32. 🔥

146 6 0
                                    

- Czyli ci dwaj to bliźniacy? - zapytał Atlas, dosiadając się do Morgan, która siedziała na jednej z kanap.

- Głupie pytanie. - odparła, upijając łyk ognistej z swojej szklanki.

- Masz racje - podrapał się nerwowo po karku. - Nie przemyślałem tego rozpoczęcia rozmowy. Ale jeden z nich to twój chłopak, prawda? - Na te pytanie Morgan wyprostowała się.

- Nie, nie jest... - odpowiedziała szybko.

- Poważnie? - Atlas nie potrafił ukryć zdziwienia. - Byłem święcie przekonany, że ten z roztrzaskaną wargą nim jest. Tak się na mnie patrzył...  - wskazał głową na Freda, który stał w drzwiach i rozmawiał z Carl.

- To znaczy jak? - zapytała Morgan, odstawiając szklankę na stolik.

- No kiedy przytuliłem Ciebie... - zaśmiał się. - Myślałem, że to zaraz ja skończę z podbitym okiem. - Morgan parsknęła a Atlas się uśmiechnął. - Umiem cię rozśmieszyć po tylu latach, nie jest ze mną tak źle. 

- Coś mi utknęło w gardle, to dlatego. Odchrząkiwałam. - zaprzeczyła.

- Pierwsze widzę, żeby ktoś tak odchrząkiwał... Mniejsza. - Uśmiechnął się. - Skoro nie masz chłopaka, przynajmniej tutaj na miejscu, to może dałabyś sobie skraść jeden taniec?

- Nie wiem czy mam jeszcze jeden wolny na swej winietce... Poczekaj, sprawdzę. - Zaczęła przeglądać niewidzialną karteczkę, powstrzymując śmiech.

- Niech mnie tak Dama nie trzyma w niepewności, bom ze zniecierpliwienia korzenie zapuszczę. - powiedział udając wyniosły ton i francuski akcent. Morgan stłumiła śmiech.

- Niech Panicz się przygotuje, gdyż następną piosenkę mam niezarezerwowaną i z ogromną chęcią z panem zatańczę.

- Będę zaszczycony -powiedział głębokim głosem, po czym wstał i wyciągnął szelmowsko rękę w stronę Morgan, przez co ta okryła się rumieńcem.

Dziewczyna niepewnie ją ujęła i razem ruszyli na parkiet. 

Na początku niepewnie i ostrożnie, jednak z każdą chwilą coraz lepiej, Morgan wraz z Atlasem bujali się w rytm piosenki.

W pomieszczeniu panował półmrok, przerywany wiązkami światła, co chwile padającymi na parkiet.  Morgan i Atlas tańczyli bardziej z boku, od strony wyjścia na balkon, skąd rozciągał się widok na ogród państwa Collins.

Atlas obrócił Morgan, a ta delikatnie się uśmiechnęła. Piosenka lekko spowolniła, a chłopak ponownie obrócił Morgan, która tym razem lekko straciła równowagę i wpadła w jego objęcia. 

Chłopak, korzystając z okazji, przyciągnął ją bliżej siebie, a dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu.

I wtedy to właśnie, pierwszy raz od dłuższego czasu, Morgan poczuła się dobrze. Po prostu dobrze. Przestała się wszystkim zamartwiać i snuć plany ,,a co jeśli?", tylko po prostu tańczyła do ulubionej piosenki, wtulona w starego przyjaciela, przypominając sobie jakie to uczucie. Nie musiała się skupiać nad krokami, ponieważ Atlas ją prowadził, a ona po prostu zamknęła oczy i dała się ponieść.



- Fred, musimy porozmawiać - powiedziała Carl, podchodząc do niego. Stał w drzwiach i nie odpowiadał, a jego wzrok był skupiony gdzieś daleko.

Carl powędrowała swoim wzrokiem za nim. Byli tam Morgan i Atlas. Siedzieli blisko siebie na kanapie, a dziewczyna ewidentnie śmiała się z czegoś, co powiedział do niej kuzyn Carl.

- Fred! - przekrzyczała muzykę, lekko szturchając go, co zadziałało, bo chłopak spojrzał na nią. - Musimy pogadać!

- O czym? - Odparł tonem bez emocji.

- O Tobie! - krzyczała, próbując przekrzyczeć muzykę. - I o Morgan... Nie przyjmuje odmowy!

- Ale kiedy ja... - urwał, a jego wzrok znowu gdzieś utkwił.

Morgan chwyciła za rękę Atlasa i razem ruszyli na parkiet. Carl nie wiedziała co powiedzieć Fredowi. Po prostu razem tak stali patrzyli jak  tamci zaczynają tańczyć.

W pewnym momencie Morgan wtuliła się w Atlasa, a ten objął ją w tali. Wyglądali jak zakochani. 

- Nie mogę! - powiedział Fred i wyszedł, a Carl ruszyła za nim.

- Fred! Poczekaj! Fred! - krzyczała za nim, kiedy ten ruszył korytarzem w przeciwną stronę do sali. - FREDZIE WEASLEY! Masz natychmiast się zawrócić. - O dziwo chłopak ustał i obrócił się w stronę przyjaciółki.

- No i po co? Po co mam tam wracać? Żeby patrzeć jak sobie tam tańczą? A może podejść do nich i im pogratulować? Carl, mój przyjazd tu nie miał najmniejszego sensu...

- Chodź - powiedziała do niego i chwyciła go za rękę po czym zaprowadziła go na górę do jednej z sypialni. 

Razem usiedli na łóżku. Przebywali w ciszy, każdy zajęty swoimi myślami, jednak w końcu Carl powiedziała.

- Co się między wami wydarzyło tamtej nocy?

 - Nie chcę o tym rozmawiać...

- Fred... - westchnęła. - Nie jestem w stanie ci pomóc, nie znając całej sytuacji.

- Ja jej nie wykorzystałem... Ja nie chciałem jej na jedno noc, rozumiesz? Ja chciałem ją na zawsze, dalej chce i dlatego to zrobiłem z nią, rozumiesz? Chciałem jej pokazać inny rodzaj miłości...

- Fred, wierzę ci. Morgan nie zrobiłaby tego z byle kim, ona ci ufała...

Chłopak na chwilę się zamyślił, po czym westchnął i zaczął mówić. Opowiedział dziewczynie wszystko, jak się czuje z tym wszystkim, co czuje do Morgan, jak to wygląda z jego strony. A Carl po prostu go słuchała. Nic nie mówiła, o nic nie pytała i nie wtrącała się, tylko po prostu słuchała. Jak dobra przyjaciółka.

- ...No i tak naprawdę teraz jesteśmy w tym momencie, w którym jesteśmy. 

- Oh, Fred - powiedziała cicho, głaszcząc go po plecach.

- Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? -  Zapytał z żalem, a kiedy spojrzał się na Carl, ta zobaczyła jego zaszklone oczy. - Że ja żałuje tego wszystkiego co się stało. Myślę o niej w każdej sekundzie i nie jestem w stanie się od niej uwolnić, jakby rzuciła na mnie jakiś podły czar... A ona tańczy tam na dole z Atlasem, jakby mnie nigdy nie było...To tak cholernie boli... - po jego policzku spłynęła łza, a za nią kolejna. Jego oczy stały się lekko przekrwione. - Wiem, że spieprzyłem to popisowo, nie będę tego ukrywał...Tyle, że ona nie dopuściła mnie do głosu. Nigdy nie dała mi się wytłumaczyć...

- Potrzebuje czasu... - powiedziała cicho Carl, a Fred potrząsnął przecząco głowo.

- Tu nie chodzi o czas, ona nie chce mnie słuchać, nie chce już ze mną być, ona...Nie wiem czy mnie kiedykolwiek kochała...

- Fred! Nie mów tak - odparła zdziwiona. - To, że ona ciebie kocha, to jestem tego pewna... Tyle razy mi to mówiła, widziałam to w jej oczach!

- Może ci się wydawało... Carl, ludzie często mylą przywiązanie z uczucie. Moim zdaniem, po tym wszystkim co jej zrobiłem, to właśnie było to. Głupia pomyłka, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Nagły przypływ euforii po tych wszystkich kłótniach wywołanych przeze mnie.

- Ale... - Carl zająkała się, jak gdyby próbując dobrać odpowiednie słowa.

- Nie ma ,,Ale" Carl, to jest definitywny koniec mnie i Morgan, nie mogę o nią walczyć, wiedząc, że ona tego nie chce...Pora odpuścić... - Zanim Carl zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Fred wstał i wyszedł zostawiając ją samo z myślami. 

Nie mogła uwierzyć, że tak szybko oboje z siebie zrezygnowali. 


Psikus (nie)doskonały • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz