43🔥

39 1 0
                                    


- Moglibyście przestać aranżować spotkania moje i Morgan. - dziewczyna spięła się, kiedy poczuła obecność Freda za sobą. Jednak bardziej przerażał ją fakt, że towarzyszyły jej stłumione motylki w brzuchu przy tym. 

Skarciła się w myślach od razu. Ukroiła kawałek kurczaka i włożyła go sobie do ust, żeby nie musieć odpowiadać przyjaciołom. 

Fred ciężko westchnął i cały spięty usiadł obok Morgan, zachowując spory odstęp. Można by powiedzieć, że zachowywał się przy dziewczynie jak przy majestatyczniej, lecz jednak lękliwej sarence, którą można było spłoszyć w każdej chwili. 

George rzucił Carl porozumiewawcze spojrzenie, po czym odchrząknął i zaczął mówić. 

- Słuchajcie... Chce być z Carl na tych eliksirach w parze. Więc jakby nie patrzeć, oboje zostajecie bez pary.

- Poza tym. - wtrąciła się Carl. - Oboje chcecie w końcu dojść ze sobą do porozumienia, prawda? - Morgan uniosła głowę znad talerza, zdziwiona bezpośredniością przyjaciółki. - To chyba odpowiedni czas. 

- Nie wiem. - odparła Morgan, przykuwając uwagę wszystkich. - Fred... - zwróciła się do niego. - Moglibyśmy spotkać się po lekcjach na błoniach? Nad jeziorem, tam gdzie ostatnio byłeś? - nie chciała dodawać, że z Cassandrą. Jednak była zdeterminowana, żeby załatwić to sprawę teraz. Puki miała tyle odwagi. 

Fred był w takim szoku, że przez chwilę nic nie odpowiedział. Wyrwało go z zamysłu soczyste kopnięcie George'a pod stołem. 

- Ehm, tak.. jasne. - Fred nie mógł złożyć poprawnie zdania. - Będę na pewno. 

Morgan spojrzała na niego, a Fred dojrzał się w jej oczach emocji, której nie był w stanie podpisać do żadnej istniejącej. Ani to nie była radość, ani złość, ani nadzieja... Tak, jakby wzięła wszystkie możliwe emocje i zmieszała je ze sobą. 

Niedługo potem wszyscy zaczęli rozchodzić się na zajęcia, co także zrobiła czwórka przyjaciół. I kiedy to rozdzielali się w drzwiach Wielkiej Sali, Morgan spojrzała na Freda i ze szczerością w głosie oznajmiła:

- Do zobaczenia. - po czym zniknęła, kierując się w stronę zachodnią zamku. Był to mały gest, a znaczył tak wiele dla chłopaka, że czuł się jakby miał zaraz zrobić salto na środku korytarza. 



Idąc po południu na błonia, przy zachodzącym słońcu, Fred miał mieszane uczucia. Z jednej strony nie mógł się doczekać tego spotkania przez ostatnie lekcje, z drugiej się stresował. 

Z daleka widział, że Morgan już tam jest. Była piękna, a promienie tylko podkreślały jej urodę. Wyglądała zjawiskowo, a jednak wcale nie starała się nad swoim wyglądem. Widać było tylko, że skończyła zajęcia wcześniej, ponieważ zdążyła się przebrać w jeansy oraz szarą bluzę, za to Fred dalej szedł w pełnym mundurku oraz z torbą na ramieniu. 

Na jednym tchu Fred zbliżał się do Morgan, wiedząc, że dostał niesamowitą szanse od losu. Rozkoszował się chwilą, kiedy to Morgan usiadła do niego tyłem i nie widziała, z jaką intensywnością przygląda jej się. Pragnął jej dotyku i obecności, a jednak miał wrażenie, że go to przydusza. Serce prawie mu wyskoczyło z piersi, kiedy powoli usiadł obok Morgan ma obalonym pniu. Torbę rzucił z boku i zdjął z siebie szatę, zostając w koszuli i swoim swetrze bez rękawów z logo domu.

Morgan dalej była wpatrzona w tafle jeziora, a w ręku trzymała mały, biały kamyczek, który przerzucała między palcami. Fred także zaczął przyglądać się krajobrazowi, który się przed nimi rozprzestrzeniał. 

Trwali tak chwilę w ciszy, puki Morgan nie zaczęła.

- Rozmawiałam z Johnem. - westchnęła, a Fred wyprostował się, słysząc imię Krukona. 

- O czym? - wyrwało się od razu Fredowi.

-  Przeprosił mnie za wszystko, co robił w ostatnich latach oraz przyznał się, że on i Cassandra dużo rzeczy uknuli przeciwko nam. 

- Czyli wierzysz mi, że to wina Cassandry wtedy na balu? - zapytał z nadzieją.

- Nie do końca. Boli mnie dalej to, że nie powiedziałeś mi tego od razu. A i ostatnia sytuacja nie była za bardzo klarowna.

- Morgan musisz mi uwierzyć. Gdybyś tylko przyszła kilka minut wcześniej.

- Nie mówię, że ci nie wierzę. Chodzi mi o to, że nie mówiłeś mi o tym, i tutaj jest właśnie twoja wina. Powinieneś od razu powiedzieć mi to na balu, a wszystko potoczyłoby się inaczej. 

- Nawet nie wiesz, jak tego żałuje... Jeśli mógłbym cofnąć czas do wtedy...

- John powiedział mi jednak, jak wyglądała ta sytuacja z jego perspektywy. Był wtedy z wami na błoniach, więc nie prosząc o to, przedstawił mi jak to wyglądało, co pokrywa się z twoją wersją. Ufam mu, ponieważ nic na tym nie miał do zyskania. Wiesz dobrze, jak jest zakochany we mnie, a jednak ustał w twojej obronie. 

- Jestem pod wrażeniem. - odparł Fred, zdziwiony postawą chłopaka, który tak grał mu na nerwach.  - Morgan energicznie obróciła się w stronę Freda, wkładając zmarznięte dłonie między uda, żeby trochę je ogrzać. 

- Wina leży też po twojej stronie. Przyszedłeś do mnie do domu i zacząłeś mnie obrażać, bo puściły ci nerwy. Nic nie usprawiedliwi tego zachowania. Zabolało mnie, że masz o mnie takie zdanie. Sytuacja u Carl także ci nie pomaga. 

- Przepraszam ciebie za to. Masz rację, nic nie usprawiedliwia mojego zachowania w tych sytuacjach.  Bardzo cierpiałem po stracie ciebie. Nie rozumiałem bezsensowności tej sytuacji. 

- Po co wtedy się do mnie przeniosłeś? Po sylwestrze? - Fred westchnął na wspomnienie o tej nocy.

- Tęskniłem. Strasznie. Obiecałem sobie, że przeniosę się tam, żeby zobaczyć ciebie po raz ostatni i już nie będę wchodzić ci w drogę. Uznałem, że wole, żebyś o mnie zapomniała i ruszyła do przodu, niezależnie od tego, co ja czuje. 

Morgan intensywnie przyglądała się Fredowi, któremu w oczach zaczęły zbierać się łzy. 

- Tak strasznie tęsknie za tobą...- wyszeptał łamiącym się głosem, a z jego oczu spłynęły pojedyncze łzy. - Nie umiem sobie poradzić bez ciebie... To wszystko jest takie nijakie. A ja tak łapczywie potrzebuje się do ciebie przytulić, porozmawiać. Tego popołudnia, kiedy uśmiechnęłaś się do mnie na dziedzińcu, myślałem, że się popłaczę ze szczęścia, zrobię salto, albo wyskoczę z siebie. Żałuje każdej krzywdy, którą tobie wyrządziłem. I gdybym tylko mógł cofnąć czas, uwierz mi, zrobił bym to bez wahania. 

Fred spojrzał się na Morgan. Jego twarz była mokra od łez. Ich spojrzenia były intensywne, jakby chcieli siebie nawzajem przeniknąć i dowiedzieć, co siedzi drugiemu w głowie. I wtedy to Fred zrobił coś, czego sam się nie spodziewał - sięgnął po dłoń Morgan, delikatnie ją ujmując. Dziewczyna patrzyła to na rękę, to na chłopaka, sama speszona tym gestem. 

- Morgan... - zaczął, nie odrywając od niej wzroku. - Zasługujesz naprawdę na wszystko, co najlepsze w życiu. I wiem, że nie jestem wystarczający, by to spełnić. Popełniam błędy, zachowuje się jak dzieciak i często sprawiam, że płaczesz. Ale jeśli tylko dasz mi szanse, ja zrobię wszystko co w mojej mocy, aby pokazać ci, jak bardzo mi na tobie zależy.  I wiem, prosiłem ciebie o to już ostatnio. Może się powtarzam, może jestem żałosny... Ale dla ciebie zrobiłbym wszystko.

- Fred... - Morgan nie wiedziała, co ma na to wszystko odpowiedzieć. Tęskniła za nim. Jakby nie próbowała się bronić, zawsze łapała się na tym, że wieczorami przed snem rozmyślała o Fredzie. Zawieszała na nim wzrok podczas posiłków i zajęć. Szukała go w tłumie i  uśmiechała się głęboko w sobie, kiedy go znajdywała. 

 W końcu Morgan rzuciła się w ramiona Fredowi. Nic nie odpowiadając, zanosiła się po prostu szlochem. I to wystarczyło chłopakowi. Uściskał Morgan jeszcze mocniej, otulając się jej zapachem po czym sam dał upust emocjom. Nie chciał już udawać, nie chciał już kłamać, nie chciał już uciekać. 

Fred po prostu chciał być Fredem. Ale nie był nim, kiedy nie było obok jego Morgan.

Ale teraz już była. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 02 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Psikus (nie)doskonały • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz