31🔥

166 7 3
                                    

.

Po słowach Freda w pomieszczeniu zapanowała cisza. George patrzył na swojego brata i na Morgan.

- Nie wierzę w was! - oznajmił wściekle, podchodząc do nich. - Chcecie to wszystko zaprzepaścić przez głupie gadanie Cassandry i Johna! Wy jesteście normalni?

- To nie jest głupie gadanie! - Krzyknęła Morgan. - On pocałował Cassandrę! - wskazała na Freda, a wszyscy wstrzymali oddech. - Kiedy to zrobił, stracił mnie... na zawsze. 

- Ale to nie był mój ruch... tylko jej. - odpowiedział cicho Fred, patrząc na Morgan.

- Ale ja nie potrafię ci wybaczyć... nie potrafię patrzeć na ciebie, jak na mojego Freda, bo już go nie widzę w twoich oczach... To była twoja ostatnia szansa...straciłeś ją. Nie powiedziałeś mi nic o tym, udawałeś, że wszystko jest okej, a później, jak gdyby nigdy nic uprawiałeś ze mną sex. - ostatnie słowa rozbrzmiały w pomieszczeniu echem.

- Co?! - zająkała się Carl. George patrzył z niedowierzaniem na brata. 

- Jak mogłeś?! - wykrzyczał George, ruszając w stronę brata. 

- George! - Carl podbiegła do nich, próbując ich rozdzielić.

- Jak mogłeś zrobić z nią to po tym wszystkim! Nic jej nie mówiąc! Kurwa, ty ją wykorzystałeś!

- Uspokój się! - krzyczał Fred, odpychając od siebie brata. - Nie wykorzystałem jej! 

- Przestańcie! - Carl odciągała George'a.

- Ty Wstrętna Łajzo! - Krzyknął George, celując pięścią w twarz brata. Trafił.

- Nie wykorzystałem jej! - krzyczał Fred. Jego policzek zrobił się czerwony. - Ja ją kocham! Ja chciałem z nią to zrobić, bo ją kocham! Nigdy nie chciałem jej wykorzystać!

- Macie się wszyscy uspokoić! - Krzyk Carl rozniósł się echem po pomieszczeniu. Bliźniacy momentalnie przestali się szamotać. - Co się z wami najlepszego dzieje!? - Z wargi Freda stróżką spływała krew.

W tym momencie w kominku zapłonął ogień, a z niego wyłoniło się kilka postaci, które zastały przyjaciół w bardzo dziwnej sytuacji.

- W czymś przeszkodziliśmy? - zapytał średniego wzrostu blondyn.

- Atlas!- powiedziała Carl, próbując wybrnąć z niezręcznej sytuacji. - Nie sądziłam, że pojawicie się tak wcześnie... - zaśmiała się nerwowo.

- No tak jakoś wyszło - uśmiechnął się szelmowską. - zabrałem też paru swoich znajomych.

- jasne, nie ma problemu. Wszyscy są mile widziani - odparła Carl, drapiąc się w kark. - Słuchajcie - zwróciła się do bliźniaków. - To jest Atlas, mój kuzyn. - chłopak pomachał do braci, a ci niezręcznie odmachali. - Są tu też jego znajomi oraz parę osób ze szkoły. Morgan, ty pewnie kojarzysz Atlasa...

- Jasne, tak... coś tam mi świta. - powiedziała lekko się uśmiechając. 

- Na Merlina! - odezwał się Atlas, mierząc wzrokiem talie osy Morgan. - Nie mówicie mi, że to Morguśka! Ta Morguśka, który przetrzepała mi głowę łopatką do piaskownicy, kiedy położyłem na jej piaskowym torcie dżdżownice! - większość jego znajomych zaśmiała się.

- Po tylu latach, dalej pamiętasz! - zaśmiała się nerwowo, a chłopak podszedł do niej szybko i ją uściskał. 

- No jasne, obiecałem ci, że nie zapomnę ci tego do śmierci! - Fred patrzył na to wszystko, jak Atlas obejmuję Morgan z dziką zazdrością. Od razu wiedział, że się nie polubią. 

- A więc! - zaczęła Carl. - Teraz są już wszyscy! Możemy zacząć się bawić! - po czym odwróciła się do bliźniaków. - A z wami dokończę później. - wycedziła przez zęby z gniewną miną, tak, by tylko oni to usłyszeli.

- Jestem za, siostrzyczką!- klasnął w dłonie Atlas.-  Morgan, zatańczysz?

- Em, Atlas - przerwała mu Carl. - Morgan musi najpierw iść i opatrzyć wargę Freda, bo się biedaczek przypadkiem rozciął, a ja nie mogę iść do kuchni... Wiesz to tak daleko, a ja muszę tu wszystkiego pilnować. - spojrzała znacząco na swojego chłopaka, który speszył się. A tylko ona wie, gdzie jest apteczka. - Morgan spojrzała na nią z mordem w oczach, a ta z uśmiechem wzruszyła ramionami. 

- W takim razie - zaczął Atlas. - czekam z niecierpliwością. - po czym uśmiechnął się do Morgan i ucałował wierzch jej dłoni. Na ten czyn, Fred aż zagotował się w środku, za to policzki Morgan okryły się rumieńcem.


Morgan i Fred wyszli z salonu, w którym zrobiło się dosyć tłoczno i ruszyli w stronę kuchni w milczeniu. 

Kiedy przeszli przez drewniane drzwi, ich oczom ukazała się przytulna, zielono biała kuchnia.

Fred usiadł na stołku przy wyspie kuchennej, a Morgan ruszyła po apteczkę.

Dziewczyna nie była zachwycona tym, że musi przebywać z chłopakiem sam na sam. Chciała jak najszybciej wrócić do tłumu, w którym mogłaby się zaszyć. 

Usiadła na przeciw Freda i położyła apteczkę na wyspie, po czym ją otworzyła. Ze środka wyciągnęła odkażacz, waciki i plaster. 

- Będzie bolało? - zapytał Fred, chcąc trochę rozluźnić atmosferę. 

- Za głupotę się płaci - odparła oschle, chwytając go za brodę i przyciągając do siebie. Ich twarze były blisko siebie, a poliki Freda pokryły się rumieńcem. - Nie wyobrażaj sobie. - dodała Morgan, widząc to, czym speszyła chłopaka. 

Sięgnęła po odkażacz i namoczyła wacik, po czym przyłożyła go pewnie do rany, a Fred zawył z bólu. 

- Osz cholera jasna! Jak to pieczę! - krzyknął, jednak dziewczyna dalej trzymała go za brodę i przyciskała wacik do jego rany. - Dobra już! - wyrwał się, krzywiąc z bólu. - mścisz się teraz na mnie za to wszystko!

- Dziwisz mi się jeszcze? - zapytała ironicznie, rozklejając plaster. - Przysuń się, nie będę teraz się nad tobą gimnastykować. - Chłopak zrobił to, o co prosiła. 

- Przepraszam...

- Nie chce twoich przeprosin. - oznajmiła, w skupieniu przyklejając plaster. 

- Ja chcę ciebie - powiedział, zanim pomyślał, a Morgan odsunęła się od razu.

- Miałeś. Nie doceniłeś. Straciłeś. - odparła, patrząc mu się bezemocjonalnie w oczy. - Nie wracaj więcej do tego tematu. Zostaw mnie w spokoju i zniknij z mojego życia. - kończąc to wstała i ruszyła  w stronę drzwi. Fred złapał ją za rękę.

- Proszę... Ostatni szansa...

- Ty chyba sobie kpisz! - Morgan odwróciła się do niego energicznie.- Po tym wszystkim prosisz mnie o jeszcze jedną szansa? Na ten moment to ty się ciesz, że nie masz rozwalonej drugiej wargi! - dziewczyna szarpnęła się i wyszła z kuchni trzaskając drzwiami. 

- Kurwa mać! - Krzyknął waląc pięścią w stół. Stracił ją. Dziewczynę, którą kochał.

 Oparł czoło na przedramieniu leżącym na blacie, a po chwili z jego oczu zaczęły płynąc łzy. Jedna po drugiej, niosące każdą najmniejszą emocje.

Psikus (nie)doskonały • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz