Podczas kolacji w Wielkiej Sali, Morgan próbowała robić wszystko, byleby nie zaprzątać sobie głowy Fredem i jego niezapowiedzianymi odwiedzinami.
Pierwszy raz czuła się tak źle w Hogwarcie. Była przytłoczona wszystkim, co ją otaczało. Nie mogła skupić się na niczym, nawet na jedzeniu swojego gulaszu.
Carl była zajęta rozmową z George'em, za to Fred wcale nie zjawił się na kolacji, za co Morgan w głębi serca dziękowała. Wyznaczyła sobie prosty cel: zapomnieć o Fredzie i skupić się się na nauce.
Kiedy jedzenie nie szło jej wcale, a jedynie zataczała kółka łyżką w swojej misce, stwierdziła, że to chyba pora, aby udać się do dormitorium i odpocząć przed jutrzejszym dniem, którego plan lekcji wcale nie rozpieszczał.
- Carl - szturchnęła przyjaciółkę w ramię, przykuwając jej uwagę. - Pójdę się już położyć... Słabo się czuje.
- Coś się stało? - zapytała, przykuwając tym uwagę George'a.
- Nie, nie martwcie się... Po prostu jestem zmęczona, to pewnie dlatego. - Dobranoc.
- Dobranoc.
-Dobranoc.- odpowiedzieli wspólnie.
Morgan wstała od stołu i została odprowadzona wzrokiem przyjaciół aż do drzwi. Na korytarzu nie przewijało się za dużo osób. Nie były to nawet osoby, które znała, za co dziękowała w duchu.
- Morgan! - usłyszała za sobą i obróciła się. W jej kierunku zmierzał Cedrik, z którym nie miała od tak dawna kontaktu, przez ich sprzeczkę. Spanikowana ruszyła szybkim krokiem w stronę schodów. - Morgan, poczekaj!
- Nie, Cedrik! Daj mi spokój! - odpowiedziała mu, prawie biegnąc. Po tym wszystkim, co działo się w jej życiu, nie miała ochoty jeszcze na konfrontacje z Puchonem.
- Morgan! - krzyknął i chwycił ją za rękę, kiedy ta stawiała krok na ostatnim ze stopni. - Proszę, poczekaj... Porozmawiajmy.
-Cedrik, nie mamy o czym. - odparła, próbując wyrwać swoją dłoń z uścisku. - Poza tym za dużo dzieje się w moim życiu, żebym jeszcze miała obarczać się tobą.
- Słyszałem, co się stało i jest mi z tego powodu bardzo przykro... Nie zasłużyłaś na to.
- Skąd wiesz? - zapytała lekko przerażona Morgan. Najbardziej na czym jej zależało to to, żeby nikt nie dowiedział się o jej niuansach z Fredem.
- John, on mówił, że widział jak Fred całuję się z jakoś dziewczyną na błoniach. Przepraszam, nie pamiętam jej imienia.
- Z Cassandrą. - dokończyła za niego Morgan, kuląc się w sobie.
- Tak, właśnie z nią. - odpowiedział zmieszany Cedrik. - Nie powinnaś była zostać tak potraktowana przez niego. Zachował się jak Buc.
- No i kto to mówi, Cedrik. - zaśmiała się ironicznie, bez krzty radości. - Ktoś, kto unikał mnie przez miesiąc, broniąc szczeniackie zachowanie swoich przyjaciół.
- Dobra, Morgan, masz racje. Masz cholera stuprocentową racje. Zachowałem się jak Palant i możliwe, że niczym nie odbiegam od zachowania Fred. Powinienem od razu zareagować na ich niesłuszny atak w twoją stronę, a nie siedzieć cicho. Jedyne, w czym mogę przyznać rację Fredowi jest to, że sprał ich trochę. Gdy się dowiedziałem, co zrobili, sam miałem ochotę się na nich rzucić. Ja się po prostu bałem konfrontacji z tobą. Myślałem, że uważasz mnie za takiego samego chama, jak oni. Bałem się, że zbesztasz mnie na samym środku wielkiej sali. W momencie, w którym zdecydowałem się podjeść do ciebie, to był impuls. Ja nie wiedziałem co robię, byłem przerażony, rozumiesz?
- Nie bałeś się konfrontacji ze smokiem, który ział ogniem, ale mnie już tak? - zapytała Morgan i spojrzała poważnie na Cedrika, a po kilku sekundach oboje wybuchnęli śmiechem.
- Tak, mniej więcej tak to wygląda.
- Cóż za paradoks. - skwitowała. - Nie wiem, kiedy ostatni raz śmiałam się... tak na serio. - dodała i spojrzała na Cedrika, który także bacznie jej się przyglądał.
- Bardzo mi przykro, że tak wyszło, Morgan. Te ostatnie miesiące bez ciebie były strasznie puste.
- U mnie też nie było łatwo, jeśli mam być szczera. - odparła, lekko drapiąc się po ramieniu.
- Po tym co usłyszałem, tak szczerze... chciałem do ciebie napisać podczas ferii. Nawet miałem kilka prób, jednak każda kończyła w koszu. Ciężko mi uwierzyć w to, co zrobił Fred... Nie sądziłem, że jest taki.
- Uwierz mi, ja tak samo nie wierzyłam w to... - odparła bez emocji.
- Musi ci być teraz ciężko...
- Jest... Ale no cóż, muszę jakoś się ogarnąć. Postanowiłam skupić się na nauce. W następnym roku w końcu egzaminy końcowe.
- No tak... - zawahał się, jakby chciał coś powiedzieć. - Ale nie sądzisz, że to nic złego, trochę odpocząć, posmucić się?
- Smucę się już za długo, Cedriku. Czas się wziąć w garść i nie tracić więcej czasu.
- W takim razie idę razem z tobą w to. - oznajmił krzepko.
- Zerwałeś z Cho? - zapytała Morgan, nie kryjąc zdziwienia.
- Co? Nie! - zaprotestował, odgarniając włosy z czoła. - Z Cho wszystko jest w jak najlepszym porządku. Po prostu uważam, że przyda mi się przycisnąć trochę z nauką. Więc sobie pomyślałem, jeśli ci to oczywiście nie przeszkadza, że mógłbym z raz, może dwa razy w tygodniu spotykać się z tobą w bibliotece no i się uczyć.
- A co na to Cho? - zapytała Morgan. - Uwierz mi, że nie chce mieszkać się w wasz związek... Nie możecie cierpieć tak samo jak ja.
- O Cho się nie martw... To bardziej ona martwi się o ciebie. Nie będę ukrywać, że trochę o tobie rozmawialiśmy... Wie ile mi pomogłaś w relacji z nią. Wie też o sytuacji między nami, no i także o tej z Fredem. Szczerze to ona mnie wypchnęłam, żebym z tobą w końcu porozmawiał.
Morgan była w nie małym szoku. Nie znała wcale krukonki, nie była nawet pewna, czy kiedykolwiek zamieniła z nią choćby słowo. A teraz dowiaduje się, że Cho martwi się o nią.
- Pod jednym warunkiem mogę się zgodzić, Cedrik. - zaczęła. - Że będzie z tobą przychodzić także Cho. Wtedy nie będę miała wyrzutów sumienia. A i jej nie będę dokładać żadnych zmartwień. - Cedrik na chwilę się zamyślił, po czym jego twarz udekorował uśmiech.
- Załatwione! - oznajmił entuzjastycznie. - W takim razie, kiedy ci pasuje?
- Może pojutrze, w bibliotece o szesnastej?
- Jasne. W takim razie do zobaczenia, Rudzielcu. - Cedrik, który był o głowę wyższy od Morgan, potarmosił jej włosy i z uśmiechem zbiegł po schodach, zostawiając ją samo.
Morgan jeszcze chwilę stała i uśmiechała się sama do siebie, po czym obróciła się i ruszyła powoli w stronę wierzy Gryffindoru.
Prawdą było to, że w ostatnim czasie miała tyle problemów na głowie, że poniekąd zapomniała o Cedriku. Nie wiedziała, czy to lepiej, że nie była atakowana z dwóch stron przykrościami i po prostu wyparła z pamięci kłótnie z Puchonem, czy powinna mieć z tego powodu wyrzuty sumienia.
- Quid agis - wymamrotała do obrazu Grubej Damy, która od razu zrobiła przejście do pokoju wspólnego Gryfonów.
Morgan weszła do środka i lekko podskoczyła, kiedy prawie wpadła na Freda. Spojrzeli na siebie, a dziewczyna nie mogła wydusić z siebie nawet słowa.
- Wybacz, że prawie na ciebie wpadłem. - powiedział beznamiętnie chłopak, wyminął ją i wyszedł z pomieszczenia. Morgan sekundę się zawahała, po czym ruszyła w stronę sypialni. Obiecała sobie, że będzie rękami i nogami trzymać się swojego planu.
Fred musiał zniknąć z jej życia... Na dobre.
CZYTASZ
Psikus (nie)doskonały • Fred Weasley
FanficW życiu miłosnym bliźniaków Weasley zaczęło mieszać się jak w kociołku z eliksirem. Niespodziewanie odkrywają, że ich serca mogą należeć do czegoś niezwiązanego z psikusami a kogoś, co powoduje ogromny misz masz. Szósty rok w Hogwarcie rozpoczyna...