𝐗𝐈

117 8 23
                                    

– Paul, ogólnie zastanowiłam się i... Tak, będę twoją dziewczyną. Kocham cię – powiedziałam, wtulając się w mężczyznę. Pierwszy raz w życiu naprawdę się zakochałam.

– Też cię kocham, Sophie. Od pierwszego dnia naszej znajomości – szepnął mi do ucha.

– To dlatego byłeś taki zazdrosny, gdy gadałam z Codym? – spytałam, chichocząc.

– Między innymi – westchnął. – Może lepiej nie mówmy mu o tym, że jesteśmy razem, okej?

– Okej – zgodziłam się. – Chociaż on pewnie już się domyśla.

– Nie. On raczej myśli, że nadal obdarzasz mnie wielką nienawiścią i jeździsz ze mną na te wszystkie imprezy z przymusu. Nawet któregoś dnia mi powiedział, żebym już sobie odpuścił, bo nic z tego nie będzie. Młody gówno wie o naszej relacji i niech tak zostanie.

– No dobra, a planujesz w ogóle komuś o tym powiedzieć? – spytałam, mając nadzieję, że nie.

– Nie wiem. W sumie to mógłbym powiedzieć o tym tylko Calebowi, bo tak szczerze to tylko do niego mam zaufanie, że nikomu by nie wygadał – uśmiechnął się lekko. – Bo wiesz, jakbym powiedział Ashlie albo Amie to one zaraz by wszystkim wygadały. To samo z Codym, tylko ten by jeszcze pewnie depresji dostał, bo się w tobie dalej kocha – zaczął się śmiać. – A znajomym też nie powiem, bo nie muszą w sumie o tym wiedzieć.

– No tak. Ja też chyba nikomu nie będę mówić, bo w sumie to nikomu tu nie ufam – stwierdziłam. – Znaczy tylko tobie ufam – dodałam po chwili, na co Walker się uśmiechnął.

– Urocza jesteś – powiedział i pocałował mnie w policzek. – Ja też ci ufam, Sophie.

W poniedziałek przyszłam do pracy w bardzo dobrym humorze. Dosłownie uśmiechałam się do wszystkich, nawet do Cathy, za którą nie przepadałam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, bo dawno nie byłam aż tak szczęśliwa. Zauważyłam, że Paul też był bardziej wesoły niż zazwyczaj. Gdy szłam w stronę mojego gabinetu, on akurat stał kilka metrów dalej i rozmawiał z jakimiś facetem, co chwilę zerkając w moją stronę i się uśmiechając. Miałam tylko nadzieję, że mnie nie obgadywał.

– Hej Sophie. Co ty taka wesoła dzisiaj? – spytała mnie Jenny, wchodząc zaraz za mną do gabinetu.

– Zarażam ludzi pozytywną energią – zachichotałam.

– Jak zarazisz nią jeszcze Cathy, to będę ci bardzo wdzięczna – powiedziała z lekkim uśmiechem. Jak widać też nie przepadała za tamtą tapeciarą.

– To na nią coś takiego działa? – zaczęłam się śmiać, siadając przed komputerem.

– Wątpię, ale zawsze można spróbować. – Blondynka też się śmiała.

– Czego można spróbować? – spytał nagle Cody, wchodząc do naszego gabinetu.

– Nieważne – uśmiechnęła się Jenny, a wtedy ja się głośno zaśmiałam.

– Ej, co wam jest? Ze mnie się tak śmiejecie? – Walker chyba był aktualnie bardzo zdezorientowany.

– Nie, spokojnie. Tylko Sophie troszkę odwala – wyjaśniła mu moja koleżanka, po czym znowu zaczęła się śmiać razem ze mną.

– Uspokójcie się może trochę, bo jeszcze ktoś pomyśli, że coś brałyście – powiedział, chichocząc. – W ogóle, Sophie, mam ważne pytanie.

– Jakie? – Spoważniałam, myśląc, że te jego „ważne pytanie" jest naprawdę ważne.

– Będziesz na mojej imprezie urodzinowej? – Gdy o to spytał, myślałam, że zaraz wybuchnę ze śmiechu, jednak jakimś cudem się powstrzymałam.

Can't Forget You | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz