𝐗𝐗𝐈𝐕

88 7 24
                                    

Pierwszy stycznia dwa tysiące jedenastego. Sophie i Paul postanowili razem spędzić ten dzień, chociażby w łóżku. I tak też było. Dopiero po południu zeszli do kuchni, aby zjeść śniadanie. Ale później wrócili z powrotem do sypialni. Kolejne dni mijały im wręcz tak samo. Tak beztrosko, tak przyjemnie. Całkowicie stracili rachubę czasu, przez co Sophie nawet nie wiedziała, że czwartego stycznia były jej trzydzieste urodziny. Dopiero w niedzielę, dziewiątego, gdy wróciła do siebie do domu i naładowała telefon, ogarnęła to wszystko. Odczytała wszystkie życzenia urodzinowe sprzed pięciu dni i podpisywała na nie z podziękowaniami. Jednak cieszyła się z tego, jak spędziła pierwszy tydzień nowego roku i nie żałowała niczego.

Sophie myślała, że to będzie najlepszy rok w jej życiu, ale niestety rozczarowała się już w poniedziałek, gdy rozmawiała z Codym i nagle zaczęło jej się robić słabo. Strasznie pobladła na twarzy, a nogi zrobiły jej się jak z waty. Było jej coraz bardziej duszno. W pewnej chwili po prostu złapała Cody'ego za ramię, mówiąc mu, że okropnie się czuje. Chłopak od razu złapał ją pod rękę i posadził na jednym z krzeseł w holu, panikując przy tym. Bał się, że Sophie zaraz straci przytomność. Szybko pobiegł do automatu i kupił zimną wodę, po czym jeszcze szybciej wrócił do dziewczyny i kazał jej się napić. Chwilę później zrobiło jej się już trochę lepiej, jednak nadal nie czuła się dobrze. Miała wrażenie, że chce jej się wymiotować, a po kilku chwilach z powrotem czuła się okropnie.

– Hej, co się dzieje? – spytał ich nagle Caleb, przechodząc korytarzem.

– Sophie prawie zasłabła – odpowiedział Cody.

– Źle wygląda – stwierdził, patrząc na dziewczynę. – Zadzwonię do Paula. Niech po nią przyjedzie.

– Nie trzeba. Już mi lepiej – powiedziała Sophie słabym głosem.

– Jesteś osłabiona. Powinnaś wrócić do domu – powiedział, marszcząc brwi, po czym wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do Paula. O dziwo, po kilku minutach niebieskooki był na miejscu i od razu pobiegł do swojej dziewczyny.

– Sophie, co ci się dzieje? – spytał ją zmartwiony.

– Nie wiem, słabo mi – powiedziała cicho, a facet od razu wziął ją na ręce jak pannę młodą i wyniósł z fundacji prosto do swojego auta. Od razu, gdy wsiedli, Paul gwałtownie wyjechał na ulicę. – Błagam cię, jedź trochę wolniej, bo się porzygam... – jęczała dziewczyna. Facet od razu zwolnił.

– Zatrzymać się? Chcesz wysiąść? – zaczął ją pytać, na co brunetka pokręciła głową. – Sophie, ale co się stało? Dlaczego prawie zemdlałaś?

– Rozmawiałam z Codym i nagle mi się słabo zrobiło. Nie pytaj o więcej, bo nie mam siły ci już odpowiadać. Zawieź mnie do domu – mówiła słabym głosem.

– Okej. Jedziemy do mnie – powiedział.

Kilkanaście minut później byli już u Paula w domu. Sophie myślała, że już jej przeszło, ale ewidentnie się myliła. Już po chwili znowu było jej słabo i miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Od razu położyła się na kanapie, aby nie upaść na podłogę. W pewnym momencie po prostu zaczęła płakać. Nie miała pojęcia, co może jej dolegać, a obecność Paula, który był nadopiekuńczy i zaczął traktować ją jak małe, bezbronne dziecko, już trochę jej przeszkadzała. Jednak dziewczyna nie chciała mu tego mówić. Nie chciała znów być taka, jak w pierwszych dniach ich znajomości.

Po kilku minutach Sophie podniosła się do pozycji siedzącej. Patrzyła na Walkera wzrokiem pełnym miłości. Pragnęła go w tej chwili, jednak blondyn akurat w tamtym momencie nie pokazywał po sobie jakiegokolwiek zainteresowania dziewczyną. Chciał tylko, żeby było z nią już dobrze, bo gdy ona była chora, on mentalnie też. Na szczęście Jones czuła się już o wiele lepiej. Uśmiechała się do Paula, a po chwili po prostu usiadła na niego okrakiem i zaczęła go całować po szyi.

Can't Forget You | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz