𝐈

360 14 47
                                    

Jak na początek maja było dosyć chłodno. Padał deszcz i wiał silny wiatr. Aż po prostu odbierało mi chęci do życia. Patrzenie przez okno na pogodę sprawiało, że coraz bardziej chciało mi się spać. Poszłam do kuchni i postanowiłam zrobić sobie kawę. Chyba nic nie pobudzało mnie tak, jak ona. Po chwili siedziałam przy stole i ją piłam, nadal patrząc w stronę okna. W takim powolnym tępie mijał mi właśnie początek dnia.

Po południu zabrałam się za pakowanie walizek. Nie chciałam opuszczać tego miejsca, ale musiałam. Tak bardzo pragnęłam zapomnieć o tych wszystkich wydarzeniach, a najbardziej o tragicznym wypadku, w którym zginęli moi rodzice. Nic mnie tutaj już nie trzymało. Miałam może jedną koleżankę, ale nie byłyśmy ze sobą aż tak zżyte, więc pewnie jakbym tu już nie wróciła, ona by się tym zbytnio nie przejęła.

Dosuwałam już ostatnią walizkę, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, bo w sumie to od dawna nikt mnie nie odwiedzał, oprócz listonosza albo kuriera. Dosunęłam do końca walizkę i zeszłam po schodach na parter. Od razu poszłam w stronę drzwi. Otworzyłam je, a wtedy ujrzałam postać, którą średnio kojarzyłam. Była to średniego wzrostu szczupła brunetka z zielonymi oczami, piegami na nosie i bladą cerą. Z trudnością wymusiłam uśmiech i wpuściłam ją do środka.

– Hej kuzynko. Jak tam ci się żyje? – spytała ciemnowłosa dziewczyna, obejmując mnie na przywitanie.

„Kuzynko"? – pomyślałam. Zaskoczyła mnie, a ja szczerze to zapomniałam, że w ogóle posiadam jakichkolwiek kuzynów. – Jakoś leci – odpowiedziałam jej, gdy się ode mnie odsunęła. Razem poszłyśmy do kuchni i odruchowo zaczęłam robić jej kawę. – Chcesz kawę, co nie? – Dla pewności postanowiłam ją spytać.

– Jasne, poproszę – uśmiechnęła się, siadając przy stole. – Co porabiasz dzisiaj? – spytała, patrząc się na mnie.

– Poza tym, że spakowałam się w trzy duże walizki, to nic – odpowiedziałam jej szczerze.

– Wyprowadzasz się stąd? – zdziwiła się.

– Tak – westchnęłam, podając jej już gotową kawę. – Muszę zacząć to wszystko od nowa w innym miejscu. Jutro rano stąd wylatuję, jakby cię to interesowało.

– Szkoda, bo akurat chciałam odnowić z tobą kontakt – powiedziała, wywracając oczami, a ja usiadłam obok niej.

– Trochę za późno, nie uważasz?

– Może i tak, a kiedy wracasz? – spytała, po czym upiła łyk kawy.

– Wątpię, że kiedykolwiek tu wrócę. Chyba wiesz, że nie mam najlepszych wspomnień z tym miastem. – Spojrzałam na nią, unosząc jedną brew.

– A ogólnie to gdzie się wyprowadzasz? – spytała, jakby ignorując to, co jej przed chwilą powiedziałam.

– Do Los Angeles – odpowiedziałam, a wtedy jej oczy zrobiły się wielkości monety o nominale dwóch funtów.

– Żartujesz sobie?! – wykrzyknęła z niedowierzaniem, jednocześnie wstając od stołu.

– Nie. Naprawdę tam lecę – uśmiechnęłam się lekko, ale prawdziwie. To był chyba pierwszy raz od kilku miesięcy.

Naprawdę marzyłam o wyprowadzce z Birmingham. Nienawidziłam tego miasta, jak i ludzi stąd. Lot do Stanów będzie najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjęłam. Wreszcie zacznę żyć na nowo. Gdy moja kuzynka już poszła, ja od razu pobiegłam po walizki i zniosłam je na parter. Postawiłam je przy drzwiach wyjściowych, a później jeszcze przeszłam się po domu, aby zobaczyć, czy na pewno wszystko spakowałam. Byłam bardzo podekscytowana dniem jutrzejszym.

Can't Forget You | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz