36🔥

135 8 7
                                    

Podczas kolacji w Wielkiej Sali, Morgan próbowała robić wszystko, byleby nie zaprzątać sobie głowy Fredem i jego niezapowiedzianymi odwiedzinami. 

Pierwszy raz czuła się tak źle w Hogwarcie. Była przytłoczona wszystkim, co ją otaczało. Nie mogła skupić się na niczym, nawet na jedzeniu swojego gulaszu.

Carl była zajęta rozmową z George'em, za to Fred wcale nie zjawił się na kolacji, za co Morgan w głębi serca dziękowała. Wyznaczyła sobie prosty cel: zapomnieć o Fredzie i skupić się się na nauce.

Kiedy jedzenie nie szło jej wcale, a jedynie zataczała kółka łyżką w swojej misce, stwierdziła, że to chyba pora, aby udać się do dormitorium i odpocząć przed jutrzejszym dniem, którego plan lekcji wcale nie rozpieszczał. 

- Carl - szturchnęła przyjaciółkę w ramię, przykuwając jej uwagę. - Pójdę się już położyć... Słabo się czuje. 

- Coś się stało? - zapytała, przykuwając tym uwagę George'a.

- Nie, nie martwcie się... Po prostu  jestem zmęczona, to pewnie dlatego. - Dobranoc.

- Dobranoc.

-Dobranoc.- odpowiedzieli wspólnie. 

Morgan wstała od stołu i została odprowadzona wzrokiem przyjaciół aż do drzwi. Na korytarzu nie przewijało się za dużo osób. Nie były to nawet osoby, które znała, za co dziękowała w duchu. 

- Morgan! - usłyszała za sobą i obróciła się. W jej kierunku zmierzał Cedrik, z którym nie miała od tak dawna kontaktu, przez ich sprzeczkę. Spanikowana ruszyła szybkim krokiem w stronę schodów. - Morgan, poczekaj! 

- Nie, Cedrik! Daj mi spokój! - odpowiedziała mu, prawie biegnąc. Po tym wszystkim, co działo się w jej życiu, nie miała ochoty jeszcze na konfrontacje z Puchonem. 

- Morgan! - krzyknął i chwycił ją za rękę, kiedy ta stawiała krok na ostatnim ze stopni. - Proszę, poczekaj... Porozmawiajmy.

-Cedrik, nie mamy o czym. - odparła, próbując wyrwać swoją dłoń z uścisku. - Poza tym za dużo dzieje się w moim życiu, żebym jeszcze miała obarczać się tobą. 

- Słyszałem, co się stało i jest mi z tego powodu bardzo przykro... Nie zasłużyłaś na to.

- Skąd  wiesz? - zapytała lekko przerażona Morgan. Najbardziej na czym jej zależało to to, żeby nikt nie dowiedział się o jej niuansach z Fredem.

- John, on mówił, że widział jak Fred całuję się z jakoś dziewczyną na błoniach. Przepraszam, nie pamiętam jej imienia.

- Z Cassandrą. - dokończyła za niego Morgan, kuląc się w sobie. 

- Tak, właśnie z  nią. - odpowiedział zmieszany Cedrik. - Nie powinnaś była zostać tak potraktowana przez niego. Zachował się jak Buc. 

- No i kto to mówi, Cedrik. - zaśmiała się ironicznie, bez krzty radości. - Ktoś, kto unikał mnie przez miesiąc, broniąc szczeniackie zachowanie swoich przyjaciół. 

- Dobra, Morgan, masz racje. Masz cholera stuprocentową racje. Zachowałem się jak Palant i możliwe, że niczym nie odbiegam od zachowania Fred. Powinienem od razu zareagować na ich niesłuszny atak w twoją stronę, a nie siedzieć cicho. Jedyne, w czym mogę przyznać rację Fredowi jest to, że sprał ich trochę. Gdy się dowiedziałem, co zrobili, sam miałem ochotę się na nich rzucić. Ja się po prostu bałem konfrontacji z tobą. Myślałem, że uważasz mnie za takiego samego chama, jak oni. Bałem się, że zbesztasz mnie na samym środku wielkiej sali. W momencie, w którym zdecydowałem się podjeść do ciebie, to był impuls. Ja nie wiedziałem co robię, byłem przerażony, rozumiesz? 

- Nie bałeś się konfrontacji ze smokiem, który ział ogniem, ale mnie już tak? - zapytała Morgan i spojrzała poważnie na Cedrika, a po kilku sekundach oboje wybuchnęli śmiechem.

- Tak, mniej więcej tak to wygląda. 

- Cóż za paradoks. - skwitowała. - Nie wiem, kiedy ostatni raz śmiałam się... tak na serio. - dodała i spojrzała na Cedrika, który także bacznie jej się przyglądał. 

- Bardzo mi przykro, że tak wyszło, Morgan. Te ostatnie miesiące bez ciebie były strasznie puste. 

- U mnie też nie było łatwo, jeśli mam być szczera. - odparła, lekko drapiąc się po ramieniu. 

- Po tym co usłyszałem, tak szczerze... chciałem do ciebie napisać podczas ferii. Nawet miałem kilka prób, jednak każda kończyła w koszu. Ciężko mi uwierzyć w to, co zrobił Fred... Nie sądziłem, że jest taki. 

- Uwierz mi, ja tak samo nie wierzyłam w to... - odparła bez emocji.

- Musi ci być teraz ciężko...

- Jest... Ale no cóż, muszę jakoś się ogarnąć. Postanowiłam skupić się na nauce. W następnym roku w końcu egzaminy końcowe. 

- No tak... - zawahał się, jakby chciał coś powiedzieć. - Ale nie sądzisz, że to nic złego, trochę odpocząć, posmucić się?

- Smucę się już za długo, Cedriku. Czas się wziąć w garść i nie tracić więcej czasu.

- W takim razie idę razem z tobą w to. - oznajmił krzepko.

- Zerwałeś z Cho? - zapytała Morgan, nie kryjąc zdziwienia.

- Co? Nie! - zaprotestował, odgarniając włosy z czoła. - Z Cho wszystko jest w jak najlepszym porządku. Po prostu uważam, że przyda mi się przycisnąć trochę z nauką. Więc sobie pomyślałem, jeśli ci to oczywiście nie przeszkadza, że mógłbym z raz, może dwa razy w tygodniu spotykać się z tobą w bibliotece no i się uczyć. 

- A co na to Cho? - zapytała Morgan. - Uwierz mi, że nie chce mieszkać się w wasz związek... Nie możecie cierpieć tak samo jak ja. 

- O Cho się nie martw... To bardziej ona martwi się o ciebie. Nie będę ukrywać, że trochę o tobie rozmawialiśmy... Wie ile mi pomogłaś w relacji z nią. Wie też o sytuacji między nami, no i także o tej z Fredem. Szczerze to ona mnie wypchnęłam, żebym z tobą w końcu porozmawiał. 

Morgan była w nie małym szoku. Nie znała wcale krukonki, nie była nawet pewna, czy kiedykolwiek zamieniła z nią choćby słowo. A teraz dowiaduje się, że Cho martwi się o nią. 

- Pod jednym warunkiem mogę się zgodzić, Cedrik. - zaczęła. - Że będzie z tobą przychodzić także Cho. Wtedy nie będę miała wyrzutów sumienia. A i jej nie będę dokładać żadnych zmartwień. - Cedrik na chwilę się zamyślił, po czym jego twarz udekorował uśmiech.

- Załatwione! - oznajmił entuzjastycznie. - W takim razie, kiedy ci pasuje?

- Może pojutrze, w bibliotece o szesnastej? 

- Jasne. W takim razie do zobaczenia, Rudzielcu. - Cedrik, który był o głowę wyższy od Morgan, potarmosił jej włosy i z uśmiechem zbiegł po schodach, zostawiając ją samo. 

Morgan jeszcze chwilę stała i uśmiechała się sama do siebie, po czym obróciła się i ruszyła powoli w stronę wierzy Gryffindoru. 

Prawdą było to, że w ostatnim czasie miała tyle problemów na głowie, że poniekąd zapomniała o Cedriku. Nie wiedziała, czy to lepiej, że nie  była atakowana z dwóch stron przykrościami i po prostu wyparła z pamięci kłótnie z Puchonem, czy powinna mieć z tego powodu wyrzuty sumienia. 

- Quid agis - wymamrotała do obrazu Grubej Damy, która od razu zrobiła przejście do pokoju wspólnego Gryfonów. 

Morgan weszła do środka i lekko podskoczyła, kiedy prawie wpadła na Freda. Spojrzeli na siebie, a dziewczyna nie mogła wydusić z siebie nawet słowa. 

- Wybacz, że prawie na ciebie wpadłem. - powiedział beznamiętnie chłopak, wyminął ją i wyszedł z pomieszczenia. Morgan sekundę się zawahała, po czym ruszyła w stronę sypialni. Obiecała sobie, że będzie rękami i nogami trzymać się swojego planu. 

Fred musiał zniknąć z jej życia... Na dobre. 

Psikus (nie)doskonały • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz