23 🔥

166 7 6
                                    

Tego ranka Morgan wstała w wyśmienitym humorze. Była niedziela, a dziewczyna umówiła się z Fredem na lekcje nauki tańca, ponieważ nigdy nie miała talentu do tej jakże skomplikowanej sztuki artystycznej.

Dziewczyna, nie budząc Carl, która do późnych godzin nocnych zawzięcie grała z George'em w wybuchającego durnia, ubrała się w kremowe spodnie na kant oraz ciepły, biały sweter. Do tego, nasunęła na stopy trampki. Szybko przeczesała swoje włosy, które dzięki warkoczowi lekko się pofalowały, po czym wyszła z pokoju, kierując się do wielkiej Sali na śniadanie.

Tam czekali już bliźniacy. Morgan dosiadła się do nich, radośnie się witając. George był ewidentnie zaspany, czego nawet nie starał się ukryć.

- Mogłeś zostać w sypialni i spać - powiedział Fred, kiedy George kolejny raz ziewnął.

- Przyszedłem tu w głównej mierze po śniadanie dla Carl, nie moja wina, że mnie zatrzymałeś - odparł, podpierając swoją głowę o pięść.

- Nie zatrzymywałem cię.

- Ej! Ktoś chce tu wygryźć mnie z interesu! - zawołała Morgan, udając oburzoną. - To ja zawsze noszę śniadanie dla tego leniwego Chochlika! - Bliźniacy parsknęli śmiechem.

- Wybacz mi - zaczął ratować swoją sytuacje George. - Nie byłem świadom, że to jest aż takie ważne.

- Wybaczam - odpowiedziała dziewczyna, wysoko unosząc podbródek, po czym sama wybuchła śmiechem.

~*~

- A teraz połóż swoją dłoń na moim ramieniu - oznajmił Fred, który wraz z Morgan udał się do opuszczonej sali na ich lekcje tańca.

- Od razu uprzedzam: skarg i zażaleń o odciski nie przyjmuje - powiedziała dziewczyna, układając swoją dłoń tak, jak chłopak jej polecił.

Z małego magnetofonu muzyka zaczęła cichutko grać, a Fred pociągnął za sobą Morgan do tańca.

- Raz, dwa, trzy.... I raz, dwa, trzy - powtarzał chłopak. - Patrz na mnie, nie na stopy.

- Nie potrafię! - odpowiedziała.

- Dlaczego?

- Bo się pomylę... - rzekła, dalej pilnując swoich kroków.

- Nie pomylisz, ja cię poprowadzę. - Morgan uniosła swój wzrok na Freda.

- Jak będę patrzeć się w twoje oczy, to na pewno się pomylę.

- Aż tak się w nich gubisz? - zapytał ściszonym głosem, a Morgan pokryła się rumieńcem. - Czyżbyś się rumieniła? - zapytał, stykając ich nosy razem.

- Zostaje na pilnowaniu kroków - odparła szybko, a chłopak odsunął się od niej, zakładając ręce na piersi i robiąc naburmuszoną minę.

- Aha, czyli na Balu wolisz liczyć pęknięcia na kafelkach, niż patrzeć się na mnie! - zażartował chłopak. - Mam pewien pomysł! - oznajmił nagle, po czym szybko nachylił się nad dziewczyną, dając jej buziaka w czoło, po czym szybko odszedł od niej, szukając czegoś w torbie. - Mam cię! - zawołał uradowany, wyciągając z swojej torby szalik.

- Po co ci on? - zapytała zdezorientowana Morgan, przyglądająca się poczynaniom chłopaka.

- Skoro nie chcesz patrzeć się na mnie - zaczął, podchodząc do dziewczyny - Nie będziesz też patrzeć się na buty. - mówiąc to, zawiązał na oczach Morgan materiał.

- No chyba żartujesz?! - krzyknęła oburzona dziewczyna.

- Nie wierć się! - powiedział, robiąc kokardę z pozostałego szalika.

- Chcesz mnie zabić? To jawny zamach na moje życie!

- To tylko jeden tanieć - odparł, celując w stronę magnetofonu różdżką. - Tak jak cię uczyłem.

Dziewczyna kręcąc głową posłuchała się Freda, który wiedział, że pod pięknym szalikiem kryje się dopiero wzrok mordercy. Tym razem dziewczyna starał się trzymać głowę najprościej, jak tylko potrafiło, co bardzo ucieszyło chłopaka. Delikatnie pląsali do dźwięków muzyki, a Morgan z każdym kolejnym krokiem bardziej zatracała się w tańcu. W końcu czerpała z niego przyjemność.

Kiedy muzyka się skończyła, Fred poprosił, aby dziewczyna na niego zaczekała, co też uczyniła. Chwilę później poczuła, jak chłopak składa na jej malinowych ustach soczysty pocałunek co, nie ukrywając, bardzo rozpaliło dziewczynę.

- Mam coś dla Ciebie - szepnął chłopak, zabierając swoją dłoń z policzka dziewczyny. Drugą dłonią sięgnął do kokardy, którą rozwiązał zwinnym ruchem, a oczom dziewczyny ukazała się butelka różowego wina.

- Chyba żartujesz?! - powiedziała zdumiona dziewczyna, wyciągając dłonie w stronę butelki, jednak te chłopak szybko oddalił na odległość ręki, przez co było nieosiągalne dla dziewczyny.

- Nie tak szybko, Koneserze - oznajmił rozbawiony. - To nie wszystko - dodał, wskazując drugą ręką w stronę okien. Wzrok dziewczyny tam powędrował, a jej oczom ukazał się biały materiał, rozłożony pod jedną z okiennic, nakryty dwiema lampkami do win, misą z owocami oraz różnymi łakociami.

- Ale...Kiedy? - zapytała z niemałym zaskoczeniem w głosie.

- Magia... - szepnął do ucha Morgan, a dziewczyna pokryła się rumieńcem. - Mam nadziej, że się podoba.

- Bardzo - odparła dziewczyna, a na jej twarzy rozkwitł uśmiech.

Fred wraz z Morgan zasiedli na materialne, na który to padały zimowe promienie słońca. Z okna mieli widok na błonia, które zeszłej nocy zostały spowite śniegiem. Teraz bawiło się tam duże grono pierwszaków i nie tylko. Fred otworzył wino i z gracją rozlał je do kieliszków, po czym jeden podał Morgan.

- Twoje zdrowie, Morguś - oznajmił, po czym stuknęli się końcami kieliszków i upili odrobinę. Wino było naprawdę wyśmienite. Morgan od razu wyczuła tam nutkę poziomek.

Oboje zostali w tej sali aż do kolacji. Spędzając czas na rozmowach, wygłupach, tańcach i śpiewach.

~*~

- Morgan! - wyrwał dziewczynę z zamysłu głos przyjaciółki. - Sadzisz to roślinę korzeniami do góry - zaśmiała się Carl.

Właśnie odbywały się zajęcia z zielarstwa w szklarni numer trzy, jednak Morgan było obecna tylko fizycznie na tych zajęciach. Wspominała z przyjemnością wczorajszy dzień, jednakże spożyty alkohol dawał się we znaki. Dziewczyna nigdy nie miała mocnej głowy do alkoholu, jednak wczoraj, w towarzystwie Freda zatraciła się kieliszkach różowego napoju, które pochłaniała jeden po drugim.

- Wybacz, jestem rozkojarzona - odparła, wyciągając roślinkę z doniczki i wsadzając ją jeszcze raz, tym razem poprawnie.

- Właśnie widzę - powiedziała rozbawiona blondynka.

- Co znowu? - zapytała lekko podirytowana Morgan, spoglądając na przyjaciółkę.

- Sadzisz ją do tej samej doniczki - parsknęła śmiechem, a dziewczyna zdezorientowana spojrzała na blat. Faktycznie, roślinka była wsadzona w to samą doniczkę.

- No cholera jasna - bluźniła pod nosem, wyciągając po raz kolejny roślinkę.

- Daj, pomogę ci - zaproponowała blondynka, zabierając roślinkę od przyjaciółki - Co jest powodem twojego roztargnienia? - dopytywała, przysypując roślinę ziemią.

- Strasznie boli mnie głowa - odpowiedziała, starając lekko się uśmiechnąć.

- I już, gotowe - oznajmiła Carl, stawiając przed Morgan roślinkę. - Powinnaś iść z tym do pani Pomfrey.

- Nie, to nic takiego. - mówiła, po czym ściszyła głos - Wczoraj trochę wypiła z Fredem wina, i o to mamy skutki.

- Mmm... romantycznie - zażartowała Carl, szturchając Morgan w ramię, przez co oberwała morderczym spojrzeniem. - Oj, już się tak nie bocz! - dodała, śmiejąc się z przyjaciółki.

Psikus (nie)doskonały • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz