Powrót do szkoły Morgan mogła określić mianem istnej masakry. Już pierwsze dnia zaczęły się piętrzyć terminy oddania wypracowań, sprawdzianów i eksperymentów. Dziewczyna nie miała nawet chwili, żeby powrócić wspomnieniami do Freda. Co było dla niej na plus.
- Jak tam? - zapytała Carl, kiedy w końcu spotkały się na obiedzie.
- Trzy godziny z wróżbiarstwa, dwie z opieki i koniec... a Ty?
- Masakra! Jak ci dobrze...- jęknęła Carl z niezadowoloną miną. - Ja mam dzisiaj zajęcia pod samą kolację... To jest jakiś siódmy krąg piekieł!
- Uspokój się! - dosiadł się do nich George. - Cześć, Morgan.
- Cześć. - odparła rudowłosa i wysiliła się na uśmiech. Nie chciała przenosić swoich problemów z Fredem na relacje z George'em, jednak to jakoś samo wychodziło. Wyglądali identycznie, więc sama podświadomość Morgan sugerowała jej, żeby pasowała. To był kolejny powód, dla którego żałowała, że postanowiła wejść z Fredem w związek. Kiedy zakończyła się z nim relacja, oberwała także ta z George'em.
- Wszystko okej, Morgan? - zapytała Carl, wyrywając dziewczynę z zamyślenia.
- Jasne, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - oznajmiła, lekko się uśmiechając.
- Widziałyście może Freda? - zapytał nagle George, nakładając sobie pieczonych ziemniaków. Morgan wyprostowała się jak struna, a Carl wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia, nie widziałam go chyba odkąd wróciliśmy do Hogwartu. - powiedziała Carl, poprawiając sobie włosy.
- Mam wrażenie, że porusza się po szkole jak jakiś duch. - George po wypowiedzeniu tego upił łyk soku. - A ty, Morgan?
- Nie, ja go też nie widziałam. - odparła po chwili, lekko zmieszana. - Muszę już lecieć. - wstała, po czym dodała. - Widzimy się na kolacji.
Opuściła Wielką Sale, zanim doczekała się odpowiedzi przyjaciół. A kiedy to kierowała się do wieży północnej na lekcje wróżbiarstwa dopadło ją nieprzyjemne uczucie, że wyłamuje się z paczki swoich znajomych. Bo nagle z wieczorów spędzanych wspólnie w pokoju wspólnym, wolała zostać sama w sypialni. I to nawet nie po to, by poczytać, czy w spokoju odrobić pracę domową, a po to by leżeć na łóżku i patrzeć się w ciemność. Martwiło ją to, ale nie potrafiła nic na to poradzić, w pewnym sensie straciła zaufanie do każdego człowieka na tej planecie, nawet do siebie. Obiecywała sobie, że zrobi wszystko, żeby nie schrzanić relacji z Fredem, ale zawiodła samą siebie.
~*~
Po południu skończyły się dla Morgan zajęcia z Wróżbiarstwa, a to oznaczało, że musiała cofnąć się po swój płaszcz z herbem szkoły do dormitorium i udać się na błonia, żeby odbyć zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami.
Na podwórku panował chłód, który szczypał w policzki, jednak to nie przeszkodziło Morgan w przedzieraniu się przez ośnieżone błonia w stronę Chaty Hagrida. tego dnia najbardziej czekała na te lekcje, ponieważ znowu mogła opiekować się Niuchaczami. Zwłaszcza, że miała swojego Faworyta, którego ochrzciła Hayes. Nie miało to żadnego głębszego znaczenia, po prostu podobało jej się brzmienie tego imienia.
Pod domkiem Hagrida stało już paru uczniów z innych domów, do których dołączyła Morgan. Po chwili pojawił się także Gajowy i razem ruszyli w stronę miejsca, w którym były Niuchacze.
Kiedy wszyscy przeszli przez bramkę i Hagrid zamknął ją, ukazała się pusta polana. Morgan uśmiechnęła się sama do siebie.
- Opiekujecie się tymi potworkami na tyle długo, że pewnie wiecie, gdzie się podziały. - Zagaił Hagrid lekko się śmiejąc. - Łakome skurczybyki. - dodał, rozdając każdemu czekoladkę opakowaną w złoty papierek.
Morgan wzięła swojego łakocia i ruszyła do przodu. Przechadzała się między norkami, lekko pogwizdując. Udawała kompletnie niewzruszoną, kiedy przechodziła przy najmniej wystającej kopułce, aż wtedy wyskoczył z niej mały zwierzak, którego od razu przechwyciła w dłonie.
- Mam cię, Mały Łobuzie! - krzyknęła tryumfalnie, głaszcząc go po brzuchu. Hayes był najmłodszym z miotu Niuchaczy. Tak młodym, że jego umaszczenie nie zmieniło się nawet na czarne. Był pokryty kolorowymi łatkami, a tylko na środku swojej główki miał czarną plamkę. - Chcesz to? - pomachała mu przed nosem czekoladką, a Hayes wyciągnął swoje kretowate łapki w stronę pozłotka, które odbijało promienie zimowego słońca. - No masz... - oznajmiła podając mu słodycz. Oczy zaświeciły się zwierzakowi ze szczęścia, po czym schował swój skarb do kieszonki na brzuchu. - Słodziak z ciebie. - dodała Morgan, drapiąc go po brzuszku.
- Przepraszam za spóźnienie! - usłyszała za sobą i machinalnie odwróciła się w tamtą stronę. Stał tam zdyszany Fred, naprzeciwko Hagrida. Teraz Fred, który uchodził za wysoką osobę, wyglądał na małą istotę w obecności Gajowego.
- Weasley! - krzyknął Hagrid, nie kryjąc radości. - Już się bałem, że nie przyjdziesz!
- Zatrzymała mnie profesor McGonagall. - odparł. Morgan odwróciła się plecami w momencie, kiedy ich wzrok napotkał siebie nawzajem. Nie chciała konfrontacji z chłopakiem, zwłaszcza, że nie został żaden wolny Niuchacz.
- Dołącz do Alicji może - zagaił Hagrid, a Morgan spadł kamień z serca. - Ona ma jakiś problem ze swoich Niuchaczem, Cholibka. Coś się chyba dogadać nie mogą.
- Jasne. - odparł Fred i ruszył w kierunki Gryfonki. Fred co jakiś czas obdarowywał Morgan przelotnym spojrzeniem, jednak ona nie mogła tego wiedzieć, stojąc ciągle z dala od chłopaka.
~*~
- Cześć! - Morgan uniosła wzrok znad starego podręcznika, a jej oczom ukazał się Cedrik i Cho. Oboje usiedli przy stoliku, zajmując miejsca naprzeciw Gryfonki.
- Cześć! - odparła, odkładając pióro.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek poznałaś się z Cho... Więc to jest Cho! - oznajmił, lekko się śmiejąc. Morgan uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyny.
- Miło mi poznać, Morgan jestem.
- Mi także miło. - odparła Krukonka i uścisnęła dłoń Morgan.
Pomimo obaw Morgan, rozmowa toczyła się po właściwych torach. Nie było między nimi niezręcznej ciszy, wręcz przeciwnie. Okazało się bowiem, że ma bardzo wiele wspólnych tematów z Cho. Cedrik śmiał się, że teraz to on czuję się tutaj, jak dodatek do całości, a dziewczyny zlekceważyły jego uwagę machnięciem ręki.
Czas minął im bardzo szybko. Pomimo bardzo długich rozmów, Morgan udało się nadgonić z materiałem na zajęcia, z czego była bardzo zadowolona. Poza tym udało jej się nawiązać nową relacje z Cho, co także napawało ją radością. Więc można było śmiało stwierdzić, że spotkanie było udane, ponieważ gdy Morgan wyszła z biblioteki, uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Fred jednak miał inne zdanie co do tego. Zmuszony pójść do biblioteki, żeby wypożyczyć kilka książek do swojego wypracowania, zobaczył roześmianą Morgan w towarzystwie Cedrika. Poczuł, jak wielki głaz spada mu prosto na serce i zgniata je niemiłosiernie. Rzucił na blat stolika książki, które trzymał w ręce i wyszedł wściekły z biblioteki.
Nie rozumiał jak ona potrafiła tak dobrze udawać, że nic między nimi nie było. Jak mogła w ogóle tak szybko o nim zapomnieć i żyć, jak gdyby nigdy nic.
On każdego dnia walczył ze sobą, żeby nie podejść do niej i nie obdarować jej ognistymi pocałunkami. Każdego ranka zderzał się z brutalną rzeczywistością i tym, że już nie są razem. W ukryciu przyglądał się jej i powstrzymywał łzy cisnące mu się do oczy, bo stracił diament swojego życia.
A tymczasem spotykał Morgan roześmiało, w towarzystwie osoby, której nie był w stanie w jakikolwiek sposób przetrawić. I już nie wiedział co bolało go bardziej. To, że Morgan znowu rozmawia z Cedrikiem, czy fakt, że tak dobrze żyje jej się bez niego?
CZYTASZ
Psikus (nie)doskonały • Fred Weasley
أدب الهواةW życiu miłosnym bliźniaków Weasley zaczęło mieszać się jak w kociołku z eliksirem. Niespodziewanie odkrywają, że ich serca mogą należeć do czegoś niezwiązanego z psikusami a kogoś, co powoduje ogromny misz masz. Szósty rok w Hogwarcie rozpoczyna...