Po pewnym czasie, chociaż bardzo długim dojechali w końcu na miejesce, gdzie zobaczyli mały drewniany domek, koło jeziora, a wszystko było otoczone kamienistymi górami.
- Rano, będzie więcej widać - mruknąl Diego.
- Trzeba się cieszyć z tego co jest - odrzekł dumnie Luther.
- Gwiazdy pięknie rozświetlają niebo - rozmarzyła się Allison.
- Nie mogę się doczekać, aż wejdziemy do jeziora. - zacierał dłonie Ben.
- O ile się założycie, że pierwszy zezgonuje Luther? - zaśmiał się Klaus.
- A o ile założycie się ze mną, że ojciec zostawił nam listy z rzeczami do roboty. - uśmiechnął się sarkastycznie Five.
Zero milczała, wpatrując się w jezioro, które pięknie odbijało gwiazdy. Nagle ktoś spostrzegł, że Vanyi, nie ma z nimi.
- Gratuluje imbecyle. Dopiero teraz to zauważyliście? - powiedział Diego.
- Nie no świetnie. Biedna Vanya - stwierdził smutno Ben.
- Nie uważacie, że to dziwne? Mi się wydaje, że ona ma jakiś trening - powiedziała nagle Zero, a wszyscy pokiwali głowami.
- Idziemy obejrzeć ten dom, czy będziemy tu tak stali - wskazał na drzwi Luther, a Five odrazu teleportował się do środka.
Brunet, zapalił światło w przedsionku, a reszta weszła do pomieszczenia. Domek był bardzo staroświecki, ale i przytulny. Był urządzony w stylu gotyckim, przez co przypominał on bardzo bibliotekę, do której Five i Zero wymykali się nocami.
- Są tylko dwa pokoje, te po schodach na górze.- zapowiedział zielonooki.
- Czyli jeden zajmują dziewczyny, a drugi my - stwierdził Luther.
- Eee ja ide do dziewczyn. - przeszedł za białowłosą i mulatkę Klaus.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami Diego.
- Zostawiasz mnie? - teatralnie uznał Ben.
Każdy wszedł na górę rozejrzeć się po pokojach. Chłopcy mieli dwa łóżka i dwa materace, a dziewczyny oraz Cztery, posiadali dość nie typowe łożka. Wyglądało to mniej więcej, jakby była dziura w podłodze, a w niej materac. Na dole w salonie, była duża czerwona rozkładana kanapa, na przeciwko kominka, obok którego była mała biblioteczka. Łazienka była tylko jedna, a jadalnia była w kuchni.
Wszyscy byli dość głodni więc Ben oraz Allison postanowili, przygotować późną kolację. Nie mieli zbyt dużego wyboru, więc zrobili tosty, oraz herbatę i dwie kawy, po czym zawołali resztę na jedzenie. Oczywiście nie obyło się bez obrazliwych komentarzy Five, lecz i zabawnych uwag Klausa i Diego. Luther był zachwycony daniem, ponieważ przygotowała go jego wybranka, a Zero jak i wcześniej pozostawała w milczeniu. Za domkiem, był maly, ale piękny taras który bardzo wpadł do gustu niebieskookiej. Po zjedzeniu, nie którzy położyli się spać, ale białowłosa została na dolę razem z rozpalonym kominkiem, oraz wybraną książką.
- Jesteś ostatnio jakaś bez humoru - stwierdził Five.
- I co z wziązku z tym? - nie oderwała wzroku od książki.
- Nie wiem, stwierdzam fakt. - odpowiedział.
- Faktem jest to, że nie siedzisz tu bez powodu - mruknęła bohaterka.
- Wiem, że ostatnio wyszłaś do biblioteki. Dlaczego na mnie nie zaczekałaś? - zapytał zielonooki.
- Jaja sobie ze mnie robisz? Czekałam na ciebie godzinę - warknęła.
- Nie możliwe, przecież nie było cie w pokoju o 24 - stwierdził brunet z sztucznym uśmiechem.
- Kup sobie oczy Five, a przy okazji mózg. Czekałam na ciebie, ale nikt się nie zjawił. - przewróciła kolejną strone Zero.
- W każdym razie, znalazłaś list dla siebie? - zapytał ciekawy brunet.
- Nie do końca - odprała.
- Poszukaj na łóżku, ojciec chce, abym spróbował się przenieść o pietnaście sekund. Żałosne, stać mnie na więcej. - prychnął.
- Nie przeliczaj swoich umiejętności Five, kiedyś obróci się to przeciw tobie. - przestrzegła dziewczyna, przyjaciela.
- Zabawne. Co zrobisz jak utkniemy w anomalii? - zapytał brunet.
- Nie wiem, podobno masz sto procent pewności, że się uda - odrzekła.
- Może popatrzysz na mnie gdy ze mną rozmawiasz? - poprosił, albo rozkazał Five.
Dziewczyna z chukiem zamknęła książke, aż zielonooki się wzdrygał i zalożyła dłonie na kolana.
- Nic. Chce dopilnować, abyś nie był sam gdyby była taka możliwość. - spojrzała mu prosto w oczy.
- Więc, zależy ci na mnie - stwierdził lekko zdumiony
- Jak kiedyś to ująłeś, jesteś jedyną osobą z którą moge porozmawiać w tym domu, ale także i zaufać. - oparła głowę o ręke.
- Wiem, ale to dziwne, bo raz wydaje mi się, że mnie lubisz, a raz nie - utkwił swoje spojrzenie w jej oczach.
- Wzajemnie Five - przybliżyła się do niego.
- A co jeżeli w anomali będzie, jeszcze ktoś? - zapytał zaintrygowany jej zachowaniem.
- Za dużo myślisz. Spróbuj się wyluzować, przecież to wakacje. - położyła głowę na jego ramieniu.
- Doba z ciebie przyjaciółka, ale i tak cię nienaiwdzę - powiedział żartobliwie.
- Dziękuje, też cię nienawidze - uśmiechnęła się delikatnie, a on przytulił ją do siebie, sam dziwiąc się, że to zrobił.
- Nie powiesz nic od Einstaina? - zapytał żartem.
- Jestem przekonana, że Bóg nie gra w kości - powiedziała patrząc na rysy twarzy chłopaka.
- Co to znaczy? - zdumiał się.
- Dokładnie to co powiedziałam. - przymknęła oczy obejmując zielonookiego.
- Zadziwiasz mnie Zero - uśmiechnął się do siebie brunet.
- Czasami rozmyślam jak ktoś tam w górze, stworzył gwiazdy - rozmyślała na głos dziewczyna.
- Dwie rzeczy napełniają umysł coraz to nowym i wzmagającym się podziwem i czcią, im częściej i trwalej się nad nimi zastanawiamy: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie.- powiedział patrząc cały czas z góry na dziewczyne, która nagle się podniosła, sprawiając, że ich twarze dzieliły milimetry.
- Einstain - szepnęła do niego, a on delikatnie się uśmiechnął.
- Chodźmy już, długo tu siedzimy. - złapał białowłosą za ręke, po czym ich teleportował.
- Dobranoc. - powiedziała niebieskooka, nadal trzymając ręke bruneta.
- Dobranoc. - umocnił uścisk, przez co chwilę patrzyli sobie prosto w oczy.
Magiczna chwila, jednak po chwili się rozdzielili, z zamiarem pójścia do pokoju i położenia się spać, tak i uczynili.
873 słowa!
Sorki ze tak pozno haha mam nadzieje, ze sie podoba🥺🐸👍 kocham was wiecie ? uwielbiam czytac te komentarze icjeszcze jak mowicie ze kochacie ta ksiazke jejkuuuu😻😻 do zo w next kochani
CZYTASZ
𝙿𝚛𝚘𝚓𝚎𝚌𝚝 𝚉𝚎𝚛𝚘
Фанфикшн1 października 1989 roku o godzinie 12:00 43 kobiety na całym świecie zaczynają rodzić, mimo iż żadna z nich nie była wcześniej w ciąży. Siedmioro dzieci zostaje adoptowane przez ekscentrycznego miliardera - sir Reginalda Hargreevesa, który wykorzys...
