżało z herbatą i aspiryną, przez co Five za każdym razem gdy przechodził, lub ich widział śmiał się pod nosem. W końcu wybiła 18:50, więc po krótkich przygotowaniach, Five poszedł po partnerkę na balkon.
- Gotowa? -zapytał poprawiając krawat.
- Jeszcze pytasz? - uśmiechnęła się, po czym wstała.
Przeładowała broń, a następnie podeszła do chłopaka i zawiązała mu krawat.
- Dziękuje kompanko - uśmiechnął się do niej z wyższością, po czym chwycił ją za dłoń.
Przeteleportował ich przed takowy klub, a następnie do niego weszli. Usiedli w rogu pomieszczenia, po czym poczęli szukać podejrzanych osób lub zachowań.
- Masz coś? - zapytał brunet.
- Jakbym miała to bym się odezwała - odpowiedziała.
Do budynku weszło dwóch, mężczyzn w czerni i okularami przeciw słonecznymi, a następnie zaczęli się rozglądać.
- Zobacz, weszło dwóch mężczyzn, nie wyglądają zbyt normalnie, jak na tutejszą kulturę ubioru- pokazała na mężczyznę z kucykiem.
- Trzeba się jakoś rozejrzeć. - stwierdził rozglądając się.
- Pamiętasz, jak powiedziałam, że nie pożałujesz tego, że mnie przeniosłeś, a ty chciałeś abym ci to wynagrodziła? No to właśnie to zrobię - uśmiechnęła się, po czym pociągnęła za sobą nastolatka.
Położyła dłonie na jego karku, a on na jej talii, a następnie przyciągnął ją do siebie. Zaczęli tańczyć, jednak rozglądali się za podejrzanymi, albo ich wspólnikami.
- Wszedł jeszcze ktoś - szepnął do ucha białowłosej.
- Poczekajmy, aż usiądą przy jednym stoliku - odparła.
Zielonooki obrócił swoją partnerkę, a na końcu przyciągnął ją tak, że dotykała plecami jego klatki piersiowej, a twarz miała zwróconą ku niemu. Patrzyli prosto w swoje oczy, jednak w końcu brunet ją puścił i poprowadził do stolika za rękę, przy którym pod stołem, podawano sobie towar.
- Czego chcecie dzieciaki? - łypnął na nich jeden.
- Niczego wielkiego tylko.. - zaczął Five, po czym spojrzał z uśmiechem na Zero, co odwzajemniła i zaatakowali.
W klubie właściwie nie było nic słychać więc zabawa trwała dalej, a nastolatkowie wyprowadzili mężczyzn.
- A teraz pokażecie nam co macie. - wymierzyła bronią Zero w jednego.
Szybko zakończyli misję, a następnie wrócili do domu i powiedzieli ojcu, o udanej misji. Reszta rodzeństwa, była nie obecna, lecz pomimo stanu zdrowotnego oraz późnej godziny, byli w miarę żywi. Po szybkim umyciu, kiedy Five i Zero weszli do pokoi, wszyscy słodko spali.
900 słów
Hejeczka sorki, że tak późno ale ostatnio usunęłam przypadkowo cały rozdział i tak bardzo się wkurzyłam :(( jak oceny na nowym półroczu? mam nadzieje, że się podoba <33 kc i postaram się ustabilizowac rozdziały buziaki
CZYTASZ
𝙿𝚛𝚘𝚓𝚎𝚌𝚝 𝚉𝚎𝚛𝚘
Fanfiction1 października 1989 roku o godzinie 12:00 43 kobiety na całym świecie zaczynają rodzić, mimo iż żadna z nich nie była wcześniej w ciąży. Siedmioro dzieci zostaje adoptowane przez ekscentrycznego miliardera - sir Reginalda Hargreevesa, który wykorzys...
