33🔥

148 6 4
                                    

Morgan przetańczyła z z Atlasem jeszcze trzy piosenki, jednak z każdą kolejną jej myśli zaczynał coraz bardziej zaprzątać Fred. Próbowała o nim nie myśleć i skupić się na tańczeniu, ale nie wychodziło jej to.

- Morgan! Ziemia do Morgan! - usłyszała nagle i poderwała swój wzrok na rozbawionego Atlasa. - Za chwile północ. Wszyscy idą na balkon, trzeba się ubrać.

- Ach, tak! Jasne - odparła, jakby wyrwana z transu.

- Coś się stało? - zapytał z troską.

- Nie, wszystko w porządku. - odparła siląc się na uśmiech.

- To co, idziemy? 

- Tak, tak. Tylko skoczę po płaszcz do przedpokoju. - mówiąc to, ruszyła do wyjścia z salonu. Na korytarzu nie minęła się z nikim, bez problemu też odnalazła swój zimowy płaszcz oraz szalik i zaczęła się ubierać. 

Nagle usłyszała za sobą głos:

- Wychodzisz już? Przed samą północą? - na ten ochrypły głos spięła się i zastygła w miejscu. To był Fred, tyle że pijany Fred. 

- Ubieram się, żeby wyjść na balkon. - odparła, owijając wokół szyi szalik.

- Yhym...Zapewne z Atlasem? - zapytał nie kryjąc wścibskiego tonu.

- Nie twój interesem z kim idę a z kim nie... - chciała już się stąd wydostać, wrócić do innych i nie czuć na sobie intensywnego wzroku Fred, który dalej działał na nią dziwnie, pomimo wyrządzonych szkód.

- Szczęścia! Tyle mogę wam życzyć w nowym roku.

- O co ci chodzi? - odwróciła się energicznie do niego. Stał, oparty o ścianę przy samych drzwiach wyjściowych i patrzył się na dziewczynę, rzadko kiedy mrugając. W lewej ręce trzymał butelkę z whisky, prawo miał posiniaczono po bójce z George'em.

- O nic - powiedział, upijając solidny łyk trunku. - Skoro przetańczyliście razem całą noc, aż do samej północy, to chyba coś znaczy? Na pewno tańczyłaś z nim dłużej, niż ze mną na balu.

- Przypomnę ci tylko, że nie jesteśmy już razem, od kiedy postanowiłeś mnie zdradzić z Cassandrą na błoniach, później mnie okłamać, a jeszcze później kiedy przyszedłeś do mnie do domu żeby mnie powyzywać od najgorszych, tylko po to by ulżyć swojemu ego.

Fred parsknął.

- Nigdy mnie nie kochałaś, ani nie potrzebowałaś. Byłem tylko marionetką w twoich rękach, a kiedy tylko znalazł się chłopak, który jest tak obrzydliwie bogaty, że mógłby kupić ci nawet jacht, od razu do niego poleciałaś... Szybko się po mnie otrząsnęłaś...

Zapadła między nimi cisza. Morgan aż kipiała ze złości i nie kontrolując siebie, ciszę przedarł świst jej ręki lądującej na policzku jej byłego chłopaka.  O podłogę z impetem uderzyła dzierżona przez Freda butelka z trunkiem, odbijając się echem przez puste korytarze. Po czym znowu nastała cisza.

- Jak śmiesz w ogóle! - wykrzyczała, a do jej oczu zaczęły cisnąć się łzy. - Sugerować, że jestem materialistko? Jak ci nie wstyd? Po tym wszystkim co mi zrobiłeś... - przez moment chłopak nic nie odpowiedział, trzymając się za policzek, jakby w szoku, że ta w ogóle była w stanie to zrobić z taką siłą. - Nie twój interes co robię z kimkolwiek, ponieważ nie jesteś już dla mnie nikim ważnym, rozumiesz? Nawet jeśli zaczęłabym z kimś chodzić, to to nie jest informacja dla ciebie.


Po policzkach Morgan spływały gorzkie łzy, za to Fred patrzył na nią nie wiedząc, co zrobić.

Psikus (nie)doskonały • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz