Morgan nie chcąc dłużej kontynuować rozmowy z Johnem, pożegnała się z nim pod pretekstem wypracowania z eliksirów i udała się z powrotem w stronę zamku.
Mimo wszystko, rozmowa z Johnem dała jej trochę do myślenia. Nie wiedzieć czemu, jej mur, który stawiała bardzo skrupulatnie, byleby tylko oddzielić się od Freda, zaczął pękać. Dalej czuła ogromny żal do chłopaka, ale odczuwała także ogromną presje ze strony swoich najbliższych. Dopadały ją coraz częściej myśli, że może to ona była w błędzie i powinna dać Fredowi kolejną szanse.
Szła zamyślona przez dziedziniec, kiedy napotkała grupę uczniów krzyczących z radości.
Postanowiła podejść trochę bliżej i zobaczyć, dlaczego owe zgromadzenie się tam zebrało. Zaczęła się lekko przepychać przez uczniów z naprawdę wszystkich domów. I kiedy udało jej się przepchnąć na sam początek, doznała nie małego szoku. Stali tam bliźniacy, rzucając do siebie zimnym ogniem, robiąc z tego nie małe przedstawienie. Kształtowali z fajerwerku motyla, później chińskiego smoka, małpkę kapucynkę, śmiejąc się przy tym perliście. Morgan aż przeszły ciarki, kiedy usłyszała śmiech Freda. Tak dawno już nie widziała chłopaka radosnego. I to uderzyło w nią. Przypomniały jej się wszystkie wspomnienia z chłopakiem. Wakacje, wygłupy, żarty, psikusy. I nawet nie wiedziała kiedy, a na jej twarzy wykwitł uśmiech, Ogromny i szczery. Który także dawno zdobił jej twarz.
I wtedy spotkała się wzrokiem z Fredem. Jego pieprzyki tworzące konstelacje na policzkach, gęściej na nosie, wręcz emanowały radością. Włosy zmierzwione, w chaosie opadające na czoło. No i oczy. Piękne i kasztanowe.
Uśmiech zdobił jego twarz. Nie zniknął kiedy się spotkali. U Morgan tak samo. Trwało to może kilka sekund, a znaczyło tak wiele. Morgan i Fred wspólnie się uśmiechali, do siebie, szczerze.
Fred wodził wzrokiem między zimnym ogniem, a Morgan, a nogi mu wręcz miękły. Bo spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że w sobotnie popołudnie spotka uśmiechnięto Morgan.
George zmienił ogień w klauna wyskakujące z pudełka, a cały tłum zaniósł się śmiechem, kiedy pstryknął Freda w czoło. Fred sam się zaśmiał i spojrzał na swojego ukochanego Rudzielca. Morgan też parsknęła śmiechem.
- To wszystko na dzisiaj! - krzyknął George. - Niedługo będziecie mogli kupić go w naszym sklepie! - dodał z szerokim uśmiechem i kiedy spostrzegł Morgan, puścił do niej oczko, na co ona pokazała mu język. - Młoda damą, zachowuj się! - zagroził jej palcem, śmiejąc się. - A teraz wszyscy na obiad, bo na głodnego to nie robota!
Tłum rozszedł się, żywo dyskutując nad występem bliźniaków. Fred zaczął pakować rzeczy, które w między czasie sprzedawał Lee. A George podszedł do Morgan, która dalej szczerzyła się.
- No proszę, proszę! - zaśmiał się. - Kto to ma taki dobry humor? To za pewne na mój widok!
- Nie dopowiadaj sobie. - oznajmiła, tłumiąc śmiech. George objął ją ramieniem i zmierzwił jej włosy, jak to miał w zwyczaju.
- Uwierz mi, moja radość nie ma granic, bo widzę jak się w końcu uśmiechasz. - odparł, patrząc na nią.
- Mi też trochę lepiej. - odparła. - Macie ciekawy sposób na promocje. - zauważyła.
- Najlepszy. - odparł. - Wymyślił go Fred.
- Ciekawie...
- Uprzedzając twoje pytanie co u niego, myślę, że jak zobaczył ciebie to o wiele lepiej. - oznajmił, lekko wybijając z rytmu dziewczynę.
- George, możemy pogadać na osobności? - zapytała Morgan. - Potrzebuje się wygadać... chyba.
- No w końcu! - zawołał entuzjastycznie, przykuwając uwagę brata i przyjaciela. Fred rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, a George lekko kiwnął głową i poszedł za Morgan.
Usiedli na jednej z ławek, która znajdowała się na krużganku, okalającego dziedziniec.
- No słucham. - zaczął George, odchylając się do tyłu, zakładając ręce za głowę. Morgan siedziała lekko spięta, co nie umknęło bliźniakowi. - Tylko niech nie wraca stara Morgan. - zagroził, dziobiąc ją palcem między żebra, przez co zaśmiała się lekko.
- George... - zaczęła, wzdychając. Sama odchyliła się na ławce i zaczęła skubać skrawek swojej szarej bluzy. - Nie wiem co już o tym wszystkim myśleć. Rozmawiam z Johnem.
- Co zrobiłaś!? - chłopak aż się wyprostował.
- No wiem, mnie też to dziwi. - zaoponowała od razu. - Przeprosił mnie za swoje zachowanie w ostatnich latach i nawet można powiedzieć, że nawiązaliśmy nić porozumienia.
- Śmierdzi mi to. - odparł od razu.
- Mnie na początku też, ale George... on był taki...Taki szczery i skruszony swoim zachowaniem. No i potem powiedział mi coś, co naprawdę namąciło mi w głowie.
- Co takiego?
- Powiedział, że Cassandra faktycznie maczała palce w całej naszej kłótni z Fredem.
- Mówiłem ci to od początku. - ożywił się George.
- Tyle że ja później spotkałam ich na błoniach.
- Ale to się da bardzo szybko wyjaśnić. - zaczął od razu. - Rozmawiałem z Fredem.
- Ja z nim też. Dla mnie to wszystko jest tak skomplikowane, George. Co robię nie tak? Czemu tak ciężko mi zaufać?
- Ale ty nic złego nie robisz. - zaoponował, przytulając przyjaciółkę. - Ale myślę, że powinnaś dać mu drugą szanse.
- Tego właśnie nie wiem. - westchnęła ciężko. - Czy to by było coś złego, gdybym nie chciała być z nim w aspekcie związkowym... Mam wrażenie, że lepiej dogadywaliśmy się, gdy byliśmy przyjaciółmi. - Przez chwilę panowała między nimi cisza. George intensywnie rozmyślał nad słowami przyjaciółki.
- Nie. Myślę, że to naprawdę dobry pomysł - mówił powoli, warząc każde słowo. - Dobrze wam to zrobi, a jeśli już będziesz gotowa...
- Nie wiem, czy będę - przerwała mu. - Może i nie powinniśmy być nigdy razem. Może nasza relacja powinna zostać tylko przyjacielska.
- Nie powiesz mi, że byłaś z nim nieszczęśliwa. - George patrzył na nią z niedowierzaniem. - Ty żałujesz związku z nim?- Morgan ciężko westchnęła.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Mam wrażenie, że to, że weszliśmy w relację inną niż przyjaźń, nas zniszczyło.
- Nie sądzę. Zniszczyło was to, że Cassandra zaczęła się mieszać w waszą relacje.
- A może to i tak się by zniszczyło? - spojrzała na swojego przyjaciela, mając wiele pytań w głowie, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.
- Zrobiła się z ciebie straszna pesymistka. - skwitował George, lekko się uśmiechając. Morgan odpowiedziała mu tym samym. - A może teraz będzie już dobrze. Cassandra nie może mieć na was takiego wpływu. Ona to ona, a wy to wy.
- Niby racja...
- Ja mam zawsze racje. - oznajmił, dumnie wypinając pierś.
- Nie zawsze. - skwitowała Morgan, patrząc z powagą na George.
- No i zrobiłaś sobie we mnie wroga. - powiedział groźnie, po czym rzucił się na Morgan z gilgotkami.
Śmiech Morgan rozniósł się po całym dziedzińcu i dotarł aż do Fred, który obserwował z daleka rozmowę przyjaciół. I o dziwo, śmiech dziewczyny wywołał u niego falę ogromnych emocji.
I wtedy to właśnie uświadomił sobie dobitnie, że potrzebuję ją w swoim życiu. Więc zaprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, by ją odzyskać. By Morgan Jones znowu była jego małą zołzą.
CZYTASZ
Psikus (nie)doskonały • Fred Weasley
FanfictionW życiu miłosnym bliźniaków Weasley zaczęło mieszać się jak w kociołku z eliksirem. Niespodziewanie odkrywają, że ich serca mogą należeć do czegoś niezwiązanego z psikusami a kogoś, co powoduje ogromny misz masz. Szósty rok w Hogwarcie rozpoczyna...